W zasadzie więc Macronowi pozostała tylko ucieczka w wirtualny świat. Miejsce w sam raz dla małych chłopców, którzy nie mają dość talentów, by zacząć grać w prawdziwym świecie.
Emmanuel Macron najwyraźniej wymknął się spod „rodzicielskiej” kontroli małżonki i powrócił do korzeni, czyli zaczął kierować swoją kampanię do dzieci. Pojawił się bowiem w grze „Minecraft’. Dla niewtajemniczonych, w największym uproszczeniu – gra toczy się w „kanciastym świecie”, gdzie wszystko ma kształt sześcianów, a gracze budują własny świat i staczają pojedynki. W Polsce gros jej największych fanów brakuje paru lat do uzyskania praw wyborczych, ale może we Francji jest inaczej. Komentatorzy wiążą bowiem aktywność Macrona z pierwszą turą wyborów prezydenckich, która we Francji odbędzie się 10 kwietnia. Macron założył więc własny serwer i graniem w tę grę chce zdobyć uznanie młodzieży. Chętni mogą zobaczyć, jak w minecraftowym świecie prezentują się wyborcze plakaty Macrona, rozwieszone na wirtualnym płocie i przewodnie hasło prezydenta „Maron razem z wami”. Najwyraźniej Macron wychodzi z założenia dla młodych Francuzów, najważniejszą kwestią jest, czy prezydent potrafi grać w gry komputerowe.
W sumie nie ma co się Macronowi dziwić – jego wydzwanianie do Putina i próby dostawienia krzesła do negocjacyjnego stolika pozostają bez efektu, Władimir bawi się nim jak kot myszą, a świat śmieje się w kułak i zadaje niewygodne pytania, jak to było z tymi celownikami i francuskim handlowaniem bronią z Rosją. W zasadzie więc Macronowi pozostała tylko ucieczka w wirtualny świat. Miejsce w sam raz dla małych chłopców, którzy nie mają dość talentów, by zacząć grać w prawdziwym świecie. Zresztą w tym wirtualnym też sobie nie radzi – kilku młodych graczy sprawdziło zabezpieczenia serwera założonego przez Mocarna na potrzeby gry i okazało się, że nie ma żadnych.
Najwyraźniej metody wychowawcze małżonki Macrona (w sumie nauczycielki) zawiodły – nagadała mu pochwał, „wychowała” bezstresowo i chłopak uwierzył, że jest politykiem. No to właśnie udowodnił, że nie jest. A Putin zje go na śniadanie bez popitki. I ucieczka do świata Minecraftu nie pomoże.
Oczywiście jest opcja, że państwa Macronów dopadła inflacja, budżet domowy się nie spiął, a twórcy gry po prostu zapłacili prezydentowi za promocję. Ale to też niebezpieczne, bo skoro można sobie kupić promowanie towaru przez prezydenta Francji, to aż strach pomyśleć, jakie kwoty mógł w ciągu ostatnich lat wydać na to Putin. I może w tym tkwi tajemnica ciągłych telefonów z Pałacu Elizejskiego na Kreml.