Robert Cheda.Protesty w Kazachstanie, które rozpoczęły się 2 stycznia w związku z podwyżką cen gazu, przekształciły się w zbrojne starcia. Płonie dawna stolica, na ulicach innych miast słychać strzały, informuje gazeta „Kommiersant”.
Epicentrum protestów stanowi dawna stolica Ałma-Aty, gdzie w nocy zaczęły się regularne walki. Władze prowadzą pacyfikację demonstracji. Rząd Kazachstanu podał się dymisji, ceny paliw zostały obniżone, a ich państwowa regulacja będzie obowiązywała 6 miesięcy
Według gazety, protesty jednak nie ustają. Siły opozycyjne domagają się nie tylko ustępstw gospodarczych, ale przejęcia władzy. Rada Bezpieczeństwa wprowadziła do 19 stycznia stan wyjątkowy, który przewiduje godzinę policyjną od 7.00 do 23.00, zakaz imprez masowych i strajków, zakaz sprzedaży broni, amunicji i alkoholu. Wjazd do wielu miast jest ograniczony.
Prezydent Kaassym Tokajew poinformował, że przejmuje w swoje ręce pełną władzę. Obiecał twarde działania i ponieważ „spisek jest bardzo rozgałęziony”. Przyznał także, że w wyniku zajść jest wielu zabitych i rannych. Wielu żołnierzy i policjantów zostało rozbrojonych.
Tymczasem czołowi opozycjoniści zwrócili się w Facebooku do protestujących, aby skoordynowali protesty w celu obalenia reżimu. Następnie władze zablokowały Internet i sieć połączeń komórkowych.
Według „Kommiersanta” tylko w Ałma-Aty rozwścieczeni Kazachowie zniszczyli 400 sklepów i biur. Spłonęło ponad 120 pojazdów, w tym 33 radiowozy, karetki pogotowia i wozy strażackie. Podczas szturmu demonstranci podpalili rezydencji prezydencką.
Władze twierdzą, że kontrolują sytuację w innych dużych miastach, jednak na ulicach słychać strzały. Do protestów przyłączają się załogi koncernów wydobywczych ropy naftowej, gazu ziemnego oraz zakłady przemysłu ciężkiego.