Jak Polska długa i szeroka właściciele pensjonatów, lodowisk, stoków narciarskich i restauracji otwierają swoje biznesy mimo obowiązującego zakazu. Adam Niedzielski, urzędujący minister zdrowia, przekonuje, że wydłużenie obostrzeń do 31 stycznia zostało wymuszone „wysokim poziomem ok. 10 tys. zachorowań” dziennie.
Pierwsi odważni, którzy zdecydowali się złamać rządowe zakazy, musieli liczyć się z nieprzyjemnościami. Kontrolami sanepidu, wysokimi mandatami (do 30 tys. złotych) i wizytami policji.
Tyle tylko, że protestu zdesperowanych przedsiębiorców nie da się już zatrzymać. Media informują o kolejnych otwieranych restauracjach czy obiektach sportowych. Tak się stało np. w Szczecinie i Cieszynie. W Olsztynie lokalni restauratorzy umówili się, że wspólnie otworzą swoje lokale i poinformowali o tym sanepid i policję.
– Jeśli otwartych biznesów będą tysiące, rząd będzie musiał się poddać. Nie ma takiej armii ludzi w policji i sanepidzie, która pozwoli na nękanie kontrolami kilkudziesięciu tysięcy przedsiębiorców – zauważa jednak lider organizacji Strajk Przedsiębiorców, Paweł Tanajno.
– Wygląda na to, że władza centralna traci kontrolę nad lokalnymi urzędnikami. Szeregowi pracownicy sanepidu i część policjantów unika konfrontacji. Oni już wiedzą, że prawo jest po naszej stronie, bo kary i mandaty zostają później anulowane przez sądy. Surowe konsekwencje, włącznie z karą 30 tys. zł za otwarcie restauracji, którymi straszą urzędnicy w rządowych mediach, nie są w praktyce stosowane – dodaje Tanajno.
– Musicie być gotowi na kontrole codziennie! Jeżeli wszyscy otworzą, to oni nie będą w stanie wszystkich non stop kontrolować. Po prostu, zwłaszcza sanepid, nie będą mieli kim – mówi z kolei Magdalena Wilk, prawnik, która specjalizuje się w sprawach dotyczących naruszeń obostrzeń wprowadzonych w związku z epidemią.
Źródło: Wirtualna Polska