–To nic, że dzisiaj zrujnują Warszawę, zrujnowali kiedyś Warszawę inni. Ona się odbuduje, ale to, że metodami takimi rujnuje się, tego historia Niemcom nie przebaczy. I ciężko za to zapłacić muszą Niemcy.
Stefan Starzyński, prezydent Warszawy
Pierwszego września 1939 r. mieszkańcy Warszawy zszkowani wysłuchali słynnego komunikatu radiowego: – Halo, halo, tu Warszawa i wszystkie rozgłośnie Polskiego Radia. Dziś rano o godzinie 4 minut 40 oddziały niemieckie przekroczyły granicę polską łamiąc pakt o nieagresji. Bombardowano szereg miast – poinformowało Polskie Radio 1 września 1939 roku. W tych pierwszych godzinach mieszkańcy jeszcze nie byli niespokojni, choć już w nocy z 1 na 2 września stolicę opuścił prezydent Ignacy Mościcki. Trzeciego września z entuzjazmem przyjęli komunikat o wypowiedzeniu Niemcom wojny przez Anglię i uchodzącą za militarną potęgę Francję. Jednak z każdym dniem było gorzej. Do Warszawy napływali uciekinierzy z przerażającymi relacjami.
Niemcy podeszli pod Warszawę 8 września, zajmując leżące na jej obrzeżach Okęcie. Ok godz. 17.00 miało miejsce pierwsze starcie z obrońcami stolicy, ale Niemcy wycofali się przekładając atak na następny dzień. Wtedy nie było już w Warszawie rządu, ani wodza naczelnego – marszałka Rydza-Śmigłego. Wszyscy wyjechali 7 września. Tego samego dnia z Warszawy wyjechał też Władysław Jaroszewicz (1887-1947) – wieloletni komisarz rządu na m.st. Warszawę. Nie tylko sam uciekł, ale także do osłaniania ewakuujących się władz wycofał z Warszawy większość policji i niektóre oddziały Warszawskiej Straży Ogniowej (jak się szybko okazało – bardzo w stolicy potrzebne). Pomimo polecenia premiera Felicjana Sławoja-Składkowskiego odmówił komisaryczny prezydent Warszawy Stefan Starzyński.
Od 9 września, kiedy Niemcy rozpoczęli ostrzał Warszawy, to Stefan Starzyński wzywał mieszkańców do heroicznej obrony miasta, a świat do reakcji. Od początku niemiecki atak odznaczał się brutalnością, która nie była znana nawet w czasie I pierwszej wojny światowej, uważanej wtedy za największą i najokrutniejszą w dziejach świata. Warszawskie parki i skwery zmieniły się w prowizoryczne cmentarze, w mieście zaczęło brakować żywności i wody. 17 września Adolf Hitler osobiście rozkazał skierować ognień artylerii na Zamek Królewski. Dopiero 23 września zbombardowana elektrownia przestała dostarczać prąd, co spowodowało wyłączenie sygnału Polskiego Radia oraz unieruchomiło drukarnie. 24 września zbombardowana staja filtrów przestała dostarczać wodę.
Niemieckie lotnictwo bombardowało Warszawę od 1 września. Oddziałów niemieckich jeszcze pod Warszawą nie było, kiedy na Okęcie, Koło i kolonię WSM na Rakowcu spadły pierwsze niemieckie bomby. Potem Niemcy bombardowali Warszawę codziennie, przy czym bomby zrzucali także na zabudowania mieszkalne, a także na szpitale oznaczone na dachach symbolami Czerwonego Krzyża, co miało je chronić. Bombardowali też zapełnione uciekinierami na Wschód dworce Wschodni i Wileński. Szczególni intensywany nalot miał miejsce 25 wrzenia. Niemieckie samoloty zrzuciły wówczas na oblężoną stolicę 560 ton bomb burzących i 72 tony bomb zapalających. Warszawa poddała się 28 września z powodu braku amunicji, pożarów, unieruchomienia elektrowni i stacji filtrów, a więc braku wody. W mieście brakowało też żywności, a ostrzeliwane szpitale nie dawały rady nieść pomocy rannym. Poległo ok. 2 000, a rannych zostało 16 000 żołnierzy. Broń złożyło ponad 100 000 żołnierzy walczących w obronie Warszawy. Straty wśród ludności cywilnej wyniosły ok. 10 000 zabitych i 50–60 000 rannych. Podczas oblężenia zniszczeniu uległo ok. 10 proc. zabudowy miasta, w tym 78 tys. izb mieszkalnych (10,3 proc. stanu sprzed wybuchu wojny). Wtedy wydawało się, że te straty są olbrzymie. Nikt nie przewidział, że Niemcy zrównają Warszawę z ziemią i w ciągu 5 lat wymordują prawie połowę jej mieszkańców, w tym 200 tys. w czasie Powstania Warszawskiego.
Przez całe oblężenie Warszawy otuchy dodawał warszawiakom prezydent Stefan Starzyński. Słynne stały się jego radiowe przemówienia, w których mówił o barbarzyństwie Niemców i wzywał świat do reakcji. Wszystkie wygłaszał “z głowy”, mówiąc od razu “na żywo”, prosto z serca. Pierwsze wygłosił 8 września. Ostatnie – 23 września.
Można powiedzieć, że jego przemówienia ocalały cudem. Gdyby Niemcy je odszukali, zostałyby zniszczone. Po wojnie szybko zostały “ocenzurowane”. Właściwie dziś przypomina się tylko fragmenty ostatniego wystąpienia, w którym prezydent mówił o wielkiej Warszawie w łunach pożarów. A tymczasem w swoich przemówieniach Starzyński wprost piętnował pruskie barbarzyństwo i zapowiadał, że przyjdzie dzień, kiedy Niemcy zapłacą za nie śmiercią swoich kobiet i dzieci. Fragmenty tych przemówień cytowała podziemna prasa i już po wojnie – niektórzy politycy (nawet ci komunistyczni). „Biuletyn Informacyjny” z 1 września 1944 r. cytował fragment następującego przemówienia prezydenta: „Barbarzyńcy niemieccy walą w gruzy nasze kościoły, nasze domy, zabijają kobiety i dzieci, mordują ludność cywilną (…) Wierzymy, iż nadejdzie czas, gdy pruski bandyta dostrzeże, iż nadszedł kres jego mordów, kres jego łupiestw, jego wołających o pomstę do Boga zbrodni. To będzie jednocześnie czas kary. To będzie dzień, gdy w gruzy zaczną się walić niemieckie domy, niemieckie zabytki kultury, cała niemiecka nasiąknięta krwią przeszłość”. Już po wojnie, Stanisław Tołwiński, przemawiając 6 września 1946 r. na uroczystościach upamiętniających postać Starzyńskiego, zacytował taki fragment jego przemówienia: „A wy, Niemcy, gdy kobiety i dzieci niemieckie ginąć będą, tak jak dziś giną nasze kobiety i dzieci, byście zrozumieli, że jest na świecie inna niż pruska sprawiedliwość”. W innym przemówieniu Stefan Starzyński powiedział: “Podjęliśmy z barbarzyństwem niemieckim śmiertelną walkę. Walkę tę prowadzić będziemy do końca. I niech nikt nie łudzi się, iż moja czy wasza śmierć walkę tę przerwie. Po nas przyjdą inni i walczyć będziemy stale, bo walczymy o sprawiedliwość, o prawdę, o wszystko, co w życiu jest piękne, a przeciw wszystkiemu, co jest podłe i złe”.
Hekatomba Warszawy i Golgota Polski dopiero się zaczynała. Osiemdziesiąt pięć lat później nie ma wątpliwości – Niemcy za swoje zbrodnie nie zapłaciły. W czasie oblężenia Berlina i bombardowań Norymbergi zginęli cywile – te same kobiety, które omdlewały na widok “pięknego Adolfa” i zasypywały kwiatami samochód Hitlera. Ci sami weterani I wojny światowej, którzy na niego głosowali. Ich mężowie i synowie bestialsko mordowali Polaków, a oni byli z nich dumni. Pod koniec wojny i po wojnie – ogłosili się ofiarami “nazistów”, a ich wnuki są przekonane, że dziadkowie też byli “ofiarami reżimu”, II wojna to był holokaust, za który odpowiedzialni są beznarodowi “naziści” i Polacy.
Premier Donald Tusk bezprawnie zrzekł się właśnie reparacji i rozwiązał Departament Restytucji Dóbr Kultury – specjalistyczną komórkę przy Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego zajmującą się poszukiwaniem dóbr kultury zrabowanych przez Niemców. Departament został “włączony” w Departament Dziedzictwa Kulturowego, co znakomicie rozmywa jego działania i utrudnia opinii publicznej uzyskanie informacji, co właściwie rząd robi w celu odzyskania dóbr kultury zrabowanych przez Niemców. – Będziemy szukać rozwiązań, które usatysfakcjonują Polskę, ale nie w duchu konfrontacji politycznej, ale wzajemnego zrozumienia – powiedział Tusk w lipcu 2024 uznając niemieckie stanowisko o zamknięciu sprawy reparacji. Osiemdziesiąt pięć lat po wojnie, w obliczu wojny toczącej się z naszym odwiecznym wrogiem, premier Polski chce oprzeć bezpieczeństwo Polski o… niemiecki system obronny i dostawy pocisków z niemieckich fabryk. Zaś zadośćuczynieniem dla Polski ma być “Dom Polsko-Niemiecki” w Berlinie i podręcznik do historii napisany wspólnie z Niemcami, pokazujący historię z różnej perspektywy.
Historia Niemcom nie przebaczy ich zbrodni. Pod jednym warunkiem – nie pozwolimy, żeby to Niemcy pisali historię. Inaczej nie tylko wybaczą sobie swoje zbrodnie, ale jeszcze obciążą nimi Polaków – naród, który jako pierwszy skazali na zagładę.
PS. Jaroszewicz po 17 września uciekł zagranicę. Dotarł do Wielkiej Brytanii, następnie uciekł do USA. Zmarł w Nowym Jorku w 1947 r. Czasu zamordowania i miejsca pogrzebania prezydenta Stefana Starzyńskiego nie udało się potwierdzić.