Pokonanie epidemii to być albo nie być dla reżimu Putina. Czy dlatego Kreml ukrywa rozmiary epidemii?
Dlaczego liczba zarażonych COVID19 w Rosji zamieszkałej przez 146,5 mln mieszkańców nie odbiega od wskaźników Luksemburga i Estonii? Fenomen można tłumaczyć olbrzymim terytorium i niską gęstością zaludnienia. Gdyby nie 12 miast powyżej miliona mieszkańców, z takimi metropoliami, jak Moskwa (12 mln), Petersburg (5,3 mln) lub Nowosybirsk (1,6 mln).
- Zobacz także: Rosja wymiera
A może rosyjska wyspa na morzu pandemii to wynik szczelnej izolacji od świata zewnętrznego i wprowadzenia policyjnych norm kwarantanny? Takie wytłumaczenie też mija się z prawdą. Masowe imprezy odwołano dopiero w zeszłym tygodniu, a 23 marca przerwano zagraniczne połączenia lotnicze.
Moskiewskie Centrum Carnegie wskazuje politykę. Skuteczność obrony przed koronawirusem to test, czy Putin, który zamierza być wiecznym prezydentem, jest Rosji faktycznie niezbędny. Jeśli pokaże wzburzonemu społeczeństwu, że działa efektywnie, egzamin wypadnie pomyślnie.
Niestety sytuacja wydaje się poważniejsza, o czym świadczą spóźnione zarządzenia. Federalne kliniki i przychodnie przestały obsługiwać innych chorych, rzucając cały personel i sprzęt do walki z wirusem. Zawodzą testy rosyjskiej produkcji, a regionalna służba zdrowia to czarna dziura systemu.
Na dodatek cenzura medialna sprawia, że nikt nie zna rzeczywistego poziomu zachorowań, ani tym bardziej sytuacji epidemiologicznej 86 rosyjskich regionów.
Tymczasem Rosjanie nie wierzą w skuteczność państwa, obserwując rosnącą liczbę zgonów. Tyle że nie z powodu COVID19, tylko niewydolności serca, wątroby lub mózgu. Właśnie takie epikryzy wystawia coraz częściej służba zdrowia.