Prezydent Donald Trump oświadczył, że USA nie mają nic wspólnego z próbą obalenia dyktatora Wenezueli Nicholasa Maduro. Niemniej jednak według mediów w skandal jest zamieszana prywatna firma wojskowa z Florydy.
– Dopiero otrzymałem informację na temat incydentu. Mogę zapewnić, że nie mieliśmy z nim nic wspólnego. Obiecuję, że wyjaśnimy zajście – tak Donald Trump zdementował oficjalnie udział USA w próbie zbrojnego wtargnięcia do Wenezueli.
Słowa prezydenta potwierdza oświadczenie Departamentu Stanu. Amerykański resort spraw zagranicznych odrzucił oskarżenia wenezuelskiego reżimu i nazwał informacje napływające z Caracas fake newsami.
Podobne stanowisko zajęły władze Kolumbii oskarżane przez Maduro o współudział w planowanym zamachu. Tamtejsze MSZ oświadczyło, że Caracas bezpodstawnie oskarża Bogotę. W ten sposób wenezuelski reżim chce odwrócić uwagę mieszkańców od ciężkiego przebiegu epidemii i biedy, którym winne są nieudolne władze. Dowodem jest kilkaset tysięcy wenezuelskich uchodźców, którzy schronienie przed głodem znaleźli w Kolumbii.
Słowa zaprzeczenia płynące z Białego Domu i Bogoty to reakcja na konferencję prasową, która odbyła się w stolicy Wenezueli. Tamtejsze MSW poinformowało o próbie desantu morskiego, którego celem było sianie terroru, przygotowanie inwazji zbrojnej i obalenie siłą legalnego prezydenta Nicholasa Maduro.
Uczestnicy wtargnięcia zostali zabici lub schwytani. Wśród ostatnich znalazło się dwóch obywateli amerykańskich. Dziennikarzom zaprezentowano ich dokumenty tożsamości. Zdaniem Caracas wskazują, że należeli do amerykańskich służb specjalnych: agencji antynarkotykowej DEA i Secret Service, czyli ochrony Białego Domu.
Tymczasem odpowiedzialność za przeprowadzenie operacji desantowej wziął na siebie weteran amerykańskich sił specjalnych Jordan Goudreau. Były operator kampanii w Afganistanie i Iraku jest obecnie właścicielem prywatnej firmy szkolenia wojskowego Silvercorp na Florydzie.
Goudreau potwierdził w wywiadzie dla „The Washington Post”, że 2 Amerykanów i 6 Wenezuelczyków zostało zatrzymanych przez armię reżimową podczas próby desantu, w której uczestniczyła grupa złożona z 60 osób.
Szef Silvercorp oświadczył, że Amerykanie to byli żołnierze formacji Zielonych Beretów. To inna nazywa jednostek Rangersów, czyli jednostek zwiadu armii USA. Goudreau podkreślił, że będzie starał się uwolnienie swoich pracowników za pośrednictwem Departamentu Stanu.