Czy służby zniszczyły polskie przedsiębiorstwo? Na czyje zlecenie? O szokującej aferze Spółdzielni Mleczarskiej Bielmlek mówi poseł Jan Krzysztof Ardanowski.
W tym śledztwie i w przedstawionym oskarżeniu pojawiają się dwie firmy, dwa wątki: Bielmlek i Eskimos. Zacznijmy alfabetycznie od Bielmleku. W 2017 r. jej prezes Tadeusz Romańczuk miał pomysł, który mógł przynieść spółdzielni i zrzeszonym w niej rolnikom znaczące zyski i zapewnić im przyszłość. Na czym polegał ten pomysł?
(…) Może właśnie nieszczęściem był ten bardzo dobry pomysł – moim zdaniem innowacyjny, nowoczesny – który komuś mógł się nie spodobać, bo konkurenci nie chcieli, by jedna z mleczarń tak się wzmocniła, albo ktoś chciał go przejąć. Chodziło o budowę nowoczesnej, jednej z najlepszych w Europie suszarni do serwatki. (…) Okazuje się, o czym wielu z nas nie wiedziało, że po wysuszeniu serwatka to znakomity produkt. Trudny w przerobie, ale jest niealergiczny, bogaty w związki mineralne, witaminy i różnego rodzaju cukry. Suchy proszek uzyskany z serwatki można dodawać do różnej żywności. Jest wręcz produktem unikalnym. (…) Zapotrzebowanie globalne jest ogromne. Ten produkt można przechowywać latami. Jest cennym przedmiotem eksportu. Eksperci, np. wybitny specjalista od rynku mleka i jego przetworów prof. Andrzej Babuchowski stwierdził, że ten, kto opanuje jej ekonomiczne suszenie i zacznie ją dostarczać na rynki, będzie osiągał ogromne dochody i właśnie taki pomysł się pojawił w Bielmleku.
Bielmlek otrzymał na ten cel kredyt?
Projekt został zaakceptowany przez rolników, specjaliści w zakładzie opracowali technologię. (…) Pomysł był nowoczesny i innowacyjny, a ponieważ miał także charakter proekologiczny, Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska zdecydował się go dofinansować. Nie było żadnego problemu z uzyskaniem kredytu z Banku Ochrony Środowiska. (…) Wszystko zapowiadało się jak kura znosząca złote jajka. (…) Ważne to było nie tylko dla tej konkretnej spółdzielni, ale dla całej branży mlecznej, bo serwatka, powstająca przy produkcji sera, której w Polsce jest bardzo dużo, poprzez inwestycję w Bielmleku byłaby zagospodarowana z korzyścią dla sektora mleczarskiego.
Projekt ruszył w 2017 r., rozpoczęła się budowa, udzielono kredytu. Tymczasem już w 2018 r. pojawiły się pierwsze zarzuty wobec prezesa spółdzielni Bielmlek Tadeusza Romańczuka. Oskarżono go o mobbing, niekorzystne rozporządzenie mieniem, naruszenia prawa pracy. Śledztwo trwało dwa lata, a w 2020 r. zostało umorzone.
Zostało umorzone, ponieważ zarzuty się nie potwierdziły. Słyszałem wiele kalumnii rzucanych na kierownictwo – nie tylko na pana Romańczuka, lecz także na pracowników i księgowych. Oskarżano ich o wyprowadzanie pieniędzy, o zakładanie spółek zależnych, mających zaciemnić przepływ środków. Nic z tego się nie potwierdziło. Romańczuk w dwóch prokuraturach został uznany za osobę pokrzywdzoną. (…) Kiedy ta unikalna suszarnia była na ukończeniu i można było uruchamiać proces technologiczny, wtedy pojawiła się niezrozumiała aktywność Centralnego Biura Antykorupcyjnego – instytucji wydawać by się mogło potrzebnej, która ma chronić państwo i legalność podejmowanych decyzji. Jej aktywność – tego również się domagam – musi zostać wyjaśniona. (…) Działania CBA prowadziły do uniemożliwienia rozwoju mleczarni. Pewnego dnia doszło do najazdu na spółdzielnię. Przyjechało 28 agentów w kominiarkach. Zabrano dokumenty, komputery. Przeprowadzono także najazd na dom pana Romańczuka. Został aresztowany. Spędził prawie miesiąc w areszcie na Białołęce. Sąd nie znalazł żadnych podstaw do jego aresztowania. (…) Spółdzielnia nie działa w próżni, dlatego ostentacyjna akcja służb podziałała zastraszająco wobec kooperantów. (…) Firma „złodziejska” – tak zaczęto określać spółdzielnię, by buntować przeciwko niej także rolników. Konsekwencją wszystkich tych działań, zastraszeń i presji, była oczywiście pogarszająca się kondycja Bielmleku. Nikt nie wytrzymałby takiego ataku. (…)
Przed NIK, świadek zeznał, że podczas tego spotkania jeden z agentów CBA powiedział do dyrektora: „Jeśli udzielisz gwarancji Bielmlekowi, to twoja głowa i głowa ministra [Ardanowskiego] spadnie”. (…) Zeznanie kończyło się szokującym stwierdzeniem: „Oświadczam, że jestem zdrowa na umyśle i nie zamierzam popełnić samobójstwa”. (…) To jest poważne oskarżenie wobec CBA.
Pracownicy po prostu się bali. Wykonywali swoje obowiązki, działali na rzecz państwa i polskiego rolnictwa, czyli polskiego interesu narodowego, realizowali zapisy ustawowe, które wręcz nakładały na nich ten obowiązek (…), a mimo tego byli zastraszani. Najwyższa Izba Kontroli – chyba po raz pierwszy w historii – skierowała do prokuratury wniosek o ukaranie funkcjonariuszy CBA za przekroczenie uprawnień. Chodziło o zastraszanie bronią, by pracownicy KOWR wycofali się z udzielenia gwarancji. Tylko determinacja ówczesnego dyrektora generalnego sprawiła, że gwarancja została ostatecznie przyznana. Jestem mu za to dozgonnie wdzięczny. To był człowiek odważny, który nie dał się zastraszyć. Jego poprzednik – i nie zdradzam tu żadnej tajemnicy – poprosił wręcz z płaczem o odwołanie ze stanowiska. Mówił, że psychicznie nie wytrzymuje nachodzenia przez CBA, szantażowania i presji. Pomimo tych przeszkód udało się uruchomić kredyt ratunkowy… (…) Pieniądze zostały przeznaczone wyłącznie na zapłatę dla rolników za dostarczone mleko. Zadecydowałem, że spółdzielnia nie dostała ich na swoje konto, ale bezpośrednio trafiły na konta rolników.
Co było dalej? Jak została zniszczona polska firma? Czy ABW brała w tym udział? Poznaj treść szokującej rozmowy premiera Mateusza Morawieckiego i min. Mariusza Kamińskiego z ówczesnym ministrem rolnictwa Janem Krzysztofem Ardanowskim. Tylko na PL1.TV