W zeszłym roku przez świat przetoczyła się wielomilionowa fala społecznych protestów. Pandemia wyhamowała globalny bunt przeciwko nierównościom ekonomicznym. Bogate elity mogą spać spokojnie.
2019 zyskał miano roku ulicznych protestów. Bunty społeczne, które wylały się w wielomilionowe demonstracje, wybuchły w 32 państwach świata. Libańczycy protestowali przeciwko wprowadzeniu opłat za komunikatory, takie jak WhatsApp. Mieszkańcy Południowej Ameryki obalali prezydentów, którzy doprowadzili ich do skrajnej biedy. Hongkong wyszedł na ulice bronić praw obywatelskich, Francja, sprzeciwiając się drakońskiej reformie emerytalnej. Nawet ogarnięty wojną Irak demonstrował niezadowolenie z wysokiego bezrobocia.
Tymczasem z powodu epidemicznej kwarantanny rok 2020 upłynie pod znakiem pustych ulic. Zaraza unieruchomiła globalne niezadowolenie z rosnących nierówności ekonomicznych. Wzrost bogactwa elit kosztem biedniejących stale mas był wspólnym mianownikiem ubiegłorocznego wybuchu.
Jak ocenia szwajcarski „Neue Zürcher Zeitung”, COVID19 przekształcił się w broń możnych tego świata wykorzystaną przeciwko własnym obywatelom. Co gorsza, długotrwałe skutki pandemii źle wróżą walce o równe prawa. Recesja ekonomiczna, w jaką wpadły wszystkie państwa, na długo powstrzyma socjalne i obywatelskie żądania.
Zaraza podziałała jak najbardziej represyjny aparat bezpieczeństwa. Za to, gdy wygaśnie, globalne elity będą miały w ręku doskonalsze technologie kontroli przetestowane na całej ludzkości.