„Hałasujcie ile sił, ale bez paniki” – takie rady dają mieszkańcom hinduskich miast urzędnicy Agencji Ostrzegania przed Szarańczą.
Hałas i ruch mają odstraszać nadlatujące chmary i nie pozwolić, aby owady wylądowały i obsiadły drzewa i domy. Północne Indie, a zwłaszcza prowincja Radżastan, doświadczają najpotężniejszej plagi szarańczy od co najmniej ćwierćwiecza. Milionowe chmary są tak gęste, że dosłownie słońca nie widać. Żarłoczne owady objadły już dziesiątki tysięcy hektarów upraw. Lokalne władze i mieszkańca ratują się, jak mogą.
Traktory rozpylają mgłę pestycydów, straż pożarna polewa owady żerujące na drzewach, kierowcy trąbią, wozy policyjne wyją, z okien płynie muzyka na pełny regulator a mieszkańcy walą w blachy, garnki i patelnie.
Tegoroczna plaga ma jak, twierdzą specjaliści „historyczny” wymiar. Indie atakuje w tym samym czasie co najmniej 10 chmar po około 80 milionów owadów każda. Sytuacja jest bardzo trudna do opanowania, gdyż owady są młodsze i potrafią przelecieć w ciągu dnia do 150 kilometrów.
Najlepszym sposobem na zwalczanie szarańczy okazują się drony, ponieważ mogą unieść się ponad lecącą chmarę i zaatakować ją pestycydami w locie, zanim te osiądą.