Niedziela, 22 czerwca 1941 r.
Dla świata ten dzień to data ataku Niemiec na Związek Sowiecki. Dla Rosjan – początek Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Dla Polaków – zamiana jednego okupanta dla innego. Dla mieszkańców Augustowa – dzień mordowania więźniów przez NKWD.
Atak Niemiec na Związek Sowiecki 22 czerwca 1941 r. był dla Stalina kompletnym zaskoczeniem. Do generalissimusa docierały meldunki, że może on nastąpić, ale Stalin nie dawał im wiary, a informatorów ostrzegających o ataku, kazał rozstrzelać. Kompletne zaskoczenie spowodowało panikę w ZSRS, a jej skutkiem była nie tylko paniczna ucieczka kolaborantów ale i mordowanie więźniów. Głównie Polaków. Tak było w Augustowie, który już pierwszego dnia wojny niemiecko-sowieckiej znalazł się w ogniu walk. W mieście już w pierwszych dniach okupacji, Sowieci zbudowali areszt, zwany potocznie „barakiem”. Był to parterowy budynek, do którego budowy posłużyło drewno z rozebranych gajówek i leśniczówek. Kiedy Niemcy wkraczali na ziemie zajęte przez ZSRS, w augustowskim więzieniu przebywało 39 osób – więźniów politycznych.
Masakra
W Augustowie początkowo ciężar niemieckiego natarcia przyjęły na siebie strażnice 86. Oddziału Białoruskiego Okręgu Wojsk Ochrony Pogranicza NKWD w licznie ok. 9 tys. żołnierzy. Wkrótce po rozpoczęciu działań wojennych dowódca oddziału, mjr G. K. Zdornoj, wydał rozkaz wymordowania wszystkich więźniów przetrzymywanych na posesji Zarządu Wodnego. Początkowo oprawcy planowali rozstrzelać ich pojedynczo przed budynkiem aresztu. W ten sposób zginęła pierwsza ofiara, Bronisław Guzik. Jednak po jego zamordowaniu „pogranicznicy” uznali, że taka forma „pozbycia się problemu” zajmie im za dużo czasu i postanowili przyspieszyć likwidację więźniów. Idąc od celi do celi, otwierali drzwi i strzelali do bezbronnych ofiar. Zabijali „jak leci”. Nie oszczędzili nawet więźnia uważanego powszechnie za konfidenta. Gdy skończyli mord, zamknęli areszt i wycofali się z posesji. Spieszyli się tak bardzo, że w celach pozostało kilku żywych więźniów (niektórzy byli ranni). Na szczęście zrezygnowali z pomysłu podpalenia zbudowanego z drewna więzienia.
Świadkowie
Naoczni świadkowie oceniali liczbę zamordowanych na około 30 osób. Prokurator Waldemar Monkiewicz z Okręgowej Komisji Badania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu w Białymstoku twierdził natomiast, że ofiarą masakry padło około 34 więźniów.
W gronie ofiar znalazł się dziesięcioletni Marian Jurewicz, zatrzymany przez Sowietów pod zarzutem nielegalnego przekroczenia granicy. Problem w tym, że każdy podejrzany o przejście przez granicę od strony Niemiec był uważany „z automatu” za szpiega, bez względu na wiek, status ani rzeczywisty cel nielegalnego przekraczania granicy. Dziecko też. Wiadomo, że w masakrze Sowieci zabili także co najmniej dwie kobiety. Wszystkie ofiary były narodowości polskiej.
Co szczególnie szokuje, mord na więźniach augustowskiego aresztu był bezprawny nawet w świetle sowieckiego prawa, gdyż żadna z ofiar nie została wcześniej osądzona. Co więcej, dopiero 24 czerwca ludowy komisarz spraw wewnętrznych Ławrentij Beria wydał obwodowym urzędom NKGB (Ludowego Komisariatu Bezpieczeństwa Państwowego) rozkaz rozstrzelania wszystkich więźniów politycznych przetrzymywanych w zachodnich obwodach ZSRR, których ewakuacja w głąb kraju była niemożliwa.
Pamięć
Gdy sowieccy „pogranicznicy” wycofali się z posesji Zarządu Wodnego, ocalali więźniowie opuścili areszt i udali się do miasta, które zostało już zajęte przez oddziały niemieckie. Mieszkańcy natychmiast zorganizowali pomoc dla rannych. Prawdopodobnie Niemcy próbowali wykorzystać sowiecką zbrodnię w Augustowie (podobnie jak sowieckie zbrodnie w innych miejscach) do celów propagandowych. Ocalały więzień Tadeusz Sobolewski relacjonował, że odpowiednio „zainscenizowali” miejsce masakry, m.in. przybijając bagnetem do ściany ciało wspomnianego dziesięcioletniego chłopca, wcześniej rozstrzelanego w jednej z cel razem z dorosłymi. Następnie Niemcy mieli sfotografować tak okaleczone zwłoki, a zdjęcia rozdawać mieszkańcom Augustowa.
Ofiary masakry pogrzebano w zbiorowej mogile i na lata zostały zapomniane. Nie wolno było ich upamiętniać ani o nich mówić. Dopiero w 1988 r., kiedy komuna chyliła się już ku upadkowi, staraniem jednego z mieszkańców Augustowa została mogiła została odnowiona. Ale miejsca pamięci wciąż nie było. Zamordowanych więźniów upamiętnił dopiero mały pomnik, właściwie tablica pamiątkowa przyklejona w 1993 roku do niewielkiego głazu, ustawionego nieopodal budynków Zarządu Wodnego i Zarządu Portu.