Zwolennicy Donalda Trumpa wdarli się na Kapitol w Waszyngtonie, protestując przeciwko oszustwom dokonanym podczas wyborów prezydenckich. Trudno to wydarzenie uznać za coś innego, niż akt desperacji wynikający ze skali oszustw wyborczych.
Ustępujący prezydent ocenił, że nawet w krajach Trzeciego Świata wybory przeprowadzane są w bardziej uczciwy sposób. – Nie pozwolimy uciszyć waszych głosów — zapowiedział prezydent, przemawiając do tłumu swoich zwolenników.
Zdaniem wielu analityków politycznych, liczne dowody wskazują na to, że listopadowe wybory w USA zostały sfałszowane przez komunistów z Partii Demokratycznej USA.
Do fałszerstwa przyczyniły się również lewicowe media. – Podają nieprawdziwe wiadomości – przekonuje prezydent Trump.
O upadku amerykańskich mediów mogliśmy przekonać się w listopadzie ubiegłego roku, kiedy to lewicowe stacje telewizyjne i internetowe przerwały przemówienie urzędującego prezydenta USA. Taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia jeszcze kilkanaście lat temu. Na pewno zaś nie przed prezydenturą Billa Clintona, pierwszego prezydenta USA z nadania zwolenników rewolucji seksualnej z 1968 roku.
Nie bez racji Trump wielokrotnie krytykował amerykańskie gazety i telewizje, nazywając je wprost “mediami fake newsów”. – Moim zdaniem są one naszym największym problemem — wielokrotnie mówił prezydent.
Zaskoczony sytuacją na Kapitolu był nawet Barack Obama. – Przez ostatnie dwa miesiące partia polityczna i wspierające ją media zbyt często nie chciały mówić ludziom prawdy […] – napisał były prezydent.
W obronie amerykańskiej demokracji zginęły cztery osoby, wśród nich kobieta postrzelona przez policjanta. Media zidentyfikowały ją jako Ashli Babbitt z San Diego. 35-latka była weteranką, od 14 lat służyła w amerykańskich siłach powietrznych. Była gorącą zwolenniczką Donalda Trumpa. Pozostała trójka to kobieta i dwóch mężczyzn. Nie podano bezpośrednich powodów śmierci.
Jak skończy się walka o demokrację w USA? Miejmy nadzieję, że nie kolejną wojną secesyjną.