INFORMUJEMY, NIE KOMENTUJEMY

© 2020-2021 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Centralna Agencja Informacyjna

00:24 | poniedziałek | 13.01.2025

© 2020-2023 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

No menu items!
Więcej

     Śmierć poety

    Czas czytania: 5 min.

    Kartka z kalendarza polskiego

    13 stycznia

    Jan Kazimierz w słuckim pasie

    20 listopada 1648 Chwalcie usta Pannę Marię!Już więcej nie wierzęAni w działa, ni w husarię,W zbroje, ni w pancerze.Za nic wszystkie mi potęgi,Wojsk ogromnych chmura,Za...

    Koniecznie przeczytaj

    Piątek 8 czerwca 1956 r.

    Od wczesnej młodości wykazywał ogromny talent i równie wielką wrażliwość. Przed wojną – bywalec warszawskich salonów i dyplomata. Oddzielony od Polski wojną, nie potrafił pogodzić się ani z okupacją wojenną, ani z powojenną. Popełnił samobójstwo 8 czerwca skacząc z okna nowojorskiego hotelu.

    - reklama -

    Leszek Józef Serafinowicz przyszedł na świat 13 marca 1899 r. w Warszawie w rodzinie inteligenckiej szlacheckiego (i ormiańskiego) pochodzenia. Zaczął tworzyć już w bardzo młodym wieku – pierwszy tomik poezji pt. „Na złotym polu” wydał w 1912 r. nakładem ojca mając 13 lat. Wiersze podpisał pseudonimem pod którym miał stać się znany przedwojennej Warszawie i potem całej Polsce – Jan Lechoń. Już w 1914 r. wydał drugi tomik – „Po różnych ścieżkach”. W 1916 r. Serafinowicz, mając na koncie już dwa tomiki wierszy zdał maturę i wstąpił na wydział filozoficzny Uniwersytetu Warszawskiego.

    Młody poeta

    Wkrótce związał się z grupą młodych poetów, którzy z czasem mieli stać się słynnymi w Polsce autorami tekstów recytowanych i śpiewanych przez największe przedwojenne gwiazdy i bywalcami warszawskich salonów – Kazimierzem Wierzyńskim, Julianem Tuwimem, Antonim Słonimskim, Jarosławem Iwaszkiewiczem. Razem utworzyli grupę poetycką „Skamander”. To Lechoń wymyślił tę nazwę. W 1918 r. wraz z nimi otworzył kabaret Pikador, który miał swoją siedzibę w  kawiarni „Pod Pikadorem”. Lechoń miał wtedy tylko 19 lat.

    - reklama -
    Portret autorstwa Romana Kramsztyka (1919 r.)

    W 1920 r., w wieku 21 lat wydał swój pierwszy „poważny” tomik wierszy pt. „Karmazynowy poemat”, entuzjastycznie przyjęty przez krytykę i odbiorców. W krytycznym 1920 r. nie poszedł walczyć na front wojny polsko-bolszewickiej, ale został zatrudniony w Biurze Prasowym marszałka Józefa Piłsudskiego. Pełnił też funkcję sekretarza generalnego PEN Clubu. Cały czas rozwijał swoją twórczość i w 1925 r. przyznano mu nagrodę Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. W 1926 r. został redaktorem pisma satyrycznego „Cyrulik Warszawski”. Wkrótce upomniała się o niego polityka. W latach 1930-1939 był attaché kulturalnym ambasady polskiej w Paryżu. W tym czasie, w 1935 r., wyróżniono go Złotym Wawrzynem Polskiej Akademii Literatury. W Paryżu zastała go wojna. Nie mógł wrócić do Polski.

    Na obcej ziemi

    Po klęsce Francji w 1940 r. wraz z zaprzyjaźnionym z nim Julianem Tuwimem wyjechał do Brazylii, a stamtąd do USA. Zamieszkał w Nowym Jorku i brał udział w życiu Polonii. Znowu obracał się w gronie polonijnych sław.  Prowadził ożywioną korespondencję, m.in. z Ewą, „odwiecznym”, osiadłym w Londynie przyjacielem Mieczysławem Grydzewskim, redagującym w stolicy Wielkiej Brytanii tygodnik społeczno-kulturalny „Wiadomości”, które Lechoń czytał z aprobatą i w których publikował nowe wiersze. Współpracował z radiem, redagował wiele periodyków polonijnych. Ale był nieszczęśliwy.

    - reklama -

    Problemy

    Pomimo sypiących się na niego pochwał, Jan Lechoń całe życie stawiał sobie wysokie wymagania i żył nękany obawami, że im nie sprosta, strachem przed niemocą twórczą. Lechonia całe życie nękała też własna orientacja seksualna – był homoseksualistą i bał się reakcji otoczenia (chociaż większość osób z jego kręgu o tym wiedziało). Jego rozterki pogłębiał fakt, że jako katolik czuł się rozdarty pomiędzy swą głęboką wiarą i orientacją seksualną. Już w 1921 r. zachorował na depresję i podjął pierwszą próbę samobójczą, po której leczył się w szpitalu psychiatrycznym i w sanatoriach. Jego stan pogorszył się po przeniesieniu do Ameryki. Bardzo przeżywał okupację Polski przez Niemcy i Związek Sowiecki. Marzył i tęsknił do wolnej ojczyzny. Z tej tęsknoty narodziło się wiele pięknych wierszy, w tym jeden z najpiękniejszych poświęconych Maryi, jakie w historii polskiej poezji napisano. W czasie wojny był współzałożycielem Polskiego Instytutu Nauk i Sztuk w USA. Jego nadzieje na wolny kraj rozsypały się w proch w 1945 r.

    Lechoń bardzo przeżywał powrót do stalinowskiej Polski Juliana Tuwima. Nie mógł się pogodzić z następstwami jałtańskiej zdrady, nie akceptował komunizmu i nie chciał wracać do komunistycznej Polski. Ale za Polską, dawną przedwojenną Polską rozpaczliwie tęsknił. Jednocześnie po wojnie pogorszyły się jego relacje z Polonią, czuł się niedoceniony i osamotniony. Wróciła depresja, lęk przed ujawnieniem homoseksualnej orientacji (chociaż dla wielu osób nie była ona żadną tajemnicą). Nie pomogło podjęte leczenie. Wreszcie 8 czerwca 1956 r. otworzył okno na dwunastym piętrze nowojorskiego hotelu Henry Hudson i skoczył. Miał 57 lat.

    Dopiero w 1991 r. jego prochy ekshumowano i przywieziono do Polski. Spoczął w rodzinnym grobie na Leśnym Cmentarzu w Laskach.

    Jan Lechoń

    Matka Boska Częstochowska (fragmenty)

    Matka Boska Częstochowska, ubrana perłami,
    Cała w złocie i brylantach, modli się za nami.
    (…)
    O Ty, której obraz widać w każdej polskiej chacie
    I w kościele, i w sklepiku, i w pysznej komnacie,
    W ręku tego, co umiera, nad kołyską dzieci,
    I przed którą dniem i nocą wciąż się światło świeci.
    Która perły masz od królów, złoto od rycerzy,
    W którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy,
    Która widzisz z nas każdego cudnymi oczami,
    Matko Boska Częstochowska, zmiłuj się nad nami!
    Daj żołnierzom, którzy idą, śpiewając w szeregu,
    Chłód i deszcze na pustyni, a ogień na śniegu,
    Niechaj będą niewidzialni płynący w przestworzu
    I do kraju niech dopłyną, którzy są na morzu.
    (…)

    Nieraz potop nas zalewał, krew się rzeką lała,
    A wciąż klasztor w Częstochowie stoi jako skała.
    I Tyś była też mieczami pogańskimi ranną,
    A wciąż świecisz ponad nami, Przenajświętsza Panno.
    I wstajemy wciąż z popiołów, z pożarów, co płoną,
    I Ty wszystkich nas powrócisz na Ojczyzny łono.
    Jeszcze zagra, zagra hejnał na Mariackiej wieży,
    Będą słyszeć Lwów i Wilno krok naszych żołnierzy.
    Podniesiemy to, co legło w wojennej kurzawie,
    Zbudujemy Zamek większy, piękniejszy w Warszawie.
    I jak w złotych dniach dzieciństwa będziemy słuchali
    Tego dzwonka sygnaturki, co Cię wiecznie chwali.

    Śledź nas na:

    Czytaj:

    Oglądaj:

    Subskrybuj
    Powiadom o

    0 komentarzy
    oceniany
    najnowszy najstarszy
    Wbudowane informacje zwrotne
    Zobacz wszystkie komentarze
    reklama spot_img

    Ostatnio dodane

    Jan Kazimierz w słuckim pasie

    20 listopada 1648 Chwalcie usta Pannę Marię!Już więcej nie wierzęAni w działa, ni w husarię,W zbroje, ni w pancerze.Za nic...

    Przeczytaj jeszcze to!

    0
    Podziel się z nami swoją opiniąx