Stany Zjednoczone przeżywają trudny okres nie tylko ze względu na tragiczną epidemię koronawirusa. USA dotknęła prawdziwa seria przyrodniczych klęsk żywiołowych, rodem z biblijnej przypowieści o siedmiu plagach egipskich.
Według danych napływających od władz stanowych, terytorium USA dotknęła plaga klęsk naturalnych. Wielu Amerykanów straciło dach nad głowami, a straty materialne idą w setki milionów dolarów.
Południowy wschód USA ucierpiał na skutek trzęsienia ziemi. Jak informuje Federalna Służba Geologiczna, epicentrum wstrząsu o sile 6,5 stopnia w skali Richtera znajdowało się w Newadzie, 56 km od miasta Tonopah. Poza wstrząsem głównym sejsmografy USGS zarejestrowały szereg wstrząsów wtórnych, których siła dochodziła do 5 stopni.
Poza Newadą trzęsienie ziemi było odczuwalne w stanach Kalifornia i Utach. W Las Vegas, Salt Lake City, Fresno i San Jose ogłoszono pogotowie służb ratowniczych. Na szczęście epicentrum znajdowało się terenie słabo zaludnionym. Doszło jednak do licznych uszkodzeń infrastruktury, w tym domów mieszkalnych, dróg oraz sieci energetycznych.
Natomiast przez południowy Texas i wschodnią Luizjanę przeszły ulewne deszcze. W obu stanach spadło odpowiednio 25 i 40 cm wody na metr kwadratowy powierzchni. Jak informuje portal pogodowy Stormnews, zatopionych zostało kilka miejscowości, jeszcze inne zostały odcięte od świata. Służby ratunkowe ewakuowały dziesiątki kierowców i pasażerów, których pojazdy utknęły na zalanych drogach.
Tymczasem w południowo-wschodniej części Florydy szaleją pożary. Przyczynami są niska wilgotność powietrza i silne wiatry roznoszące płomienie. Według stanowej służby przeciwpożarowej, pali się ok. 3,5 tys. ha lasów.
Z powodu niesprzyjających warunków atmosferycznych zlokalizowano 10 proc. ogniowego żywiołu. Jak dotychczas spłonęło 600 domów oraz kilkaset mieszkalnych przyczep, samochodów oraz zabudowania 15 farm. Ewakuowano kilka tysięcy osób.
Innym przykładem skrajnych warunków pogodowych jest stan Montana, do którego wróciła zima. Największe opady śniegu odnotowano w okolicach jeziora Georgetown położonego na wysokości 1500 metrów. Grubość warstwy śnieżnej sięgnęła 45 cm.
„Siedmiu plag egipskich”, które nawiedziły USA, dopełnił grad w Kolorado. Lodowych kul było tak wiele, że służby drogowe wyprowadziły na niektóre odcinki tras zimowe urządzenia czyszczące.