– Moje interwencje poselskie podejmowałem, bo miałem świadomość, że dzieje się coś złego – mówi Grzegorz Braun, kandydat na prezydenta RP, prezes Konfederacji Korony Polskiej, europarlamentarzysta. Wyjawia także, co uczynił naczelnym hasłem swojej działalności politycznej. Jest to powrót o program do prostych zasad i elementarnych pojęć, byśmy odzyskali niepodległość i pozostali suwerennym narodem wolnych Polaków we własnym państwie.
Z europosłem Grzegorzem Braunem rozmawiał Marcin Rola.
Co mówią Panu Polacy na spotkaniach? Co ich najbardziej niepokoi? Czy coś szczególnie uderzyło Pana podczas tych rozmów?
Przybywam na te spotkania wyborcze i prezentuję dość kompletną listę zagrożeń, których powstrzymanie gwarantuję. To właśnie te kwestie okazują się być najpoważniejszymi obawami i zgryzotami Polaków. Po pierwsze – obawa przed wojną. Tutaj z mojej strony jasna deklaracja: nie poślę wojska na Ukrainę ani na żadną inną cudzą wojnę. Po drugie – obawa przed zalewem imigrantów. Tu gwarantuję: żadnych centrów integracji cudzoziemców. Jeśli już – to deportacje i repatriacje. Po trzecie – lęk przed bankructwem i dalszym pogłębiającym się zubożeniem. W tej sprawie zobowiązuję się do odrzucenia Zielonego Ładu i roszczeń żydowskich. Wszyscy Polacy odczuwają też presję – swoistą pedagogikę, która zmierza do zmarginalizowania nas we własnym kraju. To ofensywa propagandowa, prowadzona pod różnymi znakami: klimatyzmu i Zielonego Ładu, tęczowego sztandaru genderyzmu, pioruna aborcjonizmu. To także propaganda żydowska – hagada spod znaku chanukowego świecznika. Polacy świetnie rozumieją, że te wszystkie trendy, fałszywe doktryny i urojenia – klimatyczne czy geopolityczne – mają w konsekwencji dla nas skutek niszczący, śmiertelny. Po prostu znikniemy, jeśli dopuścimy do swobodnego szerzenia tych absurdów. Do tego dochodzi jeszcze lewacka propaganda wielokulturowości i państwa bezwyznaniowego, które w rzeczywistości nie istnieje, bo w przyrodzie nie ma próżni. Tam, gdzie krzyż zostaje zdjęty ze ściany, tam wkrótce staje – albo już stoi – chanukowy świecznik. A kto nie chce żyć pod znakiem krzyża, ten będzie musiał swoje życie układać pod znakiem dżihadu.
Co będzie, jeśli wybory wygra Rafał Trzaskowski? A co jeśli Karol Nawrocki albo Sławomir Mentzen?
To dziś zbyteczne niuansowanie. Nie musimy się wyżywać na poszczególnych delikwentach. Wszyscy ci kandydaci mają w ofercie kontynuację – i mówią o tym wprost. Oczywiście, różnią się nieco, np. wektorem klientelizmu, który chcieliby reprezentować, ale zasadniczo opowiadają się za trwaniem obecnego układu.
Na potrzeby kampanii wyborczej kandydaci mówią różne rzeczy i w różnej skali, ale to właśnie ich cecha – są w stanie nagle podnosić kwestie, których wcześniej nie dostrzegali, albo z których wcześniej szydzili. Dotyczy to np. problemu ukrainizacji. Ci kandydaci – bez większych różnic – wszyscy akceptowali politykę lockdownów i pandemii. Składali wyznania wiary, milczeli w kluczowych momentach. Nie odnosili się do segregacji sanitarnej, do ukrainizacji. Taktycznie chowali się za kulisy. Wszyscy też wspierali angażowanie Polski w wojnę na Ukrainie i akceptowali nakładanie na Polaków kosztów tej wojny. Nie było między nimi zasadniczych rozbieżności. Kto chętniej nosił maseczkę, kto żydowskie żonkile, a kto barwy ukraińskie – to już tylko niuanse. Generalnie ci kandydaci, promowani przez mainstream i pompowani w sondażach, gwarantują stabilizację dotychczasowego układu władzy. Z lekkim przechyłem tu czy tam – ale jednak kontynuację. Uznają groźne zobowiązania międzynarodowe za bezalternatywne. Chcą renegocjować kształt ustrojowy Rzeczypospolitej, ale nie odrzucić go. Nikt nie mówi o zniesieniu podatków. Co najwyżej chcą negocjować poziom fiskalnego ucisku – podatki mają być niższe, prostsze, ale dalej będą. Nikt nie otwiera nowego rozdziału wolności – w szczególności wolności gospodarczej. Oczywiście, Rafał Trzaskowski jest tu szczególnie utożsamiany z rewolucją: tęczową, zieloną, z obłędem klimatyzmu, genderyzmu, aborcjonizmu. Dwaj pozostali kandydaci będą zapewne bardziej oględni, ale i oni nie odrzucają dyktatu eurokołchozu, który sięga po wszechwładzę nad Polakami.
Cały wywiad, a w nim odpowiedzi na pytania o powody “rozejścia się dróg” z Mentzenem, o tym czym różnią się od siebie PiS i PO, atmosferze w PE, gaśnicach i flagach, tylko w najnowszej “Warszawskiej Gazecie”. Od piątku – w kioskach, od teraz – wersji interentowej.
