Dr Zbigniewa Martyki, ordynator oddziału obserwacyjno-zakaźnego w Dąbrowie Tarnowskiej, opowiedział o sianiu paniki przez dziennikarzy i rządzących. Przedstawił też pandemię w liczbach.
W Akademii Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu odbyło się sympozjum „Oblicza pandemii”. Jednym z prelegentów był dr Zbigniew Martyka, internista, specjalista chorób zakaźnych, ordynator oddziału obserwacyjno-zakaźnego w Dąbrowie Tarnowskiej.
Wygłosił on wykład na temat „wyzwań przed służbą zdrowia w dobie pandemii”.
– Od dwóch lat żyjemy w nowej, nienormalnej rzeczywistości. Pewnie przez dłuższy okres czasu nie zdawalibyśmy sobie z tego sprawy, gdyby nie przekazy medialne. Zanim jeszcze wystąpiły u nas pierwsze przypadki zakażenia wirusem SARS-CoV-2 już byliśmy zalewani informacjami o straszliwym niebezpieczeństwie, o śmiertelnym zagrożeniu – przypomniał lekarz.
Dr Martyka wskazał, że ogłoszono pandemię, „kiedy jeszcze nie było podstaw, by taką pandemię stwierdzić”. „Od początku, w Polsce, podając w wiadomościach dane dotyczące ilości zakażeń posługiwano się liczbami bezwzględnymi, by wyglądało to bardziej dramatycznie” – podkreślił.
Lekarz zwrócił szczególną uwagę na to, jak dziennikarze i rządzący przedstawiali pandemię.
– Strach miały budzić wówczas zgony w ilości kilku lub kilkunastu na dobę, podczas gdy w Polsce ze wszystkich innych przyczyn umiera dziennie od 1100 do 1200 osób – wskazał.
Dr Martyka dla porównania przypomniał dane z 2017 roku, kiedy „w ostatnim tygodniu stycznia zachorowań (na grypę – red.) było ponad 360 tysięcy”. – Proszę zwrócić uwagę, 360 tysięcy zachorowań w ciągu jednego tygodnia to jest ponad 50 tysięcy dziennie i nie ma epidemii – podkreślił.
– Manipulacje liczbami to jedno, aby wprowadzić większą panikę potrzeba było obrazów epatujących strachem. Żeby udramatyzować sytuację pokazywano wielokrotnie salę wypełnioną trumnami, mówiąc że są to trumny osób zmarłych na COVID, ale kłamstwo ma krótkie nogi. Wkrótce okazało się, że pokazywano zdjęcia trumien imigrantów, którzy zginęli w katastrofie kutra u wybrzeży Lampedusy wiele lat wcześniej. To były te same zdjęcia – wskazał lekarz.
– Dziś nikt nie neguje faktu, że wirus jest i może powodować nawet ciężki przebieg choroby, łącznie ze zgonem, jednak różne decyzje administracyjne, uzasadnione tym, że działa się w obronie zdrowia ludzi nie wytrzymują krytyki w zestawieniu z faktami – stwierdził dr Martyka i dodał, iż „kolejne decyzje potwierdzały, że nie chodzi tutaj o dobro ludzi”.