Stauffenberg – narodowy bohater Niemców, wywalany przez kanclerza Scholza, nie tylko był zagorzałym nazistą, uważającym Polaków za „niewiarygodny motłoch” nadający się tylko na niemieckich niewolników, ale wziął udział w ataku na Wieluń. Żonie wysłał wtedy pamiątkowe zdjęcie – na tle spalonego polskiego dworu. Dziś Scholz jawnie mówi, że Niemcy chcą być takie, jak wymarzył sobie ten zbrodniarz.
Wojna to pokój, kłamstwo to prawda, ignorancja to siła– takie hasła wciąż przyświecają Niemcom, a dowodem najnowsze internetowe wypociny kanclerza Olafa Scholza. Z okazji 81 rocznicy zamachu na Adolfa Hitlera, kanclerz zamieścił na twitterze wymowny wpis. „Przeszedł do historii jako powstanie sumienia: zamach na Hitlera dokonany przez Stauffenberga i jego zwolenników 20 lipca 1944 r. Rocznica przypomina nam: ochrona naszej wolności i demokracji jest i pozostanie ważnym zadaniem” – napisał o Stauffenbergu i jego wyczynie.
Wtórował mu rodak Hitlera, kanclerz Austrii Karl Nehammer ze swoim wpisem: „Zamach na Hitlera wykonany przez Stauffenberga 20 lipca 1944 roku stał się symbolem niemieckiego oporu wobec panowania terroru. Walka z dyktaturami nigdy nie jest daremna. Demokracja, wolność i rządy prawa muszą być zawsze chronione i bronione”.
Obaj panowie pokazali, że albo są kompletnymi idiotami, albo nadal stosują w praktyce zasadę Goebbelsa o kłamstwie powtórzonym tysiąc razy. Nie dość, że z zagorzałego nazisty, jakim był Stauffenberg, postanowili zrobić demokratę, to jeszcze próbę usunięcia Hitlera nazwali walką o demokrację. Ani jedno, ani drugie nie jest prawdą.
Zamach w Wilczym Szańcu, bo o niego chodzi, zrealizowała grupa niemieckich oficerów w lipcu 1944 roku, kiedy wojna była przez Niemcy już przegrana, a Armia Czerwona była już w Prusach Wschodnich, gdzie mieściła się tajna kwatera Hitlera. Nie chodziło o żadną demokrację, tylko o utrzymanie zdobyczy Niemiec, czyli Austrii, Alzacji-Lotaryngii, Sudetów oraz aneksję ziem polskich zagarniętych w wyniku rozbiorów przez Prusy (reszta Polski miała pozostać jako kadłubowe państewko). „Bohaterscy” spiskowcy domagali się też przywrócenia niektórych kolonii zamorskich. Chcieli Wielkich Niemiec, w których cała Europa miała znaleźć się pod hegemonią niemiecką. Innymi słowy – za cenę opuszczenia Francji czy krajów Benelux, chcieli tego samego co Hitler, tylko bez Hitlera.
Ich pogląd o Wielkich Niemczej Scholz w pełni podziela, nic więc dziwnego, że zamach mu się podoba. Z braku prawdziwych bohaterów, Niemcy uczynili swym narodowym bohaterem zagorzałego nazistę Clausa Philippa Marię Schenk Grafa von Stauffenberga – zagorzałego nazistę i gorącego zwolennika Hitlera, popierającego go dopóki Niemcy nie zaczęli przegrywać.
Jak się z zera robi bohatera
Niemiecki opór wobec terroru w wykonaniu Stauffenberga pojawił się, kiedy grafowi i jego kumplom ziemia zaczęła palić się pod nogami i kiedy jasne stało się, że nie unikną odpowiedzialności za swoje zbrodnie. Pozbycie się Hitlera miało być kartą przetargową i atutem w rozmowach z aliantami zachodnimi. Niemcy świetnie wiedzieli, jak kruchy jest sojusz zmontowany z ich niedawnym sojusznikiem Stalinem, liczyli na wspólnotę z Zachodem (i się nie zawiedli), więc uważali, że dzięki usunięciu Hitlera, sami wygodnie się urządzą.
Sam Stauffenberg wziął udział w napaści Niemiec na Polskę i był z niej bardzo zadowolony.
Co więcej – Stauffenberg nie tylko 1 września znalazł się pod Wieluniem, ale są realne przesłanki, by uważać, że po zbombardowaniu miasta rozkaz szturmu a potem ostentacyjnego wjazdu do zniszczonego miasta, wydał właśnie on. Po „zdobyciu” miasta fotografował ciała zabitych, a w liście do swojej „ukochanej żony” napisał: „Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Naród, który aby się dobrze czuć, najwyraźniej potrzebuje batoga. Tysiące jeńców przyczynią się na pewno do rozwoju naszego rolnictwa. Niemcy mogą wyciągnąć z tego korzyści, bo oni są pilni, pracowici i niewymagający. Najważniejsze jest to, abyśmy w Polsce właśnie teraz zaczęli planową kolonizację. I nie martwię się, że ona nastąpi”. Do listu dodał zdjęcie – pozuje na nim ze spalonym polskim dworem za plecami.
Dziś niemieccy „historycy” przekonują, że te pełne nienawiści i pogardy oraz niemieckiej wyższości słowa, trzeba ujmować „w szerszym kontekście” i właściwie to Stauffenberg… chwalił Polaków. W antyhitlerowski spisek zaangażował się dopiero, gdy sam omal nie zginął w alianckim nalocie na niemieckie pozycje w Afryce Północnej.
Sam umarł za wielkie Niemcy rządzące Europą. Europą, w której Polska była przewidziana jako namiastka państwa. To, że Niemcy dziś go czczą, najlepiej pokazuje, że nic się nie zmienili.
Gdzie jest Tusk?
Na wpis Scholza oczywiście zareagowali niektórzy polscy politycy, dziennikarze czy historycy.
“Stauffenberg był nazistowskim Niemcem, który popierał zabijanie Żydów, niemiecką inwazję na Polskę i zabijanie Polaków. Stauffenberg nie walczył o demokrację ani o wolność, zwłaszcza o Polaków czy Żydów. Próby pokazania go jako walczącego o demokrację czy wolność to czysty rewizjonizm” – napisał na Twitterze w jęz. angielskim Arkadiusz Mularczyk.
„Nazistowski antysemita, który uważał Polaków za podludzi, a zamachu na Hitlera dokonał tylko dlatego, że nie chciał porażki Niemiec na froncie, wybielany przez kanclerza Niemiec jako bojownik o demokrację. Zostawmy na boku politykę, to po prostu ahistoryczne, wierutne kłamstwo” – dodał dziennikarz “Wprost” Marcin Makowski.
Oczywiście w tym gronie zabrakło głosu Donalda Tuska. Może podziela zdanie swego druha i prezydenta, Bronisława Komorowskiego, który w lipcu 2015 r. wziął udział w niemieckich uroczystościach ku czci Stauffenberga i dokonał następującej oceny zamachu na Hitlera: ,,W jakiejś mierze polski zryw niepodległościowy 1 sierpnia 1944 r. wpisuje się (niezależnie od intencji) także w ten kalendarz wydarzeń, w których funkcjonuje tradycja 20 lipca 1944 r., a więc tradycja zamachu na Hitlera (…) Niemiecki sprzeciw wobec nazizmu wymagał heroizmu i odwagi, często nieporównywalnej z niczym innym. Zasługuje więc na szacunek i na podziw”.
Na pewne “usprawiedliwienie” Scholza można powiedzieć, że wychwalając Stauffenberga, miał na myśli niemiecką wolność i demokrację, a te nie miały i nie mają nic wspólnego z prawdziwą wolnością i prawdziwą demokracją. No i w sumie dobrze, że kanclerz wyraźnie powiedział, że Niemcy od swojego sposobu wprowadzania swojej wolności i swojej demokracji nie odstąpią. Będzie czas, żeby się przygotować do jeszcze większej obrony przed tymi “wartościami”.
nie wolno tak mówić , nauka w niemczech nie polega na prawdzie historycznej tylko . , niemcy pod wszystko . to dlaczego na jarmarkach staroci Oni , Niemcy kupują ordery krzyże z 2 wojny światowej ..bywałem kilka lat za Odrą . i słyszłem też ich piosenki jak wypili za dużo . a gospodyni we gospodzie krzyczała sza, sza , a odrazu było słychać rodowitą niemkę o imieniu Helga .
Czołowa świnia obecnych hitlerowskich niemców
kiedy ten hitlerowiec scholz zamilknie na zawsze.