Wytwórcy i sprzedawcy alkoholu bezakcyzowego zacierają ręce z radości na wieść nowej kampanii rządu. Skarb Państwa straci, ale oni zarobią.
Wygląda na to, że prezes Jarosław Kaczyński mówiąc o kobietach dających „w szyję” strzelił PiSowi w stopę, a teraz, żeby jakoś go wizerunkowo ratować, rząd postanowił strzelić Zjednoczonej Prawicy w kolano. Zamiast więc przeprosin i przyznania się do niefortunnego sformułowania, rząd zapowiedział „walkę z alkoholizmem”. Nie dość, że w Polsce w porównaniu do zarobków alkohol jest dość drogi, to jeszcze limity spożycia dla kierowców są bardzo niskie. W Wielkiej Brytanii taki Stuhr ze swoimi promilami mógłby spokojnie prowadzić. Mając pół promila można siadać za kierownicę w takich krajach Europy jak: Austria, Andora, Belgia, Bośnia i Hercegowina, Bułgaria, Chorwacja, Cypr, Dania, Finlandia, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Islandia, Izrael, Łotwa, Niemcy, Portugalia, Słowenia, Szkocja, Szwajcaria, Turcja, Włochy. Co ciekawe, w Rosji dopuszczalny limit wynosi 0,3 promila i jakoś nie sprawiło to, żeby tamtejszy naród pił mniej.
PiS wniosków z tego nie wyciągnął i ewidentnie zamierza podkopać swoje szanse u elektoratu, wprowadzając dalsze ograniczenia w dostępie do alkoholu. Nazywa to ładnie „działaniami przeciwko spożywaniu alkoholu”. – Jesteśmy świadomi tego, że trzeba podjąć jakieś działania, które przeciwdziałałyby spożywaniu alkoholu i niedługo będziemy wychodzić z inicjatywami dotyczącymi między innymi reklam alkoholu – zapowiedział sekretarz generalny PiS Krzysztof Sobolewski. Dodał, że „sklepy całodobowe sprzedające alkohol to też jest temat „na który – jak to mówią – w tej chwili światło zostało rzucone”.
Co wymyśli PiS?
Reklama alkoholu i tak jest zakazana, więc ciekawe, jakie działania zamierza podjąć PiS. Zakaże istnienia stron internetowych poświęconych alkoholom? W „M jak Miłość” bohaterowie nie będą się już raczyli winem do kolacji? Podniesie akcyzę na wódkę czy obłoży alkohole dodatkowym „butelkowym”? W dodatku w wypowiedzi pana Sobolewskiego zabrzmiała jak sugestia, że całodobowe sklepy, w ramach wolności gospodarczej, zostaną zamknięte lub poddane ograniczeniom albo opodatkowane tak, że odechce im się działalności. Ewentualnie zlokalizowane poza osiedlami mieszkaniowymi. Niech jeszcze doda do tego kartki na alkohol, a znacznej części elektoratu przypomną się młode lata i jeden z powodów obalenia komuny. No, chyba że pod tymi zapowiedziami kryje się walka z „przejściowymi trudnościami w zaopatrzeniu” – wtedy też zaczęło się do talonów na benzynę i kartek na spirytus.
Rząd już wprowadził podatek cukrowy, żeby Polacy przestali pić napoje gazowane i jeść jogurty, wysokie ceny benzyny, żeby przesiedli się na rowery, a teraz jeszcze piwo zamierza narodowi odebrać? Pamiętać trzeba, że w ciągu ostatnich dwóch lat wzrosło znacznie spirytusu jako środka odkażającego do użytku zewnętrznego, a podobno pandemia wcale nie minęła. Ludzie muszą mieć możliwość odkażania, a sklepy nadal mają taki obowiązek. Sama woda się nie sprawdzi. Idąc tokiem rozumowania “ekspertów” pozbawienia Polaków środków odkażających, to narażanie ich zdrowia. Pytanie, jak żyć, nabiera więc nowego znaczenia. I tylko wytwórcy i sprzedawcy alkoholu bezakcyzowego zacierają ręce z radości na wieść nowej kampanii rządu. Skarb Państwa na tej walce ze spożyciem alkoholu straci, ale oni zarobią.
PS
Swoją drogą, ciekawe, ile pieniędzy podatników Kancelarie Sejmu, Senatu, Prezydenta, Premiera i poszczególne ministerstwa wydały na alkohol choćby w pierwsze połowie tego roku?
E tam.
Bajki.
Burza w szklance wody.