7 sierpnia 1944 r.
Każdy dzień Powstania Warszawskiego to niemieckie zbrodnie. Najgorszy był… pierwszy tydzień, kiedy Niemcy wypełniając rozkaz Hitlera dopuścili się szczególnego bestialstwa względem ludności cywilnej. Ani jeden niemiecki oddział nie odmówił wykonania rozkazu ludobójstwa.
Kiedy wiadomości o wybuchu Powstania Warszawskiego dotarły do Berlina, Heinrich Himmler natychmiast popędził do Hitlera z dobrymi, jego zdaniem, wiadomościami. „Mój Führerze, pora jest dla nas niezbyt pomyślna. Z punktu widzenia historycznego jest [jednak] błogosławieństwem, że Polacy to robią. Po pięciu, sześciu tygodniach wybrniemy z tego. A po tym Warszawa, stolica, głowa, inteligencja tego byłego 16-17-milionowego narodu Polaków będzie zniszczona, tego narodu, który od 700 lat blokuje nam Wschód i od czasu pierwszej bitwy pod Tannbergiem leży nam w drodze. A wówczas historycznie polski problem nie będzie już wielkim problemem dla naszych dzieci i dla wszystkich, którzy po nas przyjdą, ba, nawet już dla nas”, oznajmił demokratycznie wybranemu kanclerzowi Niemiec, który parę lat wcześniej przy aplauzie całego narodu, ogłosił się wodzem Niemców.
Dochodzący do siebie po zamachu w Wilczym Szańcu Hitler, zadanie stłumienia Powstania postanowił powierzyć nie generałom Wehrmachtu, do których niemal całkowicie stracił zaufanie, ale właśnie Himmlerowi. Prawdopodobnie liczył przy tym, że poprzez szybkie i brutalne stłumienie powstania wyśle jednoznaczny sygnał swoim wrogom i wahającym się sojusznikom, iż nie stracił kontroli nad biegiem wydarzeń. Ponadto podobnie jak Himmler wierzył, że poprzez zniszczenie polskiej stolicy zabezpieczy „rasową przyszłość Niemiec”. Dlatego wydał rozkaz: „: „każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”. Tak przynajmniej rozkaz ten zapamiętał i zrelacjonował po wojnie dowódca oddziałów wyznaczonych do tłumienia Powstania Erich von dem Bach-Zelewski, który notabene za zbrodnie popełnione przy realizacji rozkazu Hitlera, nigdy nie poniósł żadnej odpowiedzialności.
Tydzień zbrodni
Niemcy już od pierwszych godzin Powstania, zanim jeszcze Hitler wydał wspomniany rozkaz, dopuszczali się zbrodni wojennych, zarówno na powstańcach, jak i na ludności cywilnej. Rozkaz pozwolił im na systematyczny mord. Bestialstwo Niemców w ciągu pierwszego tygodnia Powstania, szczególnie na Woli, przeszło wszystko, co Warszawa widziała w czasie pięcioletniej okupacji. Przeszło nawet bestialstwo oddziałów tłumiących powstanie w getcie.
Podkreślić należy, że zbrodnie popełniali nie tylko esesmani. Także „szlachetny Wehrmacht”. Walczące na Woli oddziały niemieckie nagminnie wykorzystywały polskich cywilów, w tym kobiety i dzieci, w charakterze „żywych tarcz” osłaniających natarcia piechoty lub czołgów. Schwytanych Polaków Niemcy zmuszali także do rozbierania barykad w ogniu walki. Jako pierwsze tę zbrodniczą taktykę zastosowały w Warszawie oddziały Wehrmachtu, a dopiero później jednostki SS i policji. 2 sierpnia żołnierze dywizji „Hermann Göring” użyli 50 przywiązanych do drabiny Polaków jako osłony dla czołgów nacierających na powstańcze pozycje w rejonie ul. Okopowej. Był to pierwszy zarejestrowany w czasie powstania przypadek wykorzystania polskich cywilów w charakterze „żywych tarcz” . Z kolei następnego dnia, gdy niemieckie czołgi zaatakowały powstańcze barykady na ul. Wolskiej, przed kolumną pancerną popędzono gromadę mężczyzn i kobiet mających służyć jako osłona pojazdów i siła robocza do rozbierania barykad. Atak został zatrzymany; część zakładników udało się powstańcom odbić, wielu innych poniosło jednak śmierć w krzyżowym ogniu. „Codziennością” mieszkańców Woli były masowe egzekucje, wykonywane przez Niemców przy pomocy ognia z karabinów maszynowych, obrzucania grup Polaków granatami, albo palenia żywcem rannych w szpitalach, osób kalekich, starych i dzieci. Nie ma żadnego przypadku, aby którykolwiek oddział odmówił wykonania takiego rozkazu. Ludobójstwo na Woli na masową skalę Niemcy zakończyli 7 sierpnia. Nie dlatego, że dotarło do nich co robią. Po prostu dowódcy zbrodniczych oddziałów poinformowali zwierzchników, że nie są w stanie jednocześnie mordować ludności cywilnej, burzyć dzielnicy i walczyć z powstańczymi oddziałami i że nawet, gdyby chcieli, to nie mają wystarczającej ilości amunicji, żeby zabić każdego napotkanego Polaka.
Rzeź
7 sierpnia Niemcy zdobyli gmach sądów na Lesznie, a także opanowali rejon ulic Chłodnej i Elektoralnej oraz Hale Mirowskie i placu Żelaznej Bramy. Tym samym udało im się odciąć Stare Miasto od Śródmieścia. Tego dnia Niemcy dopuścili się kolejnych zbrodni na mieszkańcach Woli oraz zachodnich kwartałów Śródmieścia Północnego. Rzeź w Halach Mirowskich przetrwał Juliusz Gołębiowski. Po wojnie zeznał m.in.: „Zaprowadzono nas trójkami (było nas około 150 mężczyzn) na plac Mirowski między budynki [dwóch] hal. Tu kazano nam uprzątnąć trupy leżące na ziemi w ilości kilkudziesięciu, a potem gruz z jezdni i chodników. Na placu tym znajdowało się momencie, kiedy przyszliśmy, kilkuset Polaków, wszyscy zajęci przy uprzątaniu placu, oraz kilkuset żandarmów niemieckich. Żandarmi ci zachowywali się b. brutalnie, bili Polaków, kopali, padały słowa „Polnische Banditen”. (…) Po półtoragodzinnej pracy żandarmi zaczęli nas ustawiać trójkami, ja znalazłem się w drugiej trójce. Wszyscy musieliśmy stać z podniesionymi do góry rękoma. Staruszek stojący w pierwszej trójce, który nie mógł trzymać podniesionych rąk, został mocno zbity po twarzy przez żandarma. Po dziesięciu minutach odliczono 5 trójek i pod eskortą 5 żandarmów z rozpylaczami zaprowadzono nas do budynku hali od strony ul. Chłodnej. (…) Gdy weszliśmy do budynku, po przejściu [dwóch] bram, zobaczyłem mniej więcej w środku hali głęboki lej, w którym palił się ogień. Ogień ten wyglądał na sztucznie podsycany ze względu na olbrzymie czarne kłęby dymu. Ustawiono nas przy ścianie po lewej stronie od wejścia koło ubikacji, stanęliśmy pojedynczo, twarzą zwróceni do ściany z podniesionymi rękami. Po paru minutach usłyszałem salwę za sobą i padłem na ziemię. Leżąc na ziemi słyszałem jęki i rzężenie leżących koło mnie oraz słyszałem dalsze salwy. Po ukończeniu salw słyszałem, że żandarmi liczą leżących na ziemi, doliczyli się tylko 13. wtedy zaczęli szukać [dwóch] brakujących. Znaleźli ukrytych ojca i syna (przyszli oni wraz ze mną z ul. Elektoralnej, nazwisk ich nie znam) w ubikacji, koło której byliśmy ustawieni. Wyprowadzili ich, usłyszałem wtedy okrzyk chłopca „Niech żyje Polska” po tym salwę i jęki. Po jakimś czasie usłyszałem głosy zbliżających się Polaków, podniosłem ostrożnie głowę i zobaczyłem żandarmów stojących koło leja z ogniem i Polaków przenoszących ciała zabitych i wrzucających je do ognia. Zabierali kolejno ciała zbliżając się do mnie. Ja wtedy przedostałem się do ubikacji i tam ukryłem się na przepierzeniu stanowiącym dach ubikacji. Tam siedząc słyszałem dalsze salwy i krzyki Niemców, pochodzące od strony leja”.
A to naprawdę niewielki wycinek niemieckich „wyczynów”.
Antoni Przygoński oceniał, że 7 sierpnia Niemcy zamorodowali na Woli ok. 3800 Polaków. Trwało jednocześnie wysiedlanie ludności stolicy. Płonącymi ulicami, wśród stosów trupów, tysiące mieszkańców Woli, Powiśla i Śródmieścia Północnego Niemcy pognali do kościoła św. Wojciecha, a stamtąd na Dworzec Zachodni lub do Włoch, skąd wywozili ich do obozu w Pruszkowie. Towarzyszyła temu masowa grabież oraz gwałty na kobietach i dziewczynkach. Niemieccy żołnierze wyciągali mężczyzn i chłopców z tłumu uchodźców, po czym na miejscu ich rozstrzeliwali. Prawdopodobnie 7 sierpnia zginął w ten sposób ks. płk Tadeusz Jachiminowski ps. „Budwicz”, naczelny kapelan Armii Krajowej. Niemcy morodwali także osoby ranne, chore i niedołężne, które opóźniały marsz lub nie miały siły iść dalej. Świadkowie zeznawali, iż tego dnia niemieccy żołnierze stworzyli ludzki łańcuch złożony z kilkudziesięciu polskich mężczyzn, kobiet i dzieci, zza którego ostrzeliwali pozycje powstańców w rejonie pl. Kercelego. Był to ostatni dzień intensywnych niemieckich zbrodni na Woli. W następnych dniach ich tempo spadło, ale trwały oczywiście do ostatnich godzin Powstania. Niemcy zajęli się natarciem na Śródmieście i masakrą Starego Miasta.