INFORMUJEMY, NIE KOMENTUJEMY

© 2020-2021 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Centralna Agencja Informacyjna

06:11 | sobota | 27.07.2024

© 2020-2023 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Szokujące informacje z procesu w sprawie śmierci dziewcząt w escape roomie  

Czas czytania: 4 min.

Kartka z kalendarza polskiego

27 lipca

Bestialski mord tysięcy Polaków przez herojów Ukrainy

11 lipca 1943 Krwawa niedziela 11 lipca 1943 r. była kumulacją ludobójstwa popełnionego przez Ukraińców na Polakach. Tego dnia Ukraińcy z OUN-UPA i wspierająca...

Koniecznie przeczytaj

Lekarz orzekł zgon dziewczynek z Koszalina bez sprawdzenia przy pomocy latarki medycznej reakcji źrenic na światło, w sprawie jednej i tej samej dziewczynki wystawiono dwie karty medyczne, to nie jedyne niejasności w sprawie tragedii w pokoju zagadek w Koszalinie.

Ta tragedia wstrząsnęła Polską – 4 stycznia 2019 r. w pożarze escape roomu (pokoju zagadek)  „Mrok” w Koszalinie zginęło pięć 15-latek. Okazało się, że jedyne okno w pokoju zagadek było zakratowane i zabite deskami, drzwi nie miały od wewnątrz klamki. Według oficjalnych informacji pięć dziewczynek zginęło na skutek zatrucia tlenkiem węgla. Śledztwo w sprawie tragedii wykazało, że pokój zagadek był zorganizowany z rażącym niedbalstwem, w budynku nie było dróg ewakuacyjnych a nastolatki nie mogły się z niego w żaden sposób wydostać.

- reklama -

Akt oskarżenia obejmuje cztery osoby: organizatora escape roomu Miłosza S., jego wspólniczki Małgorzatę W. i Beatę W. oraz pracownika Radosława D., który w dniu tragedii powinien być w budynku i ratować dziewczynki. Wszyscy odpowiadają za umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru i nieumyślne doprowadzenie do śmierci piętnastolatek. Oskarżonym grozi do 8 lat więzienia.

Szokujące fakty

Zeznania rodzin dziewczynek są wstrząsające, podobnie jak wyjaśnienia oskarżonych, którzy wyrażają ubolewanie ale nie mają sobie nic do zarzucenia. Tymczasem na jaw wychodzą szokujące fakty związane z postępowaniem lekarza, który stwierdził śmierć dziewczynek.

- reklama -

Śmierć dziewczynek stwierdził 64-letni lekarz, który na miejsce tragedii przyjechał specjalistyczną karetką. To on orzekł, że dziewczynki nie żyją i z tego powodu nie podjął czynności reanimacyjnych. Przed sądem zapewniał, że miał do wydania takiego orzeczenia wszelkie medyczne przesłanki.

Stwierdzenie, czy dziewczynki nie żyły już wewnątrz budynku i zmarły przed wyniesieniem z pokoju zagadek jest kluczowe dla odpowiedzialności oskarżonych. Jeśli jeszcze żyły, trzeba sprawdzić, czy brak reanimacji mógł mieć wpływ na ich śmierć.

Na wniosek ojca jednej z dziewczynek został ujawniony protokół z akcji ratunkowej sporządzony przez policję. Policjant zeznał, że jedyną czynnością podjętą przez lekarza w stosunku do jednej z dziewcząt było sprawdzenie pulsu na szyi, co zajęło 2-3 sekundy.

- reklama -

Lekarz zaprzeczył i zeznał, że każdą z pokrzywdzonych osłuchał stetoskopem, sprawdził tętno, reakcję źrenic, wygląd gałek ocznych. Ale… Zeznał też, że na miejscu akcji ratunkowej było tak ciemno, że nie był w stanie stwierdzić, w co była ubrana pierwsza ewakuowana dziewczynka. Kiedy wynoszono kolejne, lekarz… czekał w gotowości pomocy, nie reanimują poprzednich ani nie zlecając tego ratownikom.

Za ciemno-nie za ciemno

Lekarz nie zlecił podstawienia ambulansu wyposażonego w halogeny, bo oświetlenie, jakim dysponował „pozwoliło” na ocenę i opis miejscowych obrażeń oraz gałek ocznych. Z powodu ciemności lekarz nie był w stanie stwierdzić, czy u dziewczynek doszło do oparzeń I czy II stopnia ale mógł ocenić brak ruchu źrenic na światło bez latarki diagnostycznej. Dokonał tego korzystając z reflektorów, jakimi dysponowali strażacy. – Było za ciemno, by ocenić kolor ubrania, ale gałki oczne było widać – gorzko podsumował ojciec jednej z ofiar.

Dwie karty medyczne

To nie koniec niejasności – w aktach sprawy znalazły się dwie karty medyczne dotyczące tej samej nastolatki, różniące się od siebie numerem, wersją i treścią. Pierwsza do sądu nadesłana została z pogotowia w marcu, druga we wrześniu. Lekarz nie potrafił wyjaśnić, skąd rozbieżności i stwierdził jedynie, że „do różnic mogło dojść podczas wydruku”. Jak to możliwe, że drukarka zmieniła treść dokumentu medycznego, nie wiadomo.

W sprawie akcji ratunkowej lekarz nie ma sobie nic do zarzucenia. Rodzice dziewczynek widzą sprawę inaczej.

Mama jednej z nich, Julii, powiedziała o lekarzu: – Przed ewakuacją dziewczynek nie zrobił nic, a po ewakuacji doszedł do wniosku, że ich śmierć nastąpiła w budynku, nie podejmując prób reanimacyjnych i zostawiając nas z pytaniem, czy mogły żyć. Lekarz dwukrotnie podkreślił, że w ciągu 35 lat pracy wzywany był do wielu, pożarów, wypadków, samobójstw. „Stwierdzałem wiele zgonów” – mówił. Rodzi się pytanie, ile osób uratował. Gdyby nie było lekarza na miejscu służby byłyby zobowiązane do prowadzenia reanimacji.

Przypomniała sytuację z Gdyni, kiedy strażacy wynieśli z pożaru nieprzytomne koty i przystąpili do ich reanimacji, chociaż nie dawały oznak życia. Uratowali zwierzęta. – Czy życie naszych córek było mniej warte? – zapytała mama Julii.

Źródło: Głos Koszaliński

Śledź nas na:

Czytaj:

Oglądaj:

Subskrybuj
Powiadom o

0 komentarzy
Wbudowane informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł
Następny artykuł
reklama spot_img

Ostatnio dodane

Synowie Mitteleuropy

Z zamieszczonego przez rodzinę śp. Jerzego Stuhra nekrologu nie dowiadujemy się, synem której Mitteleuropy był zmarły artysta? W każdym razie...

Przeczytaj jeszcze to!

0
Podziel się z nami swoją opiniąx