Piątek, 12 czerwca 1987 r.
Plecami do papieża Jana Pawła II podczas wizyty w Polsce? To wydawało się niemożliwe. A jednak się stało. I to w Gdańsku. Tyle tylko, że to nie gdańszczanie odwrócili się do papieża tyłem. Kto więc to zrobił?
To była trzecia pielgrzymka papieża Jana Pawła II do Polski. Gdańsk był problematyczny, ale dłużej odmawiać Janowi Pawłowi II gen. Jaruzelski po prostu nie mógł.
Westerplatte
Rankiem 12 czerwca papież odwiedził kościół Trójcy Świętej. Następnie statkiem z sopockiego mola papież popłynął na Westerplatte. Co ciekawe, ten punkt wizyty został narzucony przez komunistyczne władze jako warunek przyjazdu papieża na Wybrzeże. Papież wykorzystał go do spotkania z młodzieżą (i 35 żyjących obrońców placówki z roku 1939). Komunistyczne władze wyrażały zgodę na zorganizowanie spotkania Jana Pawła II z młodzieżą zawsze w takich miejscach, gdzie mogła wejść tylko ograniczona liczba osób. Nie inaczej było i tym razem. Pomimo tego papieża przyszło słuchać kilkanaście tysięcy młodych ludzi. Jan Paweł II wypowiedział wtedy znamienne słowa: „Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie – jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba »utrzymać« i »obronić«. Utrzymać i obronić w sobie i wokół siebie. Obronić – dla siebie i dla innych. Tak jak to Westerplatte”.
Komunistyczne władze były wściekłe. Liczyły, że papież będzie mówił o konieczności obrony pokoju i pociągnie w ten sposób narrację płynącą z Moskwy, że powie o rozbrojeniu i inicjatywach Układu Warszawskiego. Zamiast tego, wskazał młodym, że powinni zachować siłę moralną. Nie tak miało być! Komuniści wzięli na Janie Pawle II odwet jeszcze tego samego dnia. Decyzja musiała zapaść na najwyższym szczeblu, chociaż nikt się do jej wydania nigdy nie przyznał.
Samotna modlitwa
Prosto z Westerplatte Jan Paweł II pojechał do bazyliki Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, gdzie spotkał się chorymi, lekarzami i pielęgniarkami w kościele. Spotkanie ważne, ale jeszcze ważniejsze wydarzenie miało miejsce zaraz po nim, chociaż trwało zaledwie kilka minut.
Po opuszczeniu bazyliki Jan Paweł II przejechał pod pomnik Poległych Stoczniowców 1970. Tego punktu do końca nie było w programie papieskiej wizyty w Gdańsku, chociaż nie ma wątpliwości, że władze liczyły się z tym, że do niego dojdzie i odpowiednio się przygotowały. Kiedy trwały przygotowania do pielgrzymki, papież chciał tej modlitwy, komunistyczne władze nie chciały o tym słyszeć. Zgoda na obecność papieża pod Trzema Krzyżami nigdy nie została wydana. Modlitwa za zabitych stoczniowców, którzy w myśl komunistycznej propagandy byli warchołami, była dla władz nie do przełknięcia. Wszak wizycie tej przyglądali się dziennikarze z całego świata. Ostatnią rzeczą, jakiej życzył sobie Jaruzelski, było przypomnienie światu, co stało się w Gdańsku w grudniu 1970 r. Władze robiły wszystko, by modlitwie papieża pod Trzema Krzyżami zapobiec. Do tego stopnia, tuż przed wizytą Jana Pawła II w Gdańsku „profilaktycznie” aresztowały osoby, które podejrzewali o przygotowania do zmiany trasy przejazdu papamobile. Ich wściekłość spotęgowały słowa papieża na Westerplatte. Kiedy papież realizował kolejny punkt wizyty i spotykał się w Bazylice Mariackiej z chorymi i lekarzami, przy Placu Solidarności trwały ostatnie przygotowania do wypełnienia decyzji zapadłej najprawdopodobniej jeszcze na początku czerwca.. Kiedy Jan Paweł II z wiązanką z 49 białych i czerwonych róż, wszedł na Plac Solidarności, na jego obrzeżach było ok. tysiąc osób i kordony milicji. Wszyscy w znacznym oddaleniu od papieża i wszyscy milczący. Kiedy Jan Paweł II wszedł na Plac i klęknął by się modlić… odwrócili się do niego plecami. Dlaczego? Bo to nie byli wierni, tylko zwiezieni milicjanci, esbecy i żołnierze z rodzinami. Mundurowi dostali na specjalnej odprawie rozkaz stawienia się pod pomnikiem wraz z rodzinami i odwrócenia się do papieża plecami, bo „Kościół musi zostać ukarany”.
Co ciekawe – pod Pomnik nie dopuszczono ani jednej ekipy telewizyjnej czy dziennikarzy. Zdjęcia robiło tylko trzech obecnych tam fotografów. Wojciech Kryński pracował dla kontrolowanej przez władze Centralnej Agencji Fotograficznej Zbigniew Kosycarz – był fotoreporterem „Głosu Wybrzeża”, organu KW PZPR w Gdańsku. Oni mogli robić zdjęcia. Trzeciemu fotografowi – Arturo Mari, osobistemu fotografowi papieża, komuniści odmówić nie mogli. Ale i tak nigdzie nie można było zobaczyć wykonanych przez nich zdjęć. Ani komunistom, ani otoczeniu papieża na ich pokazaniu w zachodnich mediach nie zależało. A i dziś na zachowanych fotografiach trudno cokolwiek wypatrzeć.
Całe zajście było celowe. Miało przekonać papieża, że gdańszczanie nie akceptują czczenia przez niego „warchołów” i „zadymiarzy”. Do dziś nie wiadomo, kto wpadł na ten pomysł. Wiadomo, że nie wypalił. Dowieziona autobusami kadra oficerska nie zabrała rodzin, zaledwie kilku oficerów przyprowadziło żony (może pozostałe stwierdziły, że im przełożeni małżonków rozkazywać nie będą), żaden nie przyprowadził dzieci. A Gdańszczanie swój stosunek do Jana Pawła II pokazali zaledwie kilkanaście minut później.
Najpiękniejszy ołtarz
Po krótkim odpoczynku w kurii, nastąpił kulminacyjny moment pobytu Jana Pawła II w Gdańsku – papież odprawił Mszę św. na pasie startowym starego lotniska na osiedlu Zaspa. Przyszło na nią milion ludzi. Było to największe zgromadzenie w historii Gdańska. Ogromne wrażenie robiło nie tylko istne morze ludzi, ale i przepiękny ołtarz projektu Mariana Kołodzieja. Ołtarz miał kształt niedokończonego statku – „okrętu Kościoła” z trzema masztami-krzyżami oraz mostkiem kapitańskim, z którego papież wygłosił pożegnanie przemówienie do gdańszczan. Dziś ołtarz ten jest uznawany za jeden z najpiękniejszych, jakie powstały z okazji wszystkich papieskich pielgrzymek do różnych zakątków świata. Ołtarz został w ciągu kilku dni zaraz po wyjeździe papieża. Udało się ocalić jedynie jego fragmenty, wmurowane w budowany wówczas na Zaspie kościele pw. św. Kazimierza. Po zakończeniu mszy św. tysiące jej uczestników ruszyły w wielkim pochodzie do centrum miasta. Manifestacja została gwałtownie rozpędzona przez Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej.
Zarówno to, jak i gówniarska prowokacja pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców niewiele komunistom dały. Gdańsk w 1987 r. był jak Warszawa w 1979 r. Wkrótce potem społeczeństwo kolejny raz zbuntowało się przeciwko ludowej władzy i potrzeba było Magdalenki i oszustwa okrągłego stołu, by komuniści mogli zachować swoje przywileje.
Źródło:
Koscielak, „Plecami do papieża”, www.focus.pl
IPN