INFORMUJEMY, NIE KOMENTUJEMY

© 2020-2021 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Centralna Agencja Informacyjna

10:33 | czwartek | 18.04.2024

© 2020-2023 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Wielki Czwartek – co się wydarzyło w Jerozolimie

Czas czytania: 12 min.

Kartka z kalendarza polskiego

18 kwietnia

Jedźcie sami do Niemiec…

13 kwietnia 1943 W czasie II wojny światowej, Warszawa była dla Niemców najniebezpieczniejszym z okupowanych przez nich miast Europy. Każdy Polak mógł wtedy zginąć...

Koniecznie przeczytaj

cz. II

Ostatnia Wieczerza nie była radosna, choć Pascha upamiętniała radosne wydarzenie. Ale o ile atmosfera przy sederowym stole była ciężka, to późniejsze wydarzenia były jeszcze gorsze.

- reklama -

Zgodnie z wymogami Ostatnia Wieczerza zakończyła się przed północą. Jezus opuścił Wieczernik i wyszedł poza mury Jerozolimy, udając się na pobliską Górę Oliwną, gdzie znajdowały się gaje oliwne, w których można było odpocząć. Ten, w którym podczas pobytów w Jerozolimie odpoczywał Jezus, według tradycji należał do matki św. Marka. Nie było  i nie jest to miejsce podobne do naszych ogrodów – z miękką trawą i drzewami. Teren jest skalisty, trawy praktycznie nie ma, natomiast drzewa oliwne są i to w dodatku korzenie tych najstarszych naprawdę mają po 2 tysiące lat. Pomimo braku trawy, było to jednak miejsce zaciszne. Góra Oliwna była też miejscem, gdzie zatrzymywały się karawany, które nie zdążyły wejść do miasta przed zachodem słońca. Modląc się, Jezus nie klęczał na miękkiej trawie. Modlił się na białej skale, pocąc się krwawym potem i prosząc Ojca, by zabrał od niego „kielich” męki. Można więc powiedzieć, że czwarty kielich, którego nie wypił Jezus w Wieczerniku, spełnił właśnie w Ogrójcu.

Tunika

Jako Syn Boży Jezus miał świadomość, jak będzie wyglądała ostatnia doba jego pobytu na ziemi. Wiedział, jak będzie wyglądało przesłuchanie przez Sanhedrynem i proces przed Piłatem. Nie tylko wiedział, jak wyglądało krzyżowanie człowieka – była to stała praktyka rzymskiego karania przestępców, ale wiedział też, jak będzie przebiegało biczowanie, koronowanie cierniem, droga krzyżowa czy samo ukrzyżowanie. Ta wiedza była tak straszna, że Jezus pocił się krwawym potem. Opisał to św. Łukasz Ewangelista, z zawodu – lekarz: „Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię” (Łk 22, 44).

- reklama -

Jest to zjawisko niezwykle rzadkie, ale znane medycynie od dawna. Schorzenie nazywa się hematidrosis i dotyka tylko osoby, które przeżywają wyjątkowo traumatyczne doświadczenia, najczęściej strach przed śmiercią (przypadki hematidrsis odnotowywano np. na frontach I wojny światowej). Na to, że ewangeliczny opis modlitwy w Ogrójcu jest prawdziwy, mamy dowód. Jest nim Tunika z Argenteuil. Jezus, jak każdy Żyd, nosił trzy szaty.

Pierwszą, zakładaną na gołe ciało była tunika utkana z jednego kawałka materiału, w zależności od zamożności właściciela – krótsza lub dłuższa z krótkim rękawem lub półrękawem.

Na niej noszono tunikę – szatę zapinaną w pasie, sięgającą do kostek.

- reklama -

Najbardziej zewnętrzną szatą był rodzaj togi – peleryna, zakładana gdy wychodziło się z domu, zwłaszcza w chłodniejsze dni.

Tunika z Argenteuil to męska szata została utkana na krosnach bez jednego szwa z owczej wełny i zabarwiona na kolor brunatny. Jej stan wskazuje, że wysoki mężczyzna, który ją nosił bezpośrednio na ciele, miał bardzo duże obrażenia i głębokie rany na całym ciele. Z szaty wyizolowano krew – grupy AB (najczęściej spotykanej wśród Żydów z Bliskiego Wschodu). Stwierdzono na niej dwojaki rodzaj komórek krwi: erytrocyty, które były tak zdeformowane, jakby organizm właściciela szaty był poddawany długotrwałym cierpieniom i przewlekłej agonii oraz czerwone krwinki strukturalnie złączone z kryształkami mocznika o kulistym kształcie. To właśnie krwawy pot, jakim pocił się Chrystus w czasie modlitwy w Ogrójcu. Na tunice odkryto też odbicie licznych ran. Najbardziej rozdrapane były rany na plecach. Na tunice utworzyły one pas o szerokości około 20 centymetrów, ciągnący się od lewego ramienia, przez środek pleców, aż do prawego biodra. Pobity właściciel tuniki musiał dłuższy czas nieść ciężki, podłużny przedmiot, który dodatkowo rozdrapał rany na jego plecach. Także na klatce piersiowej, brzuchu, udach, łydach i pośladkach mężczyzny znajdowały się głębokie rany. Naukowcy stwierdzili, że były to rany zadane rzymskim biczem. Według naukowców badających tunikę, jej właściciel otrzymał 120 razów rzymskim biczem.

Mężczyzna, który nosił tunikę, niosąc ów ciężki przedmiot kilka razy upadał, czego dowodem są rany kolan odciśnięte na tunice, a także pył. Na tunice odnaleziono też pyłki roślin, kwitnących tylko wiosną na Bliskim Wschodzie. W sumie odnaleziono 115 pyłków należących do 18 gatunków roślin flory śródziemnomorskiej. Dwie z tych roślin – terebint i tamaryndowiec, są roślinami endemicznymi rosnącymi tylko w Ziemi Świętej.

Tunika z Argenteuil została utkana bez jednego szwa z owczej wełny. Była noszona bezpośrednio na ciele. Na przestrzeni wieków dolna część tuniki została odcięta, ale wszystkie ślady na tej, która pozostała, pokrywają się idealnie z śladami na Calunie Turyńskim.

Oprócz wyżej opisanej istnieją jeszcze dwie tuniki, które według tradycji miały należeć do Jezusa. Pierwsza znajduje się w Trewirze w Niemczech. Zgodnie z tradycją (acz późną) tunikę odnalazła cesarzowa Helena. Tunika była otoczona czcią wiernych, przynajmniej do czasów Marcina Lutra, który drwił z niej, zastanawiając się, jak to możliwe, że szata mogła zostać odkryta kilka wieków po śmierci Chrystusa i jak mogła trafić z Palestyny do Trewiru. Na tę tunikę na przestrzeni dziejów naszyto kilka warstw materiału, jednak badanie naukowe wykazało, że oryginalna tunika pochodzi z I wieku.

Ostatnia tunika to tunika z gruzińskiego miasta Mccheta Zgodnie z tradycją w czasie ukrzyżowania Jezusa, w Jerozolimie przebywał gruziński rabin Elioz. Udało mu się zdobyć tunikę i zabrał ją z do swojego kraju i  oddał siostrze, św. Sydonii. Dotknięcie tuniki było dla niej tak wielkim przeżyciem, że zmarła. Została pochowana z tuniką w objęciach. Fragmenty szaty jednak zachowały się. Od XI w. w Mcchecie zaczął szerzyć się kult tej relikwii. W XIV wieku została uratowana ze zniszczonej katedry w Swetiszkowelach. W XVII wieku tzw. gruzińska święta szata trafiła do patriarchy Moskwy Filareta. Od niego – część szaty do katedry przy Pałacu Zimowym w Petersburgu, część do katedry Piotra i Pawła. Fragment szaty zachował się także w Soborze Zaśnięcia NMP w Moskwie, małe skrawki – w Soborze Sofijskim w Kijowie, w klasztorze Ipatiewskim w Kostromie (około 200 mil na północny wschód od Moskwy) i w niektórych innych starych kościołach. Wróćmy jednak do wydarzeń czwartkowej nocy.

Jezusowi towarzyszyli Uczniowie. Według Ewangelii do Ogrodu Oliwnego poszli wszyscy, ale kiedy Jezus swoim zwyczajem udawał się na modlitwę, poprosił, by towarzyszyli Mu Piotr oraz bracia Jakub i Jan. Jednak nie potrafili oni czuwać razem z Chrystusem. Uczniowie, smutni po niewesołej wieczerzy, zasnęli. Zasnęli także Piotr, Jakub i Jan. Jezus został ze swoim strachem sam, prosząc Boga, by zabrał „kielich męki”.

Wtedy ukazał się Anioł Boży, który pocieszał Jezusa. Anioł pocieszający Jezusa w trwodze konania, występuje w Ewangeliach św. Łukasza i św. Marka. Nie ma go u św. Jana, który przecież był bezpośrednim świadkiem wydarzeń (acz w tym czasie śpiącym). Skąd więc to wiadomo, skoro wszyscy Uczniowie spali? Wydarzenia, które rozegrały się w Ogrójcu, miały świadka. Był nim „młodzieniec”, który w momencie pojmania Jezusa, zawinięty jedynie w prześcieradło/płótno, poszedł za strażą świątynną prowadzącą Jezusa. Strażnicy próbowali go schwytać, lecz on wywinął im się, porzucił prześcieradło, w które był zawinięty i uciekł nago. Tradycja podaje, że tym młodzieńcem był św. Marek Ewangelista. Był wtedy „młodzieńcem”, czyli w dzisiejszych kategoriach – nastolatkiem. Jeśli Ogród Oliwny należał do jego matki, to można sobie łatwo wyobrazić, że po wieczerzy sederowej, Marek nie mogąc spać, zawinął się w płótno zastępujące mu naszą kołdrę i wymknął się do ogrodu. Schowany za drzewkami oliwnymi, obserwował sytuację – modlitwę Jezusa, nadejście Judasza ze świątynną strażą i samo aresztowanie. Właściwie można powiedzieć, że Marek zachował się jak setki nastolatków w późniejszych wiekach, obserwujących z ukrycia różne niebezpieczne sytuacje, nawet jeśli mogli za to drogo zapłacić.

Sano aresztowanie Jezusa było wyłącznie sprawą żydowską. Nie brali w nim udziału Rzymianie. Judasz, który udał się do Kajfasza, otrzymał od niego straż świątynną, uzbrojoną w kije i miecze. Według św. Jana Judaszowi towarzyszyła kohorta, czyli żołnierze rzymscy, ale to wydaje się mało prawdopodobne – rzymscy żołnierze zaprowadziliby Jezusa do Piłata. Być może słowo „kohorta” miało oznaczać po prostu straż świątynną w dużej liczbie. Jezusa wskazał strażnikom Judasz. Z Ewangelii wynika, że zrobił to powitalnym pocałunkiem. Dlaczego? Była noc, strażnicy nie znali Jezusa, chodziło o to, żeby nie doszło do pomyłki. Znamy też dalszy bieg wydarzeń – Piotr, z zawodu rybak, wyciągnął miecz i broniąc Jezusa, odciął ucho słudze arcykapłana. Piotr raczej nie miał wojskowego miecza. Jako rybak miał rodzaj tasaka o rozszerzającej się klindze, poręcznego przy oprawianiu ryb. Jak wiadomo, dalszych działań zabronił mu sam Jezus. Ucieczka Uczniów dowodzi, że byli nieuzbrojeni i przerażeni liczbą straży świątynnej przysłanej po Jezusa. Co się z nimi stało? Ewangelie o tym milczą. Tradycja mówi, że Uczniowie schronili się w Wieczerniku, gdzie za zamkniętymi drzwiami roztrząsali sprawę Jezusa. Za Jezusem, acz bezpiecznej odległości, poszedł św. Piotr i „drugi uczeń”, prawdopodobnie św. Jan. Św. Jan miał jakieś znajomości wśród służby w domu arcykapłana Kajfasza, więc załatwił Piotrowi wejście na dziedziniec. Piotr wszedł i podobnie jak służący Kajfasza i straż świątynna, grzał się przy rozpalonych ogniskach, czekając na wynik procesu. Przynajmniej dopóki nie zostało na niego rzucone podejrzenie, że był z Jezusem w Ogrodzie Oliwnym. Trzykrotnie zaprzeczył i uciekł z dziedzińca. Nie wiemy, czy był z nim wtedy św. Jan, czy został do końca przewodu sądowego. Nie wiemy też, czy św. Jan opuściwszy dom Kajfasza, udał się do Wieczernika do Apostołów, czy raczej poszedł zanieść wiadomość do przebywającej w Jerozolimie Maryi. Fakt, że był z Nią podczas Drogi Krzyżowej, wskazuje raczej na to drugie.

Proces przed Sanhedrynem

Sanhedryn czyli Wysoka Rada był najwyższą i najważniejszą żydowską instytucją religijną i sądowniczą. W czasach Jezusa składał się z 71 członków, którym przewodził arcykapłan sprawujący tę funkcję w danym roku. Oprócz przewodniczącego i zastępcy było wśród nich dwudziestu trzech uczonych w Piśmie, dwudziestu trzech kapłanów i tyluż samo starszych, którzy należeli do arystokracji świeckiej. Sanhedryn powinien stać na straży przestrzegania prawa Mojżeszowego, ale w przypadku procesu Jezusa, wszystkie zasady zostały złamane.

Po pierwsze – Sanhedrynu nie można było zwoływać w czasie świąt, w czasie szabatu ani w czasie dni przygotowania tych świąt. W czasie święta Paschy nie wolno było wydawać wyroków śmierci. Co więcej – Sanhedryn mógł obradować jedynie w dzień.

Jednak tej nocy Kajfasz zwołał posiedzenie Sanhedrynu. Można przypuszczać, że kiedy Judasz, otrzymawszy do pomocy straż świątynną, udał się na poszukiwanie Jezusa, Kajfasz posłał po członków Sanhedrynu. Oznacza to, że musieli oni albo wstać od swoich uczt paschalnych, albo po ich zakończeniu zamiast świętować Paschę, przyjść do pałacu Kajfasza. Święty Marek podkreśla, że stawili się wszyscy członkowie Wysokiej Rady, chociaż wydaje się to mało prawdopodobne.

Według Miszny i Talmudu Sanhedryn mógł wydać wyrok śmierci tylko w przypadku bluźnierstwa, w którym wypowiedziane zostało imię Boże. Z ewangelicznych opisów wynika, że członkowie Sanhedrynu wręcz rozpaczliwie szukali świadectwa przeciwko Jezusowi, pozwalającego Go skazać. Zgodnie z procedurą Sanhedryn najpierw powinien przesłuchać świadków. Tak też uczynił, ale ich zeznania wykluczały się wzajemnie i powodowały tylko wzburzenie tych członków Rady, którzy uważali, że posiedzenie odbywa się w sposób bezprawny. Aby więc mieć punkt zaczepienia arcykapłan Kajfasz zaczął przesłuchiwać samego Jezusa, zaczynając od pytania o Jego naukę. Chrystus jednak nie dał się sprowokować i mając świadomość, jak powinien wyglądać przewód przed Sanhedrynem, skierował Kajfasza do świadków, za co został pobity przez jednego z członków straży świątynnej. Ostatnim więc zapytaniem Kajfasza było: „Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?” (Mk 14,61). Pytanie było podwójne – odpowiedź twierdząca dawała Sanhedrynowi dwie możliwości – uznać w Jezusie Mesjasza lub oskarżyć Go o bluźnierstwo. Podkreślić jednak należy, że nawet takie oskarżenie nie pozwalało nałożyć kary śmierci, jeżeli Jezus odpowiadając nie wypowiedziałby imienia Boga. Odpowiedź miała też znaczenie dla prawa rzymskiego – wszak Jezus wypędził właśnie kupców ze Świątyni Jerozolimskiej, więc w połączeniu z hołdem, jaki Żydzi oddali Jezusowi, kiedy podczas wjazdu do Jerozolimy, obwołali Go królem, odpowiedź twierdząca oznaczałaby uzurpację władzy królewskiej. Odpowiedź „Ja jestem” została uznana przez Kajfasza za bluźnierstwo. Pamiętać trzeba, że niewypowiadane imię Boga – Jahwe oznaczało właśnie – Jestem, który Jestem. Arcykapłan rozdarł kosztowne szaty w geście żałoby, cierpienia i oburzenia. Już nie pytał Sanhedrynu czy uważają odpowiedź za bluźnierczą, ale wręcz stwierdził – Słyszeliście bluźnierstwo, wręcz wymagając na członkach Wysokiej Rady odpowiedź: „Winien jest śmierci”. Członkowie Sanhedrynu zaczęli wyszydzać Jezusa, plując na Niego i policzkując Go.

Podstawą wyroku według relacji Marka, stało się dwojakie bluźnierstwo: przeciw świątyni (choć tu zeznania świadków nie były zgodne) i przeciw samemu Bogu, stwierdzone przez Kajfasza. Jak pisze ks. Mariusz Rosik w artykule „Jezus wobec Sanhedrynu”,  „Świątynia rozumiana była zawsze jako miejsce Szekiny, zamieszkiwania i obecności Boga. Kto bluźni Bogu, bluźni przeciw świątyni; kto bluźni przeciw świątyni, wypowiada bluźnierstwa przeciw Bogu, którego jest domem”.

Pozostawał jednak jeszcze jeden problem. Każdy wyrok Sanhedrynu musiał być zatwierdzony przez Rzymian. W dodatku Sanhedryn nie mógł nikogo skazać na śmierć w czasie, kiedy w Jerozolimie przebywał prokurator Judei. A tak się złożyło, że pełniący tę funkcję Poncjusz Piłat był w Jerozolimie. Według tradycji Piłat nie znosił Jerozolimy ale akurat w czasie święta Paschy nie miał wyboru – w czasie większych świąt w mieście regularnie wybuchały zamieszki, które trzeba było sprawnie opanować. Sanhedryn musiał więc zwrócić się do Piłata i przekonać go do wydania wyroku śmierci. Oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach nie udałby się do rzymskiego prokuratora z takim życzeniem w środku nocy. Jezus został więc wtrącony do „ciemnicy”.

Prawdopodobnie była to jedna z podziemnych cystern na wodę, jakich było sporo w Jerozolimie. Według innych relacji, Jezus został wtrącony do lochu pod pałacem Kajfasza. Na temat tego, co się tam działo, Ewangelie milczą. W filmie „Pasja” Mela Gibsona, opartym o przekazy ewangeliczne, apokryfy i relacje mistyków, Jezus spędził tę noc, skuty kajdanami przymocowanymi do sufitu, co powodowało, że musiał stać. Jednak według części mistyków, Jezus wtrącony do ciemnicy przez resztę nocy był torturowany na 15 różnych sposobów, m.in. poprzez wyrwanie Mu część brody, wbijanie w ciało ostrych drutów, gwoździ i innych ostrych przedmiotów, bicie pięściami, przypalanie rozżarzonym żelazem. Te tortury trwały nieprzerwanie od momentu wtrącenia do lochu aż do świtu, kiedy związany Jezus został wypędzony z ciemnicy i zawleczony do pretorium, gdzie urzędował Piłat.

Śledź nas na:

Czytaj:

Oglądaj:

Subskrybuj
Powiadom o

0 komentarzy
Wbudowane informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze
reklama spot_img

Ostatnio dodane

ZBRODNIA NIEUKARANA

Uświadommy sobie, że ludzie odpowiedzialni za polityczny flirt z Putinem wrócili właśnie do władzy i służb specjalnych. Trzeba być kimś zupełnie...

Przeczytaj jeszcze to!

0
Podziel się z nami swoją opiniąx