Piątek, 14 czerwca 1940 r.
Dwudziestego dziewiątego maja 1940 r. do budowanego obozu Auschwitz, Niemcy przywieźli komando zewnętrzne obozu w Dachau, złożone z gimnazjalistów z Łodzi. Wykonywali prace budowlane w obozie. Kiedy byli zabierani do swego „macierzystego” obozu, bardzo żałowali. Niemcy ich pocieszyli mówiąc, że w Dachau będzie im lepiej, a Auschwitz stanie się „piekłem”. Mówili prawdę.
Po zajęciu Polski Niemcy bardzo szybko „przepełnili” więzienia księżmi, nauczycielami, urzędnikami i wszystkimi innymi osobami, których nazwiska figurowały na listach proskrypcyjnych. Postanowili zaradzić temu problemowi tworząc obóz koncentracyjny w dogodnym miejscu. Tym miejscem okazały się przedwojenne koszary artyleryjskie pod miasteczkiem Oświęcim. Pod koniec maja 1940 r. przywieźli tam oznaczonych numerami 1-30 niemieckich więźniów-kryminalistów, którzy od tej pory mieli pełnić funkcję nadzorców. Zaraz po nich – komando polskich więźniów z Dachau do prac budowlanych. Nieco ponad dwa tygodnie później przyszedł czas na pierwszych polskich więźniów.
Pierwszy transport do nowego obozu, wtedy jeszcze tylko Auschwitz, wyruszył z Tarnowa. W tamtejszym przedwojennym zakładzie karnym, Niemcy urządzili więzienie przejściowe, z którego deportowali Polaków do innych więzień i obozów koncentracyjnych. W czerwcu wybrali spośród nich pierwszy kontyngent do Auschwitz. W gronie wyselekcjonowanych do transportu więźniów znajdowali się m.in. członkowie ruchu oporu, działacze polityczni i społeczni aresztowani w ramach Akcji AB, osoby zatrzymane podczas próby nielegalnego przekroczenia granicy (w celu wstąpienia w szeregi Wojska Polskiego we Francji, duchowni katoliccy, a także niewielka grupa Żydów. W sumie 753 mężczyzn. 13 czerwca wszyscy zostali wyprowadzeni z cel i pod silną eskortą przewiezieni do żydowskiej łaźni, gdzie zostali poddani kąpieli i dezynfekcji odzieży.
Transport
14 czerwca o świcie Niemcy wypędzili ich z łaźni, sformowali z nich kolumnę i opustoszałymi ulicami Tarnowa popędzili na dworzec kolejowy. W tym czasie mieszkańcom nie wolno było przebywać na ulicach. Na dworcu Niemcy pospiesznie załadowali więźniów do podstawionych uprzednio wagonów III klasy, umieszczając po 12 osób w przedziale. Więźniowie nie znali celu podróży. Wiadomo jednak, że do pociągu Niemcy załadowali 728 osób. 24 osoby Niemcy najprawdopodobniej w ostatniej chwili wycofali z transportu. Los 59 więźniów i ich personalia pozostaje nieznany. Jeszcze tego samego dnia po południu transport dotarł do Oświęcimia.
O ile w drodze byli znośnie traktowani, o tyle na miejscu zostali biciem, kopniakami i wrzaskiem zapędzeni przez Niemców ich do piwnic budynku dawnego Polskiego Monopolu Tytoniowego (położonego przy bocznicy kolejowej i odgrodzonego drutem kolczastym od pozostałych zabudowań). Tam zostali poddani tzw. procedurze przyjęcia do obozu, na którą składało się pozbawienie rzeczy osobistych, kąpiel, dezynfekcja, usunięcie owłosienia z całego ciała oraz rejestracja z nadaniem numerów. Numer 31, otwierający rejestr więźniów politycznych KL Auschwitz, otrzymał Stanisław Ryniak, przywieziony do Tarnowa z Jarosławia (przeżył, zmarł w 2004 r.), a zamykający numer 758 – Ignacy Płachta z Łodzi (zatrzymany podczas próby nielegalnego przekroczenia granicy). Po rejestracji Niemcy oddali więźniom ich odzież i wyprowadzili ich na obozowy dziedziniec.
Tam „powitał” ich zastępca komendanta, osławiony później Karl Fritzsch, pan życia i śmierci w obozie. Oznajmił im: „Przybyliście tutaj nie do sanatorium, tylko do niemieckiego obozu koncentracyjnego, z którego nie ma innego wyjścia, jak przez komin. Jeśli się to komuś nie podoba, to może iść zaraz na druty. Jeśli są w transporcie Żydzi, to mają prawo żyć nie dłużej, niż dwa tygodnie, księża miesiąc, reszta trzy miesiące”. Innym mówił później, że są „kupą gnoju” i „pozdychają jak psy”.
Począwszy od 15 czerwca więźniowie z Tarnowa byli poddawani tzw. kwarantannie, której celem było ich sterroryzowanie oraz doprowadzenie do fizycznego i psychicznego załamania. Codziennie po porannym apelu więźniów wspomagani przez niemieckich więźniów funkcyjnych zmuszali więźniów do wyczerpującej „gimnastyki”. W przerwach między ćwiczeniami uczyli ich niemieckich piosenek marszowych, form meldowania się i odmeldowywania oraz sposobu nakładania i zdejmowania czapek na komendę. Tym praktykom towarzyszyło bestialskie bicie. Kapo i esesmani znęcali się w szczególności nad osobami starszymi.
Życie i śmierć
Mężczyźni przywiezieni z Tarnowa byli w większości ludźmi młodymi i zdrowymi, co dawało im większe szanse. Obóz generalnie przeżywali ludzie młodzi. Osoby starsze zazwyczaj szybko umierały. Więźniowie o niskich numerach, zw. „starymi numerami” w porównaniu z innymi więźniami z czasem zyskali pewnego rodzaju „przewagę”, zwłaszcza znający język niemiecki, mogli wystarać się o lepsze funkcje i lżejszą pracę (np. na terenie obozu), co dawało większe szanse na przeżycie. Pomimo tego śmiertelność wśród nich była wysoka. Dokładne badania pozwoliły ustalić, że wojnę i pobyty w obozach przeżyło 325 więźniów, 292 poniosło śmierć (w tym 215 w Auschwitz), los 111 pozostaje nieznany.