20 września 1939 r.
Był jednym z najmłodszych a zarazem największych bohaterów Września 1939 roku. Przez całe dziesięciolecia pamięć o nim była zakazana. Przez następne nie było wiadomo, jak wyglądał. Tadeusz Jasiński. Miał 13 lat, gdy zginął z rąk sowietów. Straszną śmiercią.
Przez dziesięciolecia komunizmu, ludowa władza pamiętała o niemieckim bestialstwie, chociaż przerabiała Niemców na „hitlerowców” i lokowała ich w Niemczech Zachodnich, pomijając fakt, że równie wielu zbrodniarzy żyło w NRD. Jednocześnie nie wolno było mówić o bestialstwie sowietów i UPA. Ich zbrodnie były wymazywane, choć odznaczali się okrucieństwem większym niż Niemcy. Dowiedli tego już we wrześniu 1939 roku. Między innymi w Grodnie.
Grodno zostało zaatakowane przez Armię Czerwoną w dniach 20-22 września 1939 roku. Do 12 września dowódcą Obszaru Warownego Grodno był płk dypl. Bohdan Hulewicz, który rozkazał przeprowadzić pewne przygotowania do obrony miasta, ale ze strony wojsk niemieckich. Jedną z jego decyzji, która miała poważne znaczenie podczas późniejszej obrony przed Armią Czerwoną, było stworzenie zapasów butelek z mieszanką zapalającą. W ich użyciu przeszkolono następnie żołnierzy, jak i ochotników. Wśród nich byli harcerze, uczniowie miejscowych szkół gimnazjalnych i zawodowych oraz urzędnicy państwowi. Ochotnikiem był także urodzony w 1926 roku Tadeusz Jasiński. Był synem służącej Zofii Jasińskiej, półsierotą, wychowankiem Zakładu Dobroczynności. Miał tylko 13 lat.
Dwudziestego września w mieście toczyły się ciężkie walki z nacierającymi Sowietami. Tadeusz rzucił koktajl Mołotowa na nacierający czołg sowiecki, ale zapomniał go zapalić. Został zauważony i schwytany przez Sowietów. W ogóle ich nie obchodziło, że był dzieckiem. Najpierw go skatowali, a potem przywiązali jako żywą tarczę do czołgu.
Ostatnie chwile jego życia Ostatnie chwile życia Tadzia Jasińskiego znamy dzięki relacji świadków. Wśród nich była Grażyna Lipińska, która z narażeniem życia odwiązała Tadzika i zabrała go z pancerza czołgu. Tak opisała je w wydanej w 1988 roku w Paryżu (w Polsce nie mogło być nawet mowy o tego typu publikacji w oficjalnym obiegu) książce „Jeśli zapomnę o nich…”:
„Na łbie czołgu rozkrzyżowane dziecko, chłopczyk. Krew z jego ran płynie, strużkami po żelazie. Zaczynamy z Danką uwalniać rozkrzyżowanie, skrępowane gałganami ramiona chłopca. Nie zdaję sobie sprawy, co się wokół dzieje. A z czołgu wyskakuje czarny tankista, w dłoni trzyma brauning, za nim drugi – grozi nam. Z podniesioną po bolszewicku do góry pięścią, wykrzywioną w złości twarzą, ochrypłym głosem krzyczy, o coś oskarża nas i chłopczyka. Dla mnie oni nie istnieją, widzę tylko oczy dziecka pełne strachu i męki. I widzę, jak uwolnione z więzów ramionka wyciągają się do nas z bezgraniczną ufnością. Wysoka Danka jednym ruchem unosi dziecko z czołgu i składa na nosze. Ja już jestem przy jego głowie. Chwytamy nosze i pozostawiając oniemiałych naszym zuchwalstwem oprawców, uciekamy w stronę szpitala. Chłopczyk ma pięć ran od kul karabinowych (wiem – to polskie kule siekają po wrogich czołgach) i silny upływ krwi, ale jest przytomny. W szpitalu otaczają go siostry, doktorzy, chorzy. – „Chcę mamy” – prosi dziecko. Nazywa się Tadeusz Jasiński, ma 13 lat, jedyne dziecko Zofii Jasińskiej, służącej, nie ma ojca, wychowanek Zakładu Dobroczynności. Poszedł na bój, rzucił butelkę z benzyną na czołg, ale nie zapalił, nie umiał… Wyskoczyli z czołgu, bili, chcieli zabić, a potem skrępowali na froncie czołgu. Danka sprowadza matkę. Nie pomaga transfuzja krwi. Chłopiec coraz słabszy, zaczyna konać. Ale kona w objęciach matki i na skrawku wolnej Polski, bo szpital wojskowy jest ciągle w naszych rękach”.
Według innej relacji matka pocieszała swoje konające dziecko słowami: „Tadzik, ciesz się! Polska armia wraca! Ułani z chorągwiami! Śpiewają!!!”. Kłamała, ale Tadzik umierał szczęśliwy, że jego miasto będzie wolne.
Portret
Zofia Jasińska przeżyła. Nie wolno jej było mówić prawdy o śmierci syna, więc latami Tadeusz był ofiarą niemieckiego bestialstwa, chociaż we wrześniu 1939 roku Niemcy nie weszli do Grodna. Po wojnie Zofia Jasińska zamieszkała w Białymstoku i podjęła pracę jako kucharka. W jej mieszkaniu wisiał portret Tadeusza, miała też jeszcze jedną jego fotografię, a także chusteczkę poplamioną jego krwią. W 1982 r. Zofia Jasińska zmarła i została pochowana na Cmentarzu Farnym w Białymstoku. Zakrwawioną chusteczkę, zgodnie z jej wolą, krewna członka Stowarzyszenia „Grupa Wschód” włożyła do trumny.
Tragedią jej syna zainteresowali się kilkanaście lat temu członkowie Stowarzyszenia „Grupa Wschód”. Udało się im dotrzeć do rodziny, która opiekowała się Zofią Jasińską przed jej śmiercią. Potwierdziła ona prawdziwość relacji Grażyny Lipińskiej, fakt istnienia portretu Tadzia, a także wyraziła zgodę na poszukiwanie pamiątek po nim. Udało się odnaleźć portret chłopca (tzw. monidło) i jego zdjęcie wraz z matką. Fotografia Zofii i Tadeusza Jasińskich została przekazana w depozyt do Muzeum Pamięci Sybiru. Ogromna waga znaleziska sprawiła, że kierownictwo Muzeum zdecydowało o wkomponowaniu go w wystawę stałą placówki.
Pamięć
W październiku 2006 wrocławska rada miejska zdecydowała uhonorować jego pamięć, nazywając jeden z bulwarów położonych przy miejskiej fosie Bulwarem Tadka Jasińskiego. W 2010 r. jego imię nadano ulicom w Sochaczewiw, Kędzierzynie-Koźlu oraz w 2017 r. w Białymstoku ulicy położonej nieopodal ulicy Orląt Grodzieńskich. Uchwałą Rady Miasta Świdnik z dnia 28 października 2010 w sprawie nadania nazwy ulicy w Świdniku, jednej z ulic na terenie miasta nadano nazwę ul. Tadzia Jasińskiego. Postanowieniem Prezydenta RP z dnia 14 września 2009, za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, za wykazane bohaterstwo podczas obrony Grodna we wrześniu 1939, został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Smutnym faktem pozostaje, że w Polsce nie ma jednak ani jednej szkoły jego imienia.
Wiemy , że Żydzi cieszyli się z upadku II RP .
A teraz w filmie o obronie Grodna
bohaterem zostaje jakiś Żyd .