Baku zagroziło, że uderzeniem rakietowym zniszczy armeńską elektrownię atomową. W odpowiedzi Erywań zagroził nalotem na azerską elektrownię wodną. To konsekwencja trwających od kilku dni walk granicznych pomiędzy oboma państwami. Zrealizowanie gróźb wywoła katastrofę ekologiczną w regionie Kaukazu, ale skutki odczuje cały świat.
– Z powodu trwającego konfliktu granicznego Azerbejdżan i Armenia wymieniły się groźbami uderzeń w strategiczne obiekty infrastruktury energetycznej – informuje agencja Newsru.com.
Azerowie twierdzą, że odpowiadają jedynie na ormiański szantaż, bo to Erywań pierwszy zagroził zniszczeniem Mingeczaurskiej elektrowni wodnej. Dlatego Baku opublikowało specjalne ostrzeżenie: – Jeśli Armenia zaatakuje nasz obiekt energetyczny, siły zbrojne Azerbejdżanu odpowiedzą nalotem na elektrownię atomową przeciwnika.
Jak głosi komunikat: – Nasza armia posiada precyzyjne rakiety, których zasięg pozwala zniszczyć Mecamorską elektrownię jądrową.
Z kolei sztab generalny w Erywaniu oświadczył, że azerskie uderzenie na tak wrażliwy obiekt, jak elektrownia jądrowa będzie międzynarodowym przestępstwem. – Zaprzeczamy planom zniszczenia cywilnej infrastruktury Azerbejdżanu – czytamy w ormiańskim komunikacie.
Niemniej jednak informacje z wrogich stolic świadczą, że obie strony traktują wzajemne groźby niezwykle poważnie. Wokół elektrowni rozmieszczane są dodatkowe baterie rakiet przeciwlotniczych.
Wojna nerwów to skutek trwających od kilku dni, krwawych walk granicznych. Od 12 lipca trwa wzajemny ostrzał artyleryjski oraz naloty dronów. Po obu stronach zginęło kilkudziesięciu żołnierzy.
Tymczasem eksperci ostrzegają. Ataki na obiekty energetyczne wywołają katastrofę ekologiczną na Kaukazie. Ofiarą promieniowania radioaktywnego ze zniszczonych reaktorów oraz ogromnej powodzi mogą paść setki tysięcy cywilów.
Jak przypominają światowe agencje, konflikt azersko-armeński trwa od 1988 r. Przedmiotem sporu jest Górski Karabach, który obie strony uważają za swoje terytorium.