W czasie sobotnich demonstracji przeciwko restrykcjom koronawirusowym w Londynie aresztowano 155 osób – poinformowała londyńska policja metropolitalna.
Jak sprecyzowano, przyczyną aresztowań były różne wykroczenia – złamanie ograniczeń w kwestii zgromadzeń w czasie epidemii, napaści na policjantów, ale także posiadanie narkotyków. To jeden z największych bilansów zatrzymań po protestach przeciwko restrykcjom, które w Londynie odbywają się niemal w każdy weekend, choć zazwyczaj nie są one duże, szczególnie biorąc pod uwagę populację brytyjskiej stolicy.
Policja wcześniej ostrzegła uczestników, iż ich protest nie jest zwolniony z zakazu i wezwała ich do rozejścia się, ale nie posłuchali. Protest zaczął się w sobotę po południu pod Marble Arch w samym centrum Londynu, ale później zamieszki rozprzestrzeniły się na inne części śródmieścia, w tym na Oxford Street i Regent Street, co spowodowało przejściowe zakłócenia w ruchu. Jednak wbrew obawom policji o to, że zamieszki mogą trwać również w nocy, do tego nie doszło i późnym wieczorem w sobotę sytuacja została opanowana.
Wcześniej policja powstrzymała przed wjazdem do Londynu autokary, którymi jechały osoby chcące dołączyć do protestów.
W Anglii do 2 grudnia trwa lockdown, w czasie którego obowiązuje nakaz pozostawania w domach, o ile wyjście nie jest spowodowane uzasadnionymi przyczynami, takimi jak nauka, praca, jeśli nie można jej wykonywać z domu, wizyta u lekarza, niezbędne zakupy, opieka nad osobą potrzebującą czy ćwiczenia fizyczne. Na otwartych przestrzeniach można się spotykać tylko z jedną osobą spoza własnego gospodarstwa domowego. Wprawdzie demonstracje zwolnione są z tego zakazu, ale pod warunkiem, że ich organizatorzy uzyskają zgodę władz, a jej warunkiem jej przedstawienie oceny ryzyka i zapewnienie, że uczestnicy będą zachowywać dystans społeczny.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)