Wtorek, 27 maja 1947 r.
Przez całe dziesięciolecia ta sprawa była tajemnicą. Nawet po 1989 r. nie mówiono o niej. A przecież kosztowała życie trzech żołnierzy, którzy w majową noc stanęli w obronie Polki uprowadzanej przez sowieckich żołnierzy.
Był późny wieczór 27 maja 7 maja 1947 r. Krawiec Feliks Lis jechał pociągiem z Poznania do Lipna Nowego na trasie kolejowej Poznań – Leszno. W przedziale razem z nim podróżowało kilku żołnierzy radzieckich oraz kobieta. Lis może nie zwróciłby na grupę większej uwagi, ale kobieta była ewidentnie przerażona. Korzystając z tego, że sowieccy żołnierze pili wódkę, szepnęła krawcowi, że nazywa się Zofia Rojuk, że została wysiedlona z Baranowicz i że mąż sprzedał ją wraz z córką rosyjskim żołnierzom za butelkę wódki. Sowieci zostawili dziewczynkę na dworcu, a ją zabierają do swojej jednostki, więc błaga o pomoc. Lis jej uwierzył i o jej sytuacji powiadomił obsługę pociągu a ta – dyżurnego ruchu na stacji w Kościanie.
Konduktorzy, a później funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei ze stacji w Kościanie próbowali przekonać pijanych żołnierzy, żeby uwolnili Polkę. Ci zachowywali się agresywnie i odmówili. Kolejarze z Kościana zawiadomili więc o sytuacji stację w Lesznie. Pociąg dotarł tam pół godziny po północy, już 28 maja.
Próby ratunku
Najpierw Polkę próbował uwolnić dyżurny milicjant – kapral Zygmunt Handke. Żołnierze sowieccy wycelowali jednak w niego broń, a jeden z oficerów zagroził: – Uchodzi Poliaki, bo was pozastrzelam, jobane w rot. Handke o sytuacji zawiadomił oddział alarmowy leszczyńskiego garnizonu Wojska Polskiego. Na dworzec przybył pluton (16 żołnierzy) pod dowództwem podporucznika Jerzego Przerwy, pomimo młodego wieku (22 lata), mającego już doświadczenie bojowe, m.in. z walk o Berlin. Usunął cywili z dworca, obsadził halę swoimi żołnierzami i udał się do wartowni Straży Ochrony Kolei na rozmowę z dowódcą jadących pociągiem Rosjan, kapitanem Sokołowem. Swoim ludziom rozkazał, aby podczas jego nieobecności nikogo nie wypuszczali z dworca. Nikogo. Nawet Rosjan.
Od tego momentu zeznania były całkowicie rozbieżne. Sowieci twierdzili, że Polacy otworzyli ogień, ostrzeliwując ich podczas snu i że sami w ogóle nie strzelali. Ta wersja ta została później oficjalnie przyjęta w śledztwie. Sowieci kłamali.
Bezpośrednio po strzelaninie wykonano szkic sytuacyjny, na którym zaznaczono też ślady po kulach – świadczą one o tym, że na dworcu nie strzelali żołnierze tylko jednej strony, lecz doszło do wymiany strzałów. Na miejscu starcia znaleziono też 48 kul wystrzelonych z broni automatycznej, której nie użyli polscy żołnierze. Świadkowie słyszeli strzały z używanych przez sowietów pepesz, a jeden ze świadków widział, jak radziecki dowódca, kapitan Sokołow, po starciu wymieniał na pełny magazynek w pepeszy zabitego radzieckiego szeregowca Michajłowa w celu zatajenia faktu, że żołnierze radzieccy użyli broni.
Co się stało?
Najprawdopodobniej, podczas nieobecności obu dowódców kilku Rosjan próbowało wyjść z dworca. Kiedy polscy żołnierze zagrodzili im drogę, doszło do sprzeczki, a następnie do strzelaniny. Według zeznań świadków (które również zostały pominięte w procesie), pierwsi użyli broni żołnierze radzieccy; dzięki dobremu przygotowaniu do akcji polskich żołnierzy starcie zakończyło się jednak ich zwycięstwem. W starciu na miejscu zginął szeregowy Michałow, a major Kudriawcow i kapitan Wachnij odnieśli ciężkie rany i zmarli wkrótce potem w szpitalu; pięciu innych żołnierzy radzieckich (m.in. porucznik Zażygin oraz strzelcy Izmogenow i Wieńcz) odnieśli lżejsze rany. Z żołnierzy polskich prawdopodobnie żaden nie zginął, ani nie odniósł ran.
Proces
Już 7 czerwca 1947 r. w koszarach 86 Pułk Artylerii Przeciwlotniczej w Lesznie odbył się
proces polskich żołnierzy uczestniczących w potyczce. I chociaż przed sądem stawali w nim żołnierze Ludowego Wojska Polskiego, skład orzekający był podobny do składów w procesach żołnierzy podziemia niepodległościowego. Przewodniczącym sądu doraźnego był podpułkownik Franciszek Szeliński, kierujący Wojskowym Sądem Okręgowym w Poznaniu, a oskarżycielem major Maksymilian Lityński (właśc. Maksymilian Lifsches). Obaj często uczestniczyli w procesach politycznych w okresie stalinowskim, w których doprowadzili do wydania wielu wyroków śmierci. W 1969 r., jako „ofiary polskiego antysemityzmu”, obaj wyjechali z Polski – Lityński do Szwecji a Szeliński prawdopodobnie do Izraela.
Z 16 żołnierzy plutonu przed sądem postawiono tylko czterech: dowódcę ppor. Jerzego Przerwę, kanoniera Władysława Łabuzę, kaprala Wiesława Warwasińskiego i kanoniera Stanisława Stachurę. To była typowa pokazówka. Sąd nie przesłuchał ani świadków, ani nawet Zofii Rojuk. Miał ustalić, że żołnierze dopuścili się „gwałtownego zamachu na żołnierzy radzieckich”, którzy w ogóle się nie bronili i tak ustalił. Wyroki były adekwatne do „ustaleń”.
- Dowódcę podporucznika Jerzego Przerwę oraz trzech żołnierzy z jego plutonu: kanoniera Władysława Łabuzę, kaprala Wiesława Warwasińskiego i kanoniera Stanisława Stachurę sąd skazał na karę śmierci przez rozstrzelanie.
- Kanonier Tadeusz Nowicki z oddziału wojska i milicjant Zygmunt Handke otrzymali wyroki 10 lat więzienia.
- Feliksa Lisa, który powiadomił kolejarzy, skazano na 12 lat więzienia.
W odrębnym procesie na kary więzienia skazano również interweniujących funkcjonariuszy Straży Ochrony Kolei: Ignacego Dworaka i Stanisława Bresińskiego. Wyroki uprawomocniły się już po czterech dniach. Bolesław Bierut 14 czerwca skorzystał z prawa łaski jedynie w stosunku do Stanisława Stachury (zamieniając mu karę śmierci na 15 lat więzienia) i Tadeusza Nowickiego (zwalniając go z odbycia kary). Podporucznik Jerzy Przerwa, kanonier Władysław Łabuza i kapral Wiesław Warwasiński zostali rozstrzelani następnego dnia – 15 czerwca 1947 r.
Co się stało z Zofią?
Do dziś nie wiadomo, kim była Zofia Rojuk. Nie została przesłuchana przed sądem. Nie wiadomo, czy faktycznie została sprzedana przez męża sowieckim żołnierzom. Nie wiadomo, co się z nią stało. Wiele lat po tych wydarzeniach córka Zofii, Wanda, jako już dorosła kobieta otrzymała list z Ukrainy, od swojej zaginionej matki. Zofia tłumaczyła w nim, co się z nią stało. Według tych relacji: po wydarzeniach w Lesznie została wywieziona w głąb ZSRR, skąd nie wolno jej było, ani powrócić do Polski, ani nawet pisać i wysyłać żadnych wiadomości. Dopiero z czasem, po odbyciu kary udało jej się przenieść na tereny Ukrainy, gdzie pracowała, jako nauczycielka, ale ZSRR opuścić nie mogła. Prawdopodobnie nigdy nie wróciła do Polski.