o przeszukaniu domu, braku zarzutów i działaniach wymierzonych w środowiska narodowe w rozmowie z red. Aldoną Zaorską mówi Robert Bąkiewicz, prezes stowarzyszenia Roty Marszu Niepodległości.
Czego szukała u Pana policja Tuska o szóstej rano?
W mojej ocenie była to bardziej prokuratura Tuska, a policja była tam narzędziem przez nią użytym. Myślę, że Tusk i Bodnar chcą znaleźć na mnie haki, bo policję interesowały dokumenty, a szczególnie sprzęt elektroniczny, który został przejęty, skopiowany w całości, i na którym będzie teraz poszukiwanie jakichś poszlak. Dzisiaj Tusk ani Bodnar nie mają żadnych argumentów, żeby mnie zatrzymać. Nie było żadnych podstaw do tego, żeby działać w ten sposób. Mam nadzieję, że kiedyś, gdy sytuacja polityczna i prawna w Polsce się zmieni, będę mógł liczyć na to, że sąd skaże winnych za to wejście. To, co się stało, jest po prostu prawną bandyterką.
Chyba jakiś papier Panu pokazano. Co tam było?
Oczywiście zachowano pewne formy legalizmu. Tak jak za czasów PRL, kiedy na polskich bohaterach wykonywano egzekucje. Nie chcę się do nich oczywiście porównywać, chodzi mi to, że egzekucje te wykonywano na podstawie wyroków. Czy one były zgodne z duchem prawa? Czy one miały uzasadnienie? Chyba nie. Wydawali je ludzie umocowani prawnie w tym systemie, który istniał. Wyroki były już ze swej natury bezprawne, szkodzące Polsce i Polakom. Dokładnie to dzieje się dzisiaj. Dzisiaj również są zachowane pozory legalności – postanowienie wydał prokurator, który ma moc wydawania tego typu dokumentów. Natomiast wróćmy do meritum. Podstawą wejścia do mego domu ma być poszukiwanie jakiegoś człowieka, którego nie znam, a który sześć lat temu na Marszu Niepodległości, gdzie było milion ludzi, dokonał podobno jakiegoś przestępstwa: po prostu komuś ubliżał. Nie jestem ani oskarżonym, ani podejrzanym w tej sprawie, ani nawet świadkiem. Z perspektywy prawnej jestem osobą w ogóle niezaangażowaną w proces wyjaśniania tej sprawy. Dlatego jestem przekonany, że to śledztwo służy jako pretekst, żeby wejść do mojego domu.
Wynika z tego, że prokuratura czy policja mogłaby wejść do domu każdego obywatela tego kraju, który nie jest ani świadkiem ani oskarżonym, a który na przykład na tym marszu był. Jeśli mowa o milionie ludzi, to co 40 osoba w Polsce może się spodziewać takiej wizyty?
Myślę, że dokładnie tak jest. Jeśli miałoby to być zastosowane wobec wszystkich obywateli, każdy może stać się ofiarą tego typu bezprawnych działań. Używam takiej analogii: jest kierownik pociągu Intercity, jadącego z Warszawy do Gdańska. W trakcie tego przejazdu, który odbył się 6 lat temu, doszło do kradzieży. Po 6 latach do tego kierownika pociągu rano przychodzi policja, strasząc, że wyważy drzwi. Straszy jego dzieci, straszy rodzinę i robi mu w domu rewizję. Przecież to jest kompletnie absurdalne. Mamy do czynienia dokładnie z taką samą sytuacją. Nawet gorszą, dlatego, że w takim pociągu jedzie 200 czy 500 osób, a tutaj mamy do czynienia z setkami tysięcy ludzi. Pamiętajmy o tym, że dochodzenie dotyczy Marszu z 2018 r. na stulecie odzyskania niepodległości. Moja odpowiedzialność za ewentualne przestępstwo, do którego mogło dojść w trakcie Marszu Niepodległości, jest żadna. Tak jak Krajowy Zarząd Dróg i Autostrad nie może odpowiadać za to, że ktoś na przykład przekroczył prędkość na tej drodze. To jest kompletny absurd, kompletna sprzeczność logiczna, która w normalnej sytuacji, w normalnym państwie uniemożliwiałaby tego typu postępowanie. Dlatego powtórzę jeszcze raz: to jest zemsta polityczna, próba dotarcia do jakichś moich danych związanych z kontaktami z różnymi ludźmi albo informacjami, które przechowuję na dyskach. Pamiętajmy o tym, że ja na komputerze i w telefonie miałem wszystkie komunikatory, dzięki którym kontaktowałem się z różnymi ludźmi, miałem wszystkie skrzynki mailowe, z których korzystałem, miałem też zdjęcia z różnych miejsc ze swoją rodziną, z sytuacji rodzinnych. To wszystko zostało mi kompletnie odebrane. Zostałem ogołocony z intymności w sytuacji, kiedy – powtórzę jeszcze raz – nie jestem oskarżony, nie jestem podejrzany, nie jestem nawet świadkiem. W sensie prawnym w tej sprawie jestem nikim. Jak daleko dzisiejsza władza może się posunąć, żeby inwigilować opozycję, środowiska, które ją kontestują czy ludzi, którzy ją kontestują?
Czy sądzi Pan, że prokuratura Bodnara funkcjonuje na zasadzie: dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie? Teraz przeszukamy dom Bąkiewicza – wszystkie kontakty, SMS-y, maile, filmiki, nagrania, może coś znajdziemy i wyciągniemy wtedy?
Uważam, że nawet mogą się posunąć dalej. Jeśli mamy do czynienia z takim łamaniem prawa, to równie dobrze mogą mi coś podrzucić, prawda? Spodziewam się wszystkiego po tej władzy. Teraz dotyczy to mnie, ale co zrobiła wcześniej z księdzem Olszewskim, z urzędniczkami? Są cały czas pozbawieni wolności. Wydaje się, że bezpieczeństwo nas wszystkich znacznie spada. Dzisiaj ten reżim atakuje Bąkiewicza, bo widzi w nim jakieś zagrożenie, osobę, która może tworzyć jakiś opór społeczny. Czego oni mogą u mnie poszukiwać? Najpierw była nagonka na jakieś subwencje czy dotacje, narracja, że jestem złodziejem, oszustem. O tych postępowaniach mogę powiedzieć tylko tyle, że kompletnie kompromitują instytucje państwa polskiego, które mi próbują stawiać zarzuty. Naprawdę bardzo uczciwie wykorzystywaliśmy przyznane środki, które szły na dobro wspólne, na dobro społeczne, a nie – jak próbuje się to sugerować – że np. ja się na tym bogaciłem. To jest po prostu oszczerstwo.
Chyba już raz została ta sprawa umorzona, została teraz wznowiona. Może chodzi o to, żeby właśnie znaleźć dowody nieprawidłowości w rozliczeniach, których do tej pory nie znaleziono?
Być może tak. Pani redaktor powiedziała o zasadzie: „dajcie mi człowieka, a znajdę na niego paragraf”. W tej chwili pewnie algorytmy pracują pełną parą, skrupulatnie są przeglądane dokumenty. To jest kompletne bezprawie. Może to będzie wykorzystywane np. w jakichś próbach rozbijania mojego środowiska. Jeśli jest tak bezwzględna walka z przeciwnikami politycznymi, to myślę, że obecnie rządzący nie cofną się przed niczym. Użyją wszelkich środków, żeby człowieka zniszczyć. W jaki sposób będę w stanie udowodnić, że coś na tych komputerach było albo nie było? Jeśli prokuratura poinformuje na przykład, że taki czy inny plik znajdował się w moim komputerze, to jak udowodnię, że to nieprawda? Takie metody służb znamy z przeszłości.
Czy to przypadek, że jednego dnia wkracza Panu do domu policja, a następnego dnia ma Pan kolejną rozprawę w sądzie? Zdaje się, że któraś z tych uczestniczek dewastujących fasady kościołów, protestów, znowu oskarżyła pana o zepchnięcie ze schodów…
To akurat wydaje mi się, że jest przypadek, dlatego że postępowań w stosunku do mnie, o których nie informowałem opinii publicznej, jest bardzo dużo. Czuję się prześladowany w tej chwili przez Najwyższą Izbę Kontroli, Kancelarię Prezesa Rady Ministrów, policję, prokuraturę, urzędy skarbowe, urzędy celne. Codziennie dostaję jakieś dokumenty, codziennie coś do mnie trafia zupełnie absurdalnego. W mojej ocenie wygląda to na poszukiwanie po omacku jakiegoś punktu zaczepienia do zbudowania wobec mnie oskarżenia i postawienia zarzutów popełnienia przestępstwa.
Czy wiadomo Panu na przykład, żeby którakolwiek z uczestniczek, które na protestach wykrzykiwały, co chcą zrobić PiS-owi i dewastowały fasady kościołów albo chociażby tych ludzi, którzy na marszu Tuska wykrzykiwali różne rzeczy i nosili tablice uderzające w konkretne osoby, konkretnych polityków, mieli podobne postępowanie?
Oczywiście, że tego typu sytuacji nie było. Jeśli się tym zgromadzeniom przyjrzy, to można wyciągać taki wniosek, że często tam faktycznie przywódcy nawoływali do popełniania przestępstw. Chociażby Marta Lempart w trakcie strajków kobiet, kiedy ewidentnie tworzono przekaz: atakujemy kościoły, puśćmy kościół z dymem. Tego typu hasła padały i do tej pory ci ludzie nie ponieśli konsekwencji. Do dotyczy też sprawy, w której jestem oskarżony o rzekome użycie siły w stosunku do lewicowej aktywistki. Ta kobieta najpierw weszła do kościoła, dokonała tam zakłócenia kultu religijnego, wykrzykiwała hasła, przeszkadzała we Mszy świętej, rozrzucała jakieś papiery. Potem, po wyprowadzeniu z kościoła, dalej się awanturowała. Zaczęła uderzać jakieś dziewczyny, broniące dostępu do kościoła, przed tą dziczą, która się tam zebrała. Była uderzana torbą, a potem udała, że się przewróciła i dzisiaj opowiada historię, że została przeze mnie pobita. To jest absurdalny zarzut.
Ma postawione zarzuty w związku z przeszkadzaniem w obrządku religijnym, bo na to jest paragraf w kodeksie karnym?
Nie, nie, oczywiście, że nie ma. Nikt nie poniósł kary za te wydarzenia, które miały miejsce w 2020 r. Przypomnę, że w takich skrajnych przypadkach, tak jak na pl. Trzech Krzyży, wśród obrońców kościoła były ranne osoby, wywożone do szpitala. Ludzie odnieśli obrażenia na skutek uderzenia kamieniami, butelkami czy nawet stalowymi prętami. Nikt nie odpowiedział za bezczeszczenie kościołów, za niszczenie mienia, za groźby karalne w stosunku do mnie. Wtedy pod mój dom przyszedł też marsz i jego uczestnicy skandowali hasła, za które w normalnych okolicznościach ponieśliby karę. To są dwa różne światy.
Jestem człowiekiem pozbawionym praw. Tego typu opinię wyraził kiedyś mój obrońca, widząc postępowania w sądach, które całkowicie odbiegają od materii przedstawianego materiału dowodowego, a sędziowie wydają opinie na podstawie politycznie przygotowanych materiałów z mediów lewicowo-liberalnych. To jest kompletna abstrakcja, w której nie jestem w stanie się bronić. Bo jeśli media piszą, że jestem złodziejem, to sąd powtarza, że jestem złodziejem. Jeśli media mówią, że dokonałem jakiegoś przestępstwa, to sąd powtarza, że dokonałem tego przestępstwa. Jeśli ja mówię, że ktoś dokonuje przestępstwa przeciwko mnie, to sąd mówi, że ten ktoś miał prawo to zrobić w celu wyższego dobra, dlatego że ja jestem człowiekiem pozbawionym skrupułów i zagrożeniem dla życia publicznego. To jest po prostu pozbawienie mnie kompletnie praw publicznych w sensie obrony prawnej i obrony własnego dobrego imienia.
Może chodzi też o coś więcej poza zemstą za obronę kościołów? Na przykład o to, żeby nie odbył się Marsz Niepodległości? Jak Pan sądzi, czy np. wejście do stowarzyszenia Marsz Niepodległości, nie tylko do Pana domu, jest przygotowaniem do zakazu Marszu Niepodległości w tym roku? Przecież Trzaskowski już raz w 2018 r. właśnie marszu zakazał.
Istnieje obawa, że Marsz Niepodległości może być manifestacją, która pobudzi polskie społeczeństwo do oporu wobec tego reżimu, który dzisiaj rządzi w Polsce. Z punktu widzenia władzy trzeba po prostu doprowadzić do tego, że on zostanie zneutralizowany, zanim się odbędzie. Pewnie jestem najmocniej wiązany z tym wydarzeniem, dlatego być może nastąpiło uderzenie we mnie również z tego powodu. Uderzono też w stowarzyszenie Marsz Niepodległości, przy czym wejście do siedziby Stowarzyszenia nastąpiło o godzinie 11-tej. Nie bardzo rozumiem działania prokuratury.
Czy to prawda, że sprawę prowadzi prok. Maciej Młynarczyk, który doprowadził do prawomocnego skazania ocalonego z rzezi wołyńskiej, ciężko chorego człowieka, który zamieścił komentarze krytykujące banderyzm na Ukrainie oraz działalność Igora Isajewa? Prokurator Młynarczyk go oskarżył, a sąd skazał na osiem miesięcy w zawieszeniu na dwa lata.
To ten sam prokurator. Co ciekawe, byłem zaangażowany w pomoc panu Dąbrowskiemu. Jako Stowarzyszenie finansowaliśmy obrońcę, który pomagał mu w tej sprawie. Wielu innym osobom również w kontekście właśnie działalności pana Isajewa, który wystawiał, że tak powiem, prokuraturze i panu prokuratorowi Młynarczykowi takie osoby, pomagaliśmy. Kontakt pośredni z panem prokuratorem Młynarczykiem już wcześniej miałem. Tamte podejmowane przez niego wcześniej działania, bardzo źle o nim świadczą. Te działania trzeba było interpretować jako antypolskie, tym bardziej że jeśli chodzi o pana Dąbrowskiego, nie przekroczył on w mojej ocenie w żaden sposób prawa. Nazwał rzeczywistość banderowską, morderczą, ludobójczą. Taką, jaka była. Tam nie było nic rasistowskiego, nic ksenofobicznego. Więcej, pan Dąbrowski pomagał Ukraińcom przebywającym w Polsce. Dlatego działania pana prokuratora Młynarczyka pozostawiają dużo wątpliwości w kwestii jego intencji.
Może prokuratura pana Bodnara i pan Młynarczyk się zdenerwowali za manifestację Rot Marszu Niepodległości z 1 września pod niemiecką ambasadą, kiedy na tabliczkach wypisane było, dlaczego Niemcy powinni nam zapłacić reparacje?
To prawda, że to też może być powód. Pamiętajmy, że 1 sierpnia zorganizowaliśmy też Marsz Powstania Warszawskiego, który miał swój wymiar antyniemiecki i w sensie historycznym, i w sensie prowadzonej aktualnie polityki przez Niemcy w stosunku do polskiego państwa, opartej na kłamstwach historycznych. Tam też mówiliśmy o reparacjach za II wojnę światową i to niewątpliwie musi budzić obawy władzy. Pamiętajmy o tym, że w 2021 r., gdy Donald Tusk zwołał taką – można powiedzieć – zdradziecką manifestację na placu Zamkowym w Warszawie, kiedy żądał od polskiego państwa przyjęcia zasady, którą wyraził TSUE – podrzędności polskiej konstytucji wobec prawa Unii Europejskiej, my zebraliśmy się na kontrmanifestacji i okazało się, że nasze nagłośnienie było głośniejsze od nagłośnienia pana Donalda Tuska. Tusk chciał porwać wtedy tłumy i to mu się nie udało. Podobna sytuacja była przy atakach na kościoły. Chyba nikt zdrowo myślący nie powie, że ta sytuacja nie była animowana. W mojej ocenie to były niemieckie siły, choć działały i rosyjskie, po to, żeby destabilizować sytuację w Polsce. Wtedy, wzywając ludzi do obrony kościołów, również daliśmy odpór temu, co się działo na ulicach. Było kilka takich sytuacji, w których zapracowaliśmy na dużą niechęć Donalda Tuska. Podobno pan Donald Tusk jest osobą bardzo mściwą, bardzo pamiętliwą i być może to, co teraz się dzieje, ma z tymi sytuacjami związek.
Co będzie, jeżeli Trzaskowski, Tusk i Bodnar zakażą Marszu Niepodległości?
Marsz Niepodległości się odbędzie. Zapraszam serdecznie wszystkich na Marsz Niepodległości, bo uważam, że to jest dobro narodowe i mamy prawo tam wszyscy być. Powinniśmy być bez względu na nasze konflikty. Polska powinna być przez nas traktowana jako najwyższe dobro i tutaj powinniśmy się łączyć. Czy ci panowie zdelegalizują, czy nie, czy zarejestrują, czy nie zarejestrują tego zgromadzenia, to Marsz i tak na pewno się odbędzie. Może tak być, że te wejścia: do mojego domu, do siedziby Stowarzyszenia Marsz Niepodległości mają pokazać ludziom, że jesteśmy przestępcami i w ten sposób zniechęcić ludzi do udziału w Marszu. Może tak być, że nam zakażą Marszu, ale ludzie i tak przyjdą albo znając nasz narodowy charakter – przyjdą tym bardziej.
Polska jest dzisiaj demokratycznym państwem?
Chyba nie. Jak się zastanowimy, w jaki sposób dzisiaj podejmuje się decyzje, kiedy rządzi się uchwałami, pomijając ustawy, kiedy nie działa trójpodział władzy, kiedy praworządność to tylko pusty slogan, którego nikt nie przestrzega, wniosek może być tylko jeden. Nie, Polska nie jest państwem ani praworządnym, ani demokratycznym