Tak twierdzi na łamach izraelskiej gazety „Jedi’ot Acharonot” prof. Udi Qimron, szef Katedry Mikrobiologii Klinicznej i Immunologii na Uniwersytecie w Tel Awiwie.
Zdaniem izraelskiego naukowca, gdyby nam codziennie nie mówiono, że trwa epidemia, nikt by jej po prostu… nie zauważył. Przede wszystkim ze względu na niską śmiertelność, jaką wywołuje wirus.
Dlatego trzeba było przyjąć strategię odwrotną do tej, która zatriumfowała na Zachodzie. Dziś już wiemy, że przesadzonej i nader kosztownej. Niestety nie wydaje się to prawdopodobne, by szynko zrezygnowano z restrykcji.
– W świecie, w którym decydenci, ich doradcy i media byliby w stanie przyznać się do błędu i początkowej paniki, która ich ogarnęła, już dawno wrócilibyśmy do rutyny. Trwające zniszczenia spowodowane niemożnością przyznania się do tego błędu, pomimo niewielkich wskaźników śmiertelności epidemii, są oburzające. Historia oceni histerię – uważa Udi Qimron.
Stąd też – zdaniem izraelskiego naukowca – bierze się wielka niechęć, z jaką decydenci traktują szwedzki sposób postępowania koronawirusem.
– Ponieważ jeśli ta polityka się powiedzie, a biliony zostaną zmarnowane bez powodu, to ktoś będzie musiał za to odpowiedzieć – mówi Qimron.
Źródło: DoRzeczy.pl