Środa, 18 czerwca 1913 r.
Zanim nastała era naszych skądinąd świetnych skoczków, był on… Stanisław Marusarz, duma przedwojennej Polski, góral z dziada pradziada, sportowiec, żołnierz i patriota, który nie raz wywinął się śmierci.
Stanisław Marusarz na świat przyszedł 18 czerwca 1913 r. Zakopanem. Urodził się w góralskiej rodzinie, o gorących patriotycznych tradycjach. Miał cztery siostry: Helenę, Bronisławę, Marię i Zofię oraz brata Jana. Helena – narciarka, kurierka, żołnierz ZWZ-AK – została w czasie wojny rozstrzelana przez Niemców, Jan walczył na Zachodzie, a Zofia została wywieziona do obozu koncentracyjnego. Bronisława, Maria i Jan wyemigrowali do Kanady. Zanim jednak wichry historii rozdzieliły rodzeństwo, Stanisław przypiął narty. Nie wiadomo, kiedy miało to miejsce po raz pierwszy, ale wiadomo, że zaczął skakać w wieku 10 lat i że za pierwsze wygrane, jeszcze dziecięce, zawody, otrzymał rękawice. Trzy lata później, w 1929 r. wystartował w zawodach juniorskich. Sędziwie nie chcieli go dopuścić do startu z powodu zbyt młodego, ale udało się. Zajął trzecie miejsce. Po raz pierwszy rozdawał autografy i po raz pierwszy dostał poważną nagrodę – narty. W marcu w zawodach seniorskich na Krokwi zajął ósme i szóste miejsce. Rok później wygrał na niej konkurs juniorów. Dostrzegli go działacze ST PTT, uznali za wielki talent i w 1929 zapisali do swojego klubu. Od początku lat trzydziestych zaczął odnosić największe swoje sukcesy.
Urodzony zwycięzca
Wiele razy wygrywał konkursy skoków w Zakopanem i w Wiśle. Startował w licznych zawodach międzynarodowych, w tym w zimowych igrzyskach olimpijskich i parę razy zdarzyło, że nieprawdopodobny pech albo ludzka złośliwość przekreślały jego szanse na zwycięstwo. Tak było np. w 1935 r. w jugosłowiańskiej Planicy w czasie konkursu skoków na Bloudkovej velikance, wówczas największej skoczni narciarskiej świata. To tam doszło do pojedynku Marusarza z norweskimi skoczkami. Pojedynku, który rozgrzał emocje kibiców.
Na treningach Marusarz bił na głowę Norwegów, którzy przybyli na zawody w najsilniejszym składzie. W dniu zawodów Norwegowie ogłosili wycofanie się z rywalizacji. Konkurs wygrał Marusarz (84 m, 87,5 m i 80,5 m). Jednak po zakończeniu zawodów sześciu Norwegów zgłosiło chęć pobicia rekordu świata. Organizatorzy wyrazili zgodę. Jako pierwszy skoczył Reidar Andersen i osiągnął 91 m. Marusarz pomimo zmęczenia po trzech skokach (Norwegowie nie skakali) skoczył na 93 metry, bijąc rekord świata. Cieszył tym kilka minut, bo Andersen ponownie ruszył na górę i skoczył 94 m. Przed kolejną próbą, Marusarz (pozostając w zgodzie z ówczesnymi przepisami) usypał na samej krawędzi progu dodatkowy prożek ze śniegu, tzw. „próg loopingowy”. Jadąc po rozbiegu spostrzegł, że zbudowanego przezeń progu już nie ma. Marusarz zdążył zorientować się w sytuacji, co uchroniło go od mocniejszego wybicia do przodu i ryzyka poważnej kontuzji. Dopiero później dowiedział się, że konstrukcję usunęli Norwegowie. Skoczył 97 metrów, co było najdłuższym ustanym skokiem w dziejach. I znów Andersen po raz trzeci udał się na górę i skoczył na 99. metr. Marusarz chciał dalej skakać, ale pięć skoków oddanych w nerwowej atmosferze i pięciokrotne podchodzenie na rozbieg sprawiły, że jego organizm był już niezdolny do dalszej rywalizacji. Tym samym przegrał pojedynek z Andersenem, ale oddał tego dnia o dwa skoki więcej, w dodatku z kontuzją, której doznał w szwajcarskim Mürren (podczas treningu do konkurencji alpejskich wpadł na przydrożną barierę, łamiąc jedną z kostek śródstopia). Oprócz pucharu za zwycięstwo w konkursie otrzymał również puchar za pobicie rekordu świata i najładniejszy skok dnia. Cała ta sytuacja pokazuje, jak niezłomny miał charakter – jak prawdziwy góral, nigdy się nie poddawał. Przydało mu się to nie tylko w sporcie i w kolejnych zawodach, ale w tych „największych zawodach”, w których „gra” szła o życie – w czasie II wojny światowej.
Brawurowa ucieczka
W 1938 został kierownikiem Schroniska na Pysznej. Po wybuchu II wojny światowej schronisko to stało się punktem przerzutowym dla kurierów tatrzańskich. Po wkroczeniu Niemców, Marusarz wstąpił do ZWZ, pełniąc od października 1939 służbę kurierską na trasie Zakopane-Budapeszt. Przeprowadzał ludzi, przenosił materiały konspiracyjne i pieniądze na działalność podziemną.
Dwukrotnie został schwytany przez słowacką służbę graniczną Jozefa Tisy. Za pierwszym razem, w marcu 1940 Słowacy z posterunku żandarmerii w Szczyrbskim Plesie odkryli przy nim 100 tysięcy złotych. Nie dali się przekupić i zawiadomili gestapo . Marusarz ogłuszył strażnika, wyskoczył przez okno i uciekł do lasu. Schronił się u znajomego Słowaka, a potem wrócił do Zakopanego. Za drugim razem, złapany podczas próby przedostania się na Węgry, został przekazany gestapo. Niemcy wiedzieli, kogo mają – proponowali Marusarzowi „zatrudnienie” – miał trenować bawarskich skoczków. Odmówił. W czasie przesłuchań był bity i polewany wodą, a pomimo tego, w czasie przewożenia ulicami Zakopanego podjął próbę ucieczki. Został złapany, skatowany i skazany na śmierć. Przetrzymywany w osławionym więzieniu przy Montelupich, wraz z innymi więźniami wygiął pręty w okienku mieszczącej się na pierwszym piętrze celi i skoczył. Był na więziennym dziedzińcu. Udało mu się przezeń przebiec i dzięki klamce zamkniętej furtki wspiąć na czterometrowy mur zwieńczony drutem kolczastym. Został postrzelony w udo, ale udało mu się uciec. Udało mu się dotrzeć do Wisły, stamtąd do Zakopanego i przedostać na Węgry. Wieść o jego brawurowej ucieczce „pocztą pantoflową” rozniosła się po okupowanej Polsce wzbudzając powszechny podziw. Jednak w przypadku Marusarza powrót do kraju był zbyt niebezpieczny. Resztę wojny spędził na Węgrzech.
Ostatni raz na rozbiegu
Po wojnie wrócił do Polski. Prowadził schronisko na Onaku i wrócił do startów. W 1946 r. został mistrzem międzynarodowym Czechosłowacji. Zaczął wygrywać, ale też upomniała się o niego bezpieka. Nieważne były jego tytuły i sukcesy sportowe – był przecież żołnierzem ZWZ, kurierem tatrzańskim, dla takich jak on nie było miejsca w komunistycznej Polsce. Przez dwa lata musiał się ukrywać. Wtedy wrócił do tego, co robił na początku wojny – pomagał osobom zagrożonym aresztowaniem w wydostaniu się z Polski. Niebezpieczeństwo zostało zażegnane w 1948 r. Marusarz wrócił do skoków i znów wygrywał mistrzostwa Polski albo zajmował jedne z czołowych miejsc. Jednak jego czas w sporcie już się kończył. W 1957 r. zakończył sportową karierę. Ale skoczył jeszcze raz. W 1966 został zaproszony do otwarcia konkursu Turnieju Czterech Skoczni w Garmisch-Partenkirchen. Postanowił skoczyć na nartach. Miał wtedy 53 lata, a w zawodach oficjalnych nie skakał od dziewięciu. Decyzja Marusarza wywołała wśród sędziów konsternację. Musiał pożyczyć narty i buty, skoczył jednak w garniturze i krawacie. Organizatorzy podali przez megafony wiek i życiorys polskiego skoczka. Marusarz osiągnął odległość 66 m. Po tym skoku biorący udział w zawodach skoczkowie nosili go na ramionach po wybiegu. Nigdy więcej już nie skakał, chociaż sam mówił, że marzył o powrocie na rozbieg.
Stanisław Marusarz doczekał wolnej Polski – zmarł nagle 29 października 1993 r. na zawał serca. Odszedł podczas wygłaszania mowy pożegnalnej na pogrzebie swego dowódcy z czasów okupacji Wacława Felczaka. Umarł na rękach ambasadora Węgier, który był jednym z żałobników. Kilka dni później został pochowany na cmentarzu w Zakopanem, tym samym na którym zmarł.
Swoje życie i sportową karierę podsumował kiedyś słowami: „Gdy spoglądam wstecz wydaje mi się, że osiągnąłem wiele. Dla siebie i dla naszego sportu. Walkę i rywalizację z najlepszymi o najwyższe trofea dla polskich barw zawsze uważałem za swój patriotyczny obowiązek. I dlatego, wierzę w to gorąco, czerwona czapeczka nie pozostanie jedynym po mnie wspomnieniem. Czerwona czapeczka, nazywana popularnie „marusarką”.
Chyba miał rację. Polska miała/ma wielu świetnych skoczków. W ostatnich latach przed pandemią była w tym sporcie potęgą, śmiało rywalizując z najlepszymi i wygrywając. Ale to on był pierwszy.