INFORMUJEMY, NIE KOMENTUJEMY

© 2020-2021 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Centralna Agencja Informacyjna

23:44 | środa | 01.05.2024

© 2020-2023 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Walka stoczona w obronie kobiety  

Czas czytania: 5 min.

Kartka z kalendarza polskiego

1 maja

Jedźcie sami do Niemiec…

13 kwietnia 1943 W czasie II wojny światowej, Warszawa była dla Niemców najniebezpieczniejszym z okupowanych przez nich miast Europy. Każdy Polak mógł wtedy zginąć...

Koniecznie przeczytaj

Wtorek, 27 maja 1947 r.

Przez całe dziesięciolecia ta sprawa była tajemnicą. Nawet po 1989 r. nie mówiono o niej. A przecież kosztowała życie trzech żołnierzy, którzy w majową noc stanęli w obronie Polki uprowadzanej przez sowieckich żołnierzy.

- reklama -

Był późny wieczór 27 maja 7 maja 1947 r.  Krawiec Feliks Lis jechał pociągiem z Poznania do Lipna Nowego na trasie kolejowej Poznań – Leszno. W przedziale razem z nim podróżowało kilku żołnierzy radzieckich oraz kobieta. Lis może nie zwróciłby na grupę większej uwagi, ale kobieta była ewidentnie przerażona. Korzystając z tego, że sowieccy żołnierze pili wódkę, szepnęła krawcowi, że nazywa się Zofia Rojuk, że została wysiedlona z Baranowicz i że mąż sprzedał ją wraz z córką rosyjskim żołnierzom za butelkę wódki. Sowieci zostawili dziewczynkę na dworcu, a ją zabierają do swojej jednostki, więc błaga o pomoc. Lis jej uwierzył i o jej sytuacji powiadomił obsługę pociągu a ta – dyżurnego ruchu na stacji w Kościanie.

Konduktorzy, a później funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei ze stacji w Kościanie próbowali przekonać pijanych żołnierzy, żeby uwolnili Polkę. Ci zachowywali się agresywnie i odmówili. Kolejarze z Kościana zawiadomili więc o sytuacji stację w Lesznie. Pociąg dotarł tam pół godziny po północy, już 28 maja.

Próby ratunku

- reklama -

Najpierw Polkę próbował uwolnić dyżurny milicjant – kapral Zygmunt Handke. Żołnierze sowieccy wycelowali jednak w niego broń, a jeden z oficerów zagroził: – Uchodzi Poliaki, bo was pozastrzelam, jobane w rot. Handke o sytuacji zawiadomił oddział alarmowy leszczyńskiego garnizonu Wojska Polskiego.  Na dworzec przybył pluton (16 żołnierzy) pod dowództwem podporucznika Jerzego Przerwy, pomimo młodego wieku (22 lata), mającego już doświadczenie bojowe, m.in. z walk o Berlin. Usunął cywili z dworca, obsadził halę swoimi żołnierzami i udał się do wartowni Straży Ochrony Kolei na rozmowę z dowódcą jadących pociągiem Rosjan, kapitanem Sokołowem. Swoim ludziom rozkazał, aby podczas jego nieobecności nikogo nie wypuszczali z dworca. Nikogo. Nawet Rosjan.

Od tego momentu zeznania były całkowicie rozbieżne. Sowieci twierdzili, że Polacy otworzyli ogień, ostrzeliwując ich podczas snu i że sami w ogóle nie strzelali. Ta wersja ta została później oficjalnie przyjęta w śledztwie. Sowieci kłamali.

Bezpośrednio po strzelaninie wykonano szkic sytuacyjny, na którym zaznaczono też ślady po kulach – świadczą one o tym, że na dworcu nie strzelali żołnierze tylko jednej strony, lecz doszło do wymiany strzałów. Na miejscu starcia znaleziono też 48 kul wystrzelonych z broni automatycznej, której nie użyli polscy żołnierze. Świadkowie słyszeli strzały z używanych przez sowietów pepesz, a jeden ze świadków widział, jak radziecki dowódca, kapitan Sokołow, po starciu wymieniał na pełny magazynek w pepeszy zabitego radzieckiego szeregowca Michajłowa w celu zatajenia faktu, że żołnierze radzieccy użyli broni.

- reklama -

Co się stało?

Najprawdopodobniej, podczas nieobecności obu dowódców kilku Rosjan próbowało wyjść z dworca. Kiedy polscy żołnierze zagrodzili im drogę, doszło do sprzeczki, a następnie do strzelaniny. Według zeznań świadków (które również zostały pominięte w procesie), pierwsi użyli broni żołnierze radzieccy; dzięki dobremu przygotowaniu do akcji polskich żołnierzy starcie zakończyło się jednak ich zwycięstwem. W starciu na miejscu zginął szeregowy Michałow, a major Kudriawcow i kapitan Wachnij odnieśli ciężkie rany i zmarli wkrótce potem w szpitalu; pięciu innych żołnierzy radzieckich (m.in. porucznik Zażygin oraz strzelcy Izmogenow i Wieńcz) odnieśli lżejsze rany. Z żołnierzy polskich prawdopodobnie żaden nie zginął, ani nie odniósł ran.

Proces

Już 7 czerwca 1947 r. w koszarach 86 Pułk Artylerii Przeciwlotniczej w Lesznie odbył się

proces polskich żołnierzy uczestniczących w potyczce. I chociaż przed sądem stawali w nim żołnierze Ludowego Wojska Polskiego, skład orzekający był podobny do składów w procesach żołnierzy podziemia niepodległościowego. Przewodniczącym sądu doraźnego był podpułkownik Franciszek Szeliński, kierujący Wojskowym Sądem Okręgowym w Poznaniu, a oskarżycielem major Maksymilian Lityński (właśc. Maksymilian Lifsches). Obaj często uczestniczyli w procesach politycznych w okresie stalinowskim, w których doprowadzili do wydania wielu wyroków śmierci. W 1969 r., jako „ofiary polskiego antysemityzmu”, obaj wyjechali z Polski – Lityński do Szwecji a Szeliński prawdopodobnie do Izraela.

Z 16 żołnierzy plutonu przed sądem postawiono tylko czterech: dowódcę ppor. Jerzego Przerwę, kanoniera Władysława Łabuzę, kaprala Wiesława Warwasińskiego i kanoniera Stanisława Stachurę. To była typowa pokazówka. Sąd nie przesłuchał ani świadków, ani nawet Zofii Rojuk. Miał ustalić, że żołnierze dopuścili się „gwałtownego zamachu na żołnierzy radzieckich”,  którzy w ogóle się nie bronili i tak ustalił. Wyroki były adekwatne do „ustaleń”.

  • Dowódcę podporucznika Jerzego Przerwę oraz trzech żołnierzy z jego plutonu: kanoniera Władysława Łabuzę, kaprala Wiesława Warwasińskiego i kanoniera Stanisława Stachurę sąd skazał na karę śmierci przez rozstrzelanie.
  • Kanonier Tadeusz Nowicki z oddziału wojska i milicjant Zygmunt Handke otrzymali wyroki 10 lat więzienia.
  • Feliksa Lisa, który powiadomił kolejarzy, skazano na 12 lat więzienia.

W odrębnym procesie na kary więzienia skazano również interweniujących funkcjonariuszy Straży Ochrony Kolei: Ignacego Dworaka i Stanisława Bresińskiego. Wyroki uprawomocniły się już po czterech dniach. Bolesław Bierut 14 czerwca skorzystał z prawa łaski jedynie w stosunku do Stanisława Stachury (zamieniając mu karę śmierci na 15 lat więzienia) i Tadeusza Nowickiego (zwalniając go z odbycia kary). Podporucznik Jerzy Przerwa, kanonier Władysław Łabuza i kapral Wiesław Warwasiński zostali rozstrzelani następnego dnia – 15 czerwca 1947 r.

Co się stało z Zofią?

Do dziś nie wiadomo, kim była Zofia Rojuk. Nie została przesłuchana przed sądem. Nie wiadomo, czy faktycznie została sprzedana przez męża sowieckim żołnierzom. Nie wiadomo, co się z nią stało. Wiele lat po tych wydarzeniach córka Zofii, Wanda, jako już dorosła kobieta otrzymała list z Ukrainy, od swojej zaginionej matki. Zofia tłumaczyła w nim, co się z nią stało. Według tych relacji: po wydarzeniach w Lesznie została wywieziona w głąb ZSRR, skąd nie wolno jej było, ani powrócić do Polski, ani nawet pisać i wysyłać żadnych wiadomości. Dopiero z czasem, po odbyciu kary udało jej się przenieść na tereny Ukrainy, gdzie pracowała, jako nauczycielka, ale ZSRR opuścić nie mogła. Prawdopodobnie nigdy nie wróciła do Polski.

Śledź nas na:

Czytaj:

Oglądaj:

Subskrybuj
Powiadom o

0 komentarzy
Wbudowane informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze
reklama spot_img

Ostatnio dodane

Jedźcie sami do Niemiec…

13 kwietnia 1943 W czasie II wojny światowej, Warszawa była dla Niemców najniebezpieczniejszym z okupowanych przez nich miast Europy....

Przeczytaj jeszcze to!

0
Podziel się z nami swoją opiniąx