Komunikat białoruskiego MSW o opanowaniu sytuacji był kłamstwem. Białorusini nadal protestowali przeciwko sfałszowanym wynikom wyborów prezydenckich. Policja kolejną noc brutalnie pacyfikowała demonstracje w Mińsku i innych miastach kraju. Jest wielu rannych i zatrzymanych oraz następna ofiara śmiertelna.
Wbrew zapewnieniom władz protesty przeciwko sfałszowanym wyborom prezydenckim na Białorusi nadal trwają. Nocą 10 sierpnia z telewizyjnym ostrzeżeniem wystąpił minister spraw wewnętrznych Jurij Karajew. Zapowiedział, że władza ma dość sił i środków, aby nie dopuścić do destabilizacji państwa.
Tymczasem w stolicy kraju Mińsku całą noc trwały starcia przeciwników Aleksandra Łukaszenki z ze specjalnymi oddziałami milicji. Jak informuje rosyjskojęzyczna agencja Newsru.com. w pobliżu stacji metra Puszkinska protestujący zbudowali barykadę. Także na innych ulicach centralnej części miasta demonstranci wznosili zapory przeciwko milicji. W odpowiedzi OMON rozpoczął intensywny ostrzał ludzi z broni gładkolufowej.
Według informacji opozycji zginął jeden z uczestników protestu trafiony gumowym pociskiem. Z kolei władze informują, że zabity zmarł jakoby w wyniku ran odniesionych od wybuchu granatu chałupniczej produkcji, który próbował rzucić na milicjantów. Ładunek eksplodował w rękach mężczyzny.
Również nocą w centrum Mińska policja rozpoczęła wielką koncentrację ciężkiego sprzętu do rozpraszania demonstracji. Przy użyciu granatów hukowych, pałek i gumowych pocisków OMON pacyfikował kilkusetosobowe grupy protestujących. Cały czas trwały zatrzymania zwolenników opozycji, w tym osób nieletnich.
Ranna w nogę została relacjonująca wydarzenia korespondentka „Naszej Niwy”. Zatrzymani i brutalnie poturbowani zostali dziennikarze rosyjskich portali informacyjnych DailyStorm oraz ekipa niezależnej telewizji Dożd, która ucierpiała najbardziej.
Głośnym trąbieniem i zaciśniętymi pięściami wystawionymi za okna wsparcia demonstrantom okazywali kierowcy przejeżdżających samochodów. Nocne demonstracje trwały także w Brześciu, Lidzie i innych miastach. Na Białorusi nadal nie działa sieć internetowa i komunikatory, takie jak WhatsApp. O zakłócenia w ich pracy Aleksander Łukaszenko oskarżył Zachód.