Pośpiech jest złym doradcą – to wiadomo nie od dziś. A jeśli doda się do tego nienawiść, to łatwo wyjść na nieuka. O czym przekonał się senator Krzysztof Kwiatkowski z KO, a przy okazji premier i jego kapciowy – Adam Bodnar. W dodatku wszystko mogło być akcją obliczoną na aresztowanie kogoś innego? Jak w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Poszło oczywiście o posła Suwerennej Polski Marcina Romanowskiego, którego “koalicja 13 grudnia” postanowiła zamknąć za wszelką cenę i bez względu na wszystko. Oraz spektakularnie. Kiedy więc Romanowski stawił się dobrowolnie w prokuraturze, został odesłany do domu. Parę godzin później, do jego drzwi załomotali funkcjonariusze ABW, by w asyście kamer, nakazać mu się rozebrać do naga, zakuć w kajdanki i zawieść do aresztu tymczasowego. Oczywiście wszystko “w majestacie prawa”, bo Sejm wcześniej uchylił posłowi immunitet. Tyle tylko, że Marcin Romanowski jest też posłem Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy i chroni go międzynarodowy immunitet. W dodatku, Rada Europy jeszcze w czerwcu, kiedy Prokuratura Krajowa bezprawnie posadzonego na jej czele Dariusza Korneluka przymierzała się do aresztowania Romanowskiego, ostrzegała Polskę przed tym krokiem. Ostrzeżenie to zostało zlekceważone. Dosłownie kilkanaście godzin przez aresztowaniem i wypuszczeniem posła Romanowskiego pewien swoich racji senator Kwiatkowski w Polsacie uznał, że powoływanie się na międzynarodowy immunitet Romanowskiego to “kompromitacja adwokata i obrońcy Marcina Romanowskiego”. Kwiatkowski wymachiwał kolejnymi dokumentami twierdząc, że w poseł Romanowski immunitetu nie ma, a jego obrońca podnoszący ten fakt, “jest”wprowadza opinię publiczną w błąd”, podnosząc, że “chętnie zacytuje dwie opinie w tej sprawie”, upierając się, że immunitet Romanowskiego miałby zastosowanie wyłącznie, gdyby ten jechał na posiedzenie Rady Europy i “nie ma innych wniosków”.
Szybko został usadzony przez Radę Europy i opinie, zamówione przez prokuraturę Bodnara nic nie warte, a do zatrzymania doszło na podstawie opinii prawnika a nie fakty. Marcin Romanowski został zwolniony dosłownie w środku nocy po pośpiesznie zwołanym posiedzeniu sądu. Sąd zebrał się na posiedzeniu wyznaczonym na godzinę 23:30, nie czekając nawet do rana. Nikt nie ma chyba złudzeń, że ten pośpiech był efektem komunikatu Przewodniczącego Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy o tym, że Marcin Romanowski jest objęty immunitetem międzynarodowym. W ten sposób senator Kwiatkowski… wyszedł na zacietrzewionego nieuka, który przekonywał do czegoś, co nie istnieje. W dodatku okazało się, że wbrew twierdzeniom Kwiatkowskiego opinie profesorów zostały jednak napisane “na kolanie”. Jakby tego wszystkiego było mało, Przewodniczący Zgromadzenia wezwał do zawieszenia postępowania karnego Marcina Romanowskiego do czasu kolejnego spotkania członków we wrześniu 2024 roku. To oznacza jedno – prokuraturze Korneluka do tego czasu nie wolno tknąć Marcina Romanowskiego ani podejmować żadnych działań związanych z jego sprawą. Kompromitacja rządu Tuska okazała się kompromitacją totalną i na skalę międzynarodową i nie zmieniło tego rozpaczliwe gaszenie tego pożaru benzyną.
Dopaść Ziobrę?
Kwiatkowski zamilkł jak niepyszny, a kilka dni po zatrzymaniu i zwolnieniu Romanowskiego media podały, że prokuratura liczyła, iż zamknięty poseł… pójdzie na współpracę, dzięki czemu prokuratura Korneluka aresztuje Zbigniewa Ziobro. Po to miał być cały pośpiech, zamówienie pośpiesznie napisanej opinii i aresztowanie posła Romanowskiego. Mało tego – okazało się, że także zarzuty zostały postawione Romanowskiemu “na wyrost”. Romanowskiemu zarzucono udział w zorganizowanej grupie przestępczej mającej na celu “popełnianie przestępstw przeciwko mieniu”. Jednak żaden z zarzutów nie dotyczy przestępstw przeciwko mieniu, a jedynie przekroczenia uprawnień. A to całkowicie zmienia charakter zarzutów i opowiadanie o udziale Romanowskiego w “zorganizowanej grupie przestępczej” jest jego znieważeniem, co daje posłowi pociągnięcie do odpowiedzialności karnej wszystkich mówiących o jego przynależności do takiej grupy. Po co był więc ten zarzut? Właśnie po to, żeby posła aresztować, gdyż zarzut przekroczenia uprawnień przez urzędnika nie może skutkować aresztowaniem. W dodatku obrońca Romanowskiego, mec. Bartosz Lewandowski, napisał na portalu X, że “prokuratura w żadnym z 10 zarzutów nie wskazuje, aby Romanowski popełnił przestępstwo właśnie przeciwko mieniu, np. oszustwo, przywłaszczenie, czy kradzież”.
Prokuratura zamówiła więc opinię prawną uzasadniającą zatrzymanie posła, świetnie wiedząc, że jest objęty immunitetem Zgromadzania Parlamentarnego Rady Europy, następnie na podstawie tej pośpiesznie napisanej opinii dokonano aresztowania posła z pominięciem samych stawianych mu zarzutów. I pewnie wszystko poszłoby doskonale, gdyby nie Rada Europy. Po jej interwencji Romanowski błyskawicznie został zwolniony, a Tusk i reszta rozpoczęli przekonywanie, że to właściwie nie zmienia sytuacji. Tyle tylko, że media zaczęły podawać, że tak naprawdę chodzi o sypiące się śledztwo w sprawie Funduszu Sprawiedliwości i kompromitację komisji śledczej, która wydatki funduszu zaczęła kwalifikować w zależności od tego, do kogo trafiały. Kompromitację komisji śledczej trzeba było przykryć czymś spektakularnym, np. aresztowaniem Zbigniewa Ziobry. Miał się do tego przyczynić odpowiednio dociśnięty w areszcie Romanowski. No i nie wyszło. Na niedouczonego wyszedł za to senator Kwiatkowski, chociaż zawsze może się jeszcze upierać, że to jego rozumienie prawa jest słuszne.
No, chyba, że poszło o coś jeszcze innego. Aresztowanie Romanowskiego skutecznie przykryło nieudaną próbę depenalizacji pomocy w aborcji. Wrzaski lewaczek i ataki na Giertycha, który nie wziął udziału w głosowaniu, trzeba było czymś przykryć. Próba przykrycia skończyła się totalną kompromitacją, więc pozostaje poczekać na dalszy rozwój wypadków. Show must go on.