Niemiecki historyk Stephan Lehnstaedt w wywiadzie dla Deutsche Welle twierdzi, że reparacje to problem moralny dla Niemiec dlatego powinien otwierać możliwość negocjacji.
Rozgłośnia przypomina, że niemiecki rząd konsekwentnie odmawia jakichkolwiek rozmów na temat reparacji, uważając problem za politycznie i prawnie zakończony. Innego zdania jest profesor Stephan Lehnstaedt. W tych dniach ukazała pod jego redakcją książka, pt. „Schuld ohne Suehne?” (Wina bez kary?). Autor utrzymuje, że sprawa zadośćuczynienia dla ofiar wcale nie jest zamknięta.
– Kwestie prawne muszą rozstrzygnąć prawnicy. Uważam natomiast, że trzeba rozmawiać o indywidualnym zadośćuczynieniu. Nie mówię o narodowych reparacjach, lecz o indywidualnym zadośćuczynieniu. Chodzi o osoby, które przeżyły prześladowania nazistowskie: obozy, wysiedlenia i inne represje. Ich liczbę szacuję na 20-30 tys. Nie dostały dotychczas nic albo niewiele. Zostały potraktowane gorzej niż odpowiednicy z państw Europy Zachodniej – twierdzi naukowiec.
Dodaje także, że to moralny problem dla Niemiec i negatywnie ocenia brak dobrej woli Berlina. Natomiast strona polska, jeśli porusza temat, mówi tylko o reparacjach, ale nie wysuwa oficjalnie roszczeń wobec Niemiec. Na pytanie DW, czy taka postawa nie wynika z obaw przed negatywną reakcją Berlina i odrzuceniem roszczeń? – historyk odpowiedział: – To moralne zobowiązanie, które nie powinno wzbudzać w Niemczech kontrowersji. Nie widzę żadnej niemieckiej partii, która oświadczyłaby, że ofiary prześladowań, które dotychczas nie otrzymały żadnych świadczeń, nic nie dostaną.
Zdaniem Lehnstaedta, Niemcy nie mogą ignorować faktu, że większość polskiego społeczeństwa nadal uważa ten temat za ważny. Politycy mogą powiedzieć: „nas to nie interesuje”. Gdy odejdą ostatni świadkowie wojny, wtedy można będzie się zastanowić, czy nadszedł czas na przedawnienie. Nie może być jednak jednostronna decyzja Niemców. Zakres rekompensat należy ustalić w dialogu z krajami, które Niemcy napadły.
– Jeżeli Francja mówi, że dla niej temat jest zamknięty, to dobrze. Ale jeśli Polska mówi, że nie, Niemcy muszą się z tym zmierzyć – ocenia historyk. Ponadto uważa, że nowy gabinet Olafa Scholza może okazać większą otwartość na polskie postulaty. Nie sądzi jednak, aby jakikolwiek niemiecki rząd wystąpił z własną inicjatywą. Impuls musi przyjść z Polski.