6 listopada 1939 r.
To była jedna z pierwszych niemieckich zbrodni wymierzonych w polską inteligencję. Kosztowała życie wybitnych polskich naukowców. Dowodzący zbrodniczą akcją Niemiec nigdy nie poniósł za nią kary. Ochronił go niemiecki wymiar sprawiedliwości.
Na początku XX wieku Niemcy lubili uchodzić za kulturalny naród, a Berlin miał być europejską stolicą kultury. Pierwsze dni września 1939 roku pokazały, jak ta „niemiecka kultura” wygląda, ale Zachód wciąż jeszcze miał złudzenia. Niemcy rozwiali je 6 listopada 1939 roku.
Aresztowanie
9 października 1939 senat Uniwersytetu Jagiellońskiego postanowił wobec zakończenia działań wojennych otworzyć uniwersytet w roku akademickim 1939/40 i do 4 listopada 1939 r. przyjmować wpisy chętnych. O decyzji tej uczelnia powiadomiła niemieckie władze okupacyjne, które nie wyrażały oficjalnie sprzeciwu. 4 listopada odbyło się nabożeństwo inauguracyjne w kościele św. Anny. Rozpoczęcie roku akademickiego planowano na 6 listopada, ale przełożono je na 13 listopada 1939 z uwagi na chęć uniknięcia ewentualnych demonstracji w Święto Niepodległości 11 listopada.
Tymczasem rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Tadeusz Lehr-Spławiński został wezwany na spotkanie z dowódcą 2. oddziału operacyjnego I grupy operacyjnej (Einsatzkommando 2/I) SS-Sturmbannführerem Brunonem Müllerem. Odbyło się ono 3 listopada, a w jego trakcie Müller polecił prof. Spławińskiemu zarządzenie spotkania wykładowców w celu wysłuchania odczytu o niemieckim punkcie widzenia na sprawy nauki i szkoły wyższe. Spotkanie zostało wyznaczone przez Niemców na 6 listopada.
Zebranie odbyło się w sali wykładowej nr 66 im. Mikołaja Kopernika (obecnie sala nr 56 im. J. Szujskiego) Collegium Novum o godz. 12-tej Większość wykładowców zdecydowała się przybyć, żeby nie demonstrować niechętnego stosunku wobec władz okupacyjnych; niektórzy nawet w tym celu musieli przedostać się przez kordon niemieckiej policji, która w międzyczasie otoczyła gmach i nikogo nie przepuszczała. Nie było żadnego odczytu. Do zgromadzonych w sali naukowców w języku niemieckim zwrócił się sam Müller.
– Tutejszy uniwersytet rozpoczął rok akademicki bez wcześniejszego uzyskania zgody władz niemieckich. Jest to wyraz złej woli. Ponadto jest powszechnie wiadomo, że nauczyciele zawsze byli wrogo nastawieni do niemieckiej nauki. W związku z tym, wszyscy, poza trzema obecnymi kobietami (!), zostaną wywiezieni do obozu koncentracyjnego. Jakakolwiek dyskusja a nawet wypowiedzi na ten temat są wykluczone. Kto odważy się na opór wobec wykonania mojego rozkazu, zostanie zastrzelony.- to była cała jego przemowa.
Pomimo takiej groźby profesor Stanisław Estreicher próbował wypowiedzieć się, ale nie został dopuszczony do głosu, a rektora Lehr-Spławińskiego Niemcy uciszyli stwierdzeniem, że to on będzie aresztowany jako pierwszy.
Do sali wpadli żołnierze niemieccy i zaczęli wypędzać z niej profesorów. Nie patrząc na ich wiek, popychali ich, szarpali, okładali kolbami karabinów, niektórych bili. W ten sposób profesorowie zostali wypędzeni z budynku i załadowani przez Niemców do podstawionych samochodów – osławionych później „bud”. Oprócz zgromadzonych wykładowców UJ, Niemcy aresztowali też kilka osób przypadkowo napotkanych w gmachu uniwersytetu, a także profesorów Akademii Górniczej, odbywających tam zebranie, mimo że Akademia Górnicza nie miała zostać otwarta, a jej gmach został zajęty przez Niemców. Zwolnili tylko dwie kobiety obecne na sali: profesor Helenę Willman-Grabowską i profesor Jadwigę Wołoszyńską, które natychmiast powiadomiły one rodziny zebranych o dokonanych aresztowaniach.
Łącznie Niemcy aresztowali 183 osoby, w tym także przypadkowego przechodnia nazwiskiem Jachimowicz.
Obóz
W obozie koncentracyjnym Niemcy umieścili aresztowanych profesorów w blokach 45 i 46. Główną formą udręczenia fizycznego więźniów w obozie były odbywające się trzy razy dziennie apele pod gołym niebem, na mrozie i śniegu, przy braku ciepłej odzieży i niewystarczającym wyżywieniu. Również w barakach było zimno. Ponadto Niemcy bili więźniów lub zmuszali ich do wyczerpującego wysiłku fizycznego. Profesorowie nie byli zmuszani do pracy fizycznej, ale zamiast tego w godzinach pracy musieli stać w brakach, w których byli przetrzymywani. Wśród zatrzymanych byli też wiekowi, schorowani i emerytowani naukowcy, co w warunkach obozu koncentracyjnego doprowadzało do znacznego pogorszenia stanu zdrowia i przyśpieszonej śmierci. Pierwszą ofiarą śmiertelną akcji był profesor Akademii Górniczej Antoni Meyer, który zmarł 24 grudnia 1939 r. Potem zaczęli umierać kolejni polscy naukowcy.
W tym czasie trwały protesty międzynarodowego środowiska naukowego. Uwolnienia krakowskich profesorów domagał się Watykan oraz 24 państwa. Interwencje podjęły nawet rządy związanych z Niemcami Włoch. Sprawą zainteresował się nawet Benito Mussolini.
Ostatecznie, pod naciskiem międzynarodowej opinii publicznej (wtedy jeszcze Niemcy udawały, że się z nią liczą) 8 lutego 1940 roku 101 uwięzionych zostało zwolnionych. Niektórzy z nich wycieńczeni warunkami obozowymi lub z powodu znacznego pogorszenia stanu zdrowia zmarli jednak w ciągu kilku tygodni po zwolnieniu. Niemcy nie zwolnili jednak naukowców urodzonych po 1900 roku. Na początku marca wywieźli ich do obozu koncentracyjnego Dachau. Większość zwolniono do końca 1940 roku, a ostatniego Kazimierza Piwarskiego pod koniec 1941 roku. Niektórzy z naukowców zostali zamordowani jako Żydzi (Leon Sternbach, Wiktor Ormicki, Joachim Metallmann).
Bezkarność
Bruno Müller, który dowodził akcją aresztowania polskich profesorów, nie odpowiedział za tę zbrodnię. Został nawet skazany przez brytyjski sąd wojenny na karę 20 lat więzienia. Nie odsiedział nawet 10 lat. Jako objęty amnestią wyszedł na wolność w 1953 i do śmierci w marcu 1960 pracował jako agent ubezpieczeniowy. Peerelowska prokuratura starała się ściągnąć go do Polski i postawić przed sądem, ale wszystkie jej starania zostały przez Niemców odrzucone.
Tak, narodowi socyaliści z III Rzeszy niemieckiej tow. AH (obecnie jest chyba IV lub nawet V?!, czyli tzw. komunistyczna UE Niemiec i pod Niemców), w pełni nie odpowiedzieli za to wszystko, nie przeprosili i nie żałują…, i nie zapłacili wszystkich odszkodowań + nie oddali tego, co zrabowali, i wywieźli do siebie oraz dla siebie).
Jedynym Niemcem, który czuje się winny, jest zdaje się, ten x. dr Manfred Deselaers z Oświęcimia… Chyba.
A atak w polską inteligencję międzywojennej Rzeczypospolitej od 1 IX 1939 roku (+ 17 IX`39, ZSRR/tow. Stalina; kiedyś wspólne nas rozbiory: I. 1772, II. 1793, III. 1795), to w serce i istotę narodu; bo może brakować, jedzenia, wody, energii, węgla, wszystkiego, to da się jednak jakoś przeżyć, gorzej bywało w naszej Historii, a i Polak potrafi, lecz jeśli nie ma inteligencji, nauki, także kultury narodowej, to wszystko się rozsypuje, nie ma ciągłości, pamięci, rozwoju, przyszłości i po prostu sensu bycia.
Jest tylko wegetacja.
Po II wojnie światowej, po całym świecie, są rozsiane rozmaite polskie rzeczy, artefakty, zabytki, osamotnione, bez swych właścicieli i do dziś nie wróciły do Polski, do swych właścicieli, i ich następców, rodzin, kolejnych pokoleń Polaków.
Źle.
Szkoda.
Ps. Oczywiście, znowu chyba, swoją niemiecką naukę i kulturę, Niemcy szanują… lecz zdaje się i to nie, ponieważ w ostatnich latach szwabskie/unijne władze postawiły na salafitów, islam, muzułmanów, koran, meczety, muslim,
polityczną poprawność
PC, marxizm, leninizm, sierp i młot z czerwienią w tle, od krwi swych ofiar, kreml, sputnik, sowietyzm, bolszewicką Rosję radziecką tow. Putina z kgb jak ZSRR tow. Stalina i nkwd… etc.
(A świątynie katolickie są wyburzane; protestanckie też, prawdopodobnie).
Ich sprawa i biznes.
Więc wielu z nich już podobno płacze, ze starych też.
Zob. Adam Gwiazda (Paryż, Francja), twitter.
RIP Niemcom i UE Niemiec?!
Vielleicht…