INFORMUJEMY, NIE KOMENTUJEMY

© 2020-2021 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Centralna Agencja Informacyjna

06:15 | czwartek | 25.04.2024

© 2020-2023 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Problemem w Polsce nie są śnięte ryby, tylko śnięte służby

Czas czytania: 5 min.

Kartka z kalendarza polskiego

25 kwietnia

Jedźcie sami do Niemiec…

13 kwietnia 1943 W czasie II wojny światowej, Warszawa była dla Niemców najniebezpieczniejszym z okupowanych przez nich miast Europy. Każdy Polak mógł wtedy zginąć...

Koniecznie przeczytaj

Polska jest krajem, w którym łapie się płotki, podczas kiedy grube ryby pływają dalej spokojnie. Krajem, w którym raz na dekadę łapie się dla pokazu „szpiega” trzeciego garnituru, tak by prawdziwe agentury mogły dalej działać spokojnie.

Polska jest od roku krajem frontowym, a od pół roku zapleczem logistycznym dla broniącej się Ukrainy. Wydawałoby się, że 38-milionowy kraj powinien mieć kompetencje w zwalczaniu obcej propagandy i dywersji – żyjemy przecież w czasach wojny – ale okazuje się, że nie, Polska nie ma takich kompetencji. Widać to na każdym kroku. Najnowszym przykładem jest śnięcie ryb w Odrze, które jest wykorzystywane przez siły wewnętrzne i zewnętrzne do atakowania rządu PiS, ba!, wręcz do prób obalenia rządu. Nie wiem, z czego to wynika, może ze zbyt wysokich słupków rtęci, ale w sierpniu każdego roku rząd PiS porusza się jak mucha w smole. Rok temu w sierpniu służby premiera Morawieckiego nie robiły nic wobec zmasowanego migracyjnego ataku na granicę RP ze strony Białorusi, ataku prowadzonego pod nadzorem służb Łukaszenki i Putina. Dopiero 2 września rząd wprowadził stan nadzwyczajny na trzykilometrowym pasie przygranicznym. Rok później, 9 sierpnia 2022 r., na stronie rządowej pojawił się triumfalny tekst twierdzący, że „operacja destabilizującą granicę Polski z Białorusią jest prowadzona metodami typowymi dla agresji hybrydowej i służby od początku oceniały, że działania te są zagrożeniem dla państwa”.

- reklama -

To nieprawda i naginanie rzeczywistości. Skoro służby „od początku oceniały”, że działania Łukaszenki i Putina „są zagrożeniem dla państwa”, to dlaczego przez długie tygodnie nie robiono nic? Rząd bał się krytyki „Gazety Wyborczej” i TVN?

Teraz mamy sierpień 2022 r. i nowy festiwal niemocy państwa. Tydzień po dymisji szefa Agencji Wywiadu, po skandalu z zakupem nieprzydatnych do użytku respiratorów za pośrednictwem mętnego handlarza bronią, premier Morawiecki musiał przyznać w mediach: „O skażeniu Odry dowiedziałem się za późno”. To publiczne wyznanie, że polskie państwo funkcjonuje wciąż teoretycznie, według ludowego przysłowia klasyka opozycji Bartłomieja Sienkiewicza („ch.., dupa i kamieni kupa”). A miało być inaczej, miała być dobra zmiana. Festiwal nieporadności rządu i podległych służb źle wróży dla przyszłości polskiego państwa. (…)

Polska jest krajem, w którym łapie się płotki, podczas kiedy grube ryby pływają dalej spokojnie. Krajem, w którym raz na dekadę łapie się dla pokazu „szpiega” trzeciego garnituru, tak by prawdziwe agentury mogły dalej działać spokojnie. Widać przecież, że prawdziwymi aferami nikt nie chce się zajmować. (…)

- reklama -

To dosyć skandaliczne, że nikt na poziomie polskiego państwa nie zajmuje się odnalezieniem/odzyskaniem ukradzionych pieniędzy Amber Gold, tak jakby setki, a nawet tysiące, ofiar tej piramidy było obywatelami drugiej kategorii. Pewne elementy wskazują na to, że palce w przekręcie Amber Gold mógł maczać sponsor prezydenta Zełenskiego, złodziej, oligarcha Ihor Kołomojski, którego mętną sylwetkę i działania w Polsce opisałem niedawno (…)

W trakcie pisania tego tekstu natrafiłem na komentarz opublikowany 14 sierpnia na Twitterze przez użytkownika ZNUżony (@Leszek553211865):

„Tak sobie myślę, obserwując to, co dzieje się wokół Odry i zespołu portowego Szczecin-Świnoujście, perturbacje związane z czołgami i szykany ze strony władz UE to, czy my przypadkiem nie jesteśmy ofiarą wojny hybrydowej ze strony Niemiec? Czy w rządzie tego nikt nie analizuje?”.

- reklama -

Muszę jednak zasmucić tego komentatora, wygląda na to, że rzeczywiście nikt w rządzie tego nie analizuje. Rozgrywająca się na naszych oczach historia „zatrucia Odry”, którą Niemcy i rozhisteryzowana totalna opozycja używają do destabilizacji rządu PiS, jest tego dobitnym przykładem. Premier Morawiecki już musiał przyznać, że został poinformowany „za późno”. Z kolei wiceszef MSWiA Maciej Wąsik zrzucił winę na innych, przyznając, że „gdzieś było zaniedbanie służb podległych rządowi”, dodając: „w sprawie zatrucia Odry byliśmy uspokajani i ta skala była w pewien sposób niedoszacowana przez urzędników, którzy stracili stanowiska”. Ta kolejna już z rzędu wtopa nie powinna kończyć się dymisją kolejnych podwładnych, tylko dymisją zwierzchników. Kraj frontowy po prostu nie może sobie pozwolić na niekompetencję i fuszerkę na szczytach władzy, ponieważ zagraża to bezpieczeństwu państwa. Komendant Główny Policji gen. insp. Jarosław Szymczyk potwierdził bezradność służb, wyznaczając nagrodę w wysokości 1 mln zł za wskazanie osoby odpowiedzialnej za zanieczyszczenie rzeki Odra lub posiadającej istotne informacje mogące doprowadzić do ustalenia sprawców. Co to oznacza w praktyce? To, że rząd frontowej Polski nic nie wie. Sprawa jest poważna, bo co będzie, jeżeli ktoś skazi wodociągi w Warszawie bronią chemiczną lub biologiczną? Rząd stanie w świetle kamer i znowu bezradnie rozłoży ręce? W taki sposób nie można kierować 38-milionowym państwem w stanie wojny.

Redaktor „Gazety Wyborczej” Paweł Wroński już poczuł krew i pisze na łamach gazety: „Premier Mateusz Morawiecki nad zatrutą Odrą walczy o życie swoje i całej formacji. Po raz kolejny okazało się bowiem, że podstawowym problemem obecnej władzy jest brak kompetencji do jej sprawowania”. Jeden z użytkowników Twittera skomentował opłakany stan polskich służb: „Nie da się ukryć. Gdyby nie NATO bylibyśmy w całkiem czarnej d… A tak jeszcze nam nogi wystają”.

Dodajmy, że ktoś mądry w kancelarii premiera chyba już się zorientował, że finansowanie służb specjalnych, które nie przynoszą większego wkładu do wzmacniania bezpieczeństwa kraju, jest po prostu wyrzucaniem pieniędzy przez okno. W budżecie na rok 2022 wydatki na ABW zostały zmniejszone o 8,1 proc., a wydatki na Agencję Wywiadu o 10,4 proc. Dymisja na początku sierpnia szefa Agencji Wywiadu Piotra Krawczyka potwierdza tylko słuszność tych cięć. Ale to wciąż razem 900 milionów zł rocznie. Skoro służby mało co wiedzą i trzeba wyznaczać nagrody dla obywateli za informacje, które służby powinny były zdobywać, to faktycznie lepiej ograniczać marnowanie publicznych pieniędzy, zmniejszać dalej budżety tych teoretycznych służb i przeznaczać pieniądze na zdobywanie informacji bezpośrednio od obywateli, bez kosztownego i nieudolnego pośrednika.

Cała analiza Stanislasa Balceraca tylko w najnowszym numerze “Warszawskiej Gazety”. Już w sprzedaży!

Śledź nas na:

Czytaj:

Oglądaj:

Subskrybuj
Powiadom o

0 komentarzy
Wbudowane informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze
reklama spot_img

Ostatnio dodane

Koniec pewnej epoki?

Są kraje uprzywilejowane. Brytyjczycy mieli królową Elżbietę, Polacy mają Marylę Rodowicz - jaki system polityczny by nie panował, kto...

Przeczytaj jeszcze to!

0
Podziel się z nami swoją opiniąx