Do wiosny jeszcze daleko, ale wiosenna orka w polityce już trwa. Dr Karol Nawrocki przepięknie zaorał Radka Sikorskiego, a tak naprawdę wdeptał go w internetową glebę jak kiepa w klepisko. I to wszystko na życzenie samego Radka.
Ilekroć Radosław Sikorski próbuje błysnąć intelektem, tylekroć jedynie się ośmiesza, a zazwyczaj wychodzi z niego intelektualny buc, który nie ma pojęcia o dyplomacji, a często i zwyczajnej kulturze osobistej. W dniu 12 lutego Radek Sikorski pochwalił się, że jest… popychadłem Komisji Europejskiej, realizującym bliżej niesprecyzowane interesy KE w Afryce.
“Ponieważ Wysoka Przedstawiciel Unii Europejskiej do spraw polityki zagranicznej poprosiła mnie o złożenia wizyty w Zimbabwe jako Prezydencja chciałbym niniejszym zapytać prezesa @NawrockiKn jakie polskie sprawy można tam przy okazji załatwić” – napisał Sikorski na X. Chciał zadrwić z Karola Nawrockiego i… nie wyszło. Wywołany w ten sposób do odpowiedzi prezes IPN kulturalnie i elegancko zmiażdżył Radka.
“Ja już załatwiłem bardzo ważną sprawę – cmentarz dla polskich cywilów z IIWŚ. Posłucha Pan na miejscu jakie wrażenie to zrobiło na lokalnej społeczności. Wracamy po swoich, budujemy powagę państwa polskiego. Dużo wysiłku w to włożyliśmy z @ipngovpl i grupą wspaniałych harcerzy. Także może Pan Minister – wzorem partyjnego kolegi, który chce być prezydentem – nic nie robić. Śniadanie, obiad, kolacja, dwa samozachwyty, lokalna elita i do domu. Have fun” – odpisał.
Rzecz w tym, że w Zimbabwe istnieją trzy cmentarze Polaków, którzy byli deportowani do ZSRR i nieludzką ziemię opuścili wraz z Armią Andersa. Armia poszła walczyć, a cywile zostali rozmieszczeni w finansowanych czystym złotem przez rząd emigracyjny w Londynie obozach dla uchodźców, m.in. właśnie w Zimbabwe, konkretnie w Marondela, Rusape i w Kadomie. Czyli w buszu. Już we wrześniu 1941 r., rząd polski zadecydował o utworzeniu konsulatów w Kenii, Tanganice i Ugandzie oraz w obydwu Rodezjach (czyli właśnie w dzisiejszym Zimbabwe) i Unii Południowej Afryki. Pod koniec 1944 r. w trzech krajach Afryki Wschodniej przebywało łącznie 13364 obywateli polskich, z tego zaś aż 6631 w Tanganice. Osiedla dla Polaków były wznoszone za pieniądze londyńskiego rządu, przy wydatnej pomocy miejscowej ludności, która sama nie mając nic, pomagała egzotycznym dla niej przesiedleńcom. Część Polaków wróciła do kraju, część już nigdy nie wróciła do domów i została rozproszona po całym świecie. W Tanganice (obecnie Tanzania) pozostało kilkaset osób. Ostatni Polak, pan Edward Wójtowicz, został pochowany w dawnym obozie przesiedleńczym dla Polaków położonym w Tengeru (Tanzania) w 2015 r. Do dziś zdarza, że jeśli Polacy zaplączą się gdzieś na głęboką afrykańską prowincję, miejscowi słysząc, skąd przyjechali, pokazują im w buszu ruiny polskiego kościółka z tamtego czasu albo jakiś zapomniany grób z resztką krzyża. O miejscach tych często wiedzą dobrze piloci z polskich biur podróży organizujących wyjazdy na safari. Nie wie tylko minister spraw zagranicznych Polski, który próbuje sobie śmieszkować i z kandydata na prezydenta i z pamięci o polskich ofiarach Rosji. Może dlatego, że akurat bardzo stawiał na kontakty z Rosją i na poważnie chciał ją przyjmować do NATO, a z Ławrowem łapał doskonałe porozumienie paląc papieroski na balkonie.
Polskie cmentarzyki w Zimbabwe były zapomniane i zniszczone. Zostały odnowione staraniem IPN właśnie za czasów, kiedy Instytutem kierował Karol Nawrocki. Oprócz tego zostały także zebrane i zarchiwizowane relacje z tych miejsc. Na otwarciu odnowionych polskich cmentarzy w Zimbabwe był m.in. Karol Nawrocki w ramach obowiązków prezesa IPN. I wystarczyło dosłownie 5 minut w internecie, żeby się tego dowiedzieć.


Tym sposobem Sikorski nie musi się już martwić o “działkę”, którą zajmuje się Karol Nawrocki. Mógłby natomiast zacząć się martwić o swoje obowiązki. Zimbabwe to państwo, gdzie wielkie inwestycje przeprowadzają Chiny i Rosja, o czym jako minister spraw zagranicznych Sikorski ma obowiązek wiedzieć. Ma też obowiązek budować dobre relacje tego państwa przede wszystkim z Polską. Cóż z tego, skoro do Afryki wybrał się jako chłopiec na posyłki Kaji Kallas z Estonii, co sam otwarcie przyznał. Zataił tylko, co Ursula von der Leyen i Kaja Kallas kazały mu załatwić. Biorąc pod uwagę cele polskiej prezydencji – przyśpieszenie wdrożenia Zielonego Ładu i paktu migracyjnego, to może być wszystko, co najgorsze. I dla Polski, i dla Zimbabwe. Ale w sumie może to i dobrze, że Sikorski wreszcie pyta o to, jak reprezentować interesy Polski mądrzejszych od siebie.