Od kilku tygodni trwa w Porozumieniu wojna domowa, w której żadna ze stron nie bierze się jeńców. Wbrew pozorom stawka jest wysoka: rozpad stronnictwa Gowina może zagrozić stabilności całej rządowej koalicji.
Przez moment wydawało się, że górę wezmą przeciwnicy Gowina. Kilkanaście dni temu partyjny sąd koleżeński uznał, że złożone przez lidera partii uchwały powiększające zarząd i prezydium partii są po prostu nieważne. Wcześniej, nieoczekiwanie dla części polityków Porozumienia Gowin zdecydował, że do powiększonych władz partii weszli wierni mu działacze.
Teraz inicjatywę z rąk frondystów spróbowały przejąć władze Porozumienia. Sięgnęły po klasyczne mechanizmy: zawiesiły w prawach członka Adama Bielana, uznając, że europoseł „wielokrotnie złamał statut partii”. Podobnie postąpiono w sprawie wiceprezesa Arkadiusza Urbana, zastępcy sekretarza generalnego Marcela Klinowskiego i Anny Jóźwik. Wszyscy sprzeciwiali się rozszerzeniu władz partii o sojuszników Gowina.
Tyle tylko, że przeciwnicy Gowina uznali zawieszenie Bielana za… niezgodne ze statutem partii. Na dodatek przedstawiono dokumenty, z których wynika, że podczas kongresu w 2017 r. nie dopełniono formalności i po prostu nie wybrano Gowina na prezesa partii. W związku z tym pełniącym obowiązki prezesa partii zgodnie ze statutem jest… Adam Bielan – uznał sąd koleżeński.