INFORMUJEMY, NIE KOMENTUJEMY

© 2020-2021 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Centralna Agencja Informacyjna

15:57 | piątek | 22.11.2024

© 2020-2023 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Polska odpłata za niemiecką butę

Czas czytania: 5 min.

Kartka z kalendarza polskiego

22 listopada

Jan Kazimierz w słuckim pasie

20 listopada 1648 Chwalcie usta Pannę Marię!Już więcej nie wierzęAni w działa, ni w husarię,W zbroje, ni w pancerze.Za nic wszystkie mi potęgi,Wojsk ogromnych chmura,Za...

Koniecznie przeczytaj

26 września 1943 r.

Jest kłamstwem, że Niemcy czuli się zastraszeni przez nazistów. Chcieli „przestrzeni życiowej” i pchali się jako osadnicy do Polski, zajmując domy Polaków. Czuli się panami. Polacy przekonali ich, że tak nie jest.

- reklama -

W okupowanej przez siebie Warszawie Niemcy czuli się panami, ale też rychło przekonali się, że o ile mogą zabić każdego, mogą też zginąć. Nawet za to, że są Niemcami. Tak było w przypadku Akcji Wilanów, przeprowadzonej przez Oddział Specjalny „Osjan” oraz Batalion „Zośka” i kompania wydzielona Agat 26 września 1943 r., a wymierzonej w niemieckich osadników sprowadzonych do Wilanowa i Kępy Latoszkowej (dziś południowa część Wilanowa).

Od razu trzeba zaznaczyć, że niemieccy osadnicy nie byli niewiniątkami – współpracowali z niemieckim okupantem, szpiegowali i donosili na Polaków, a także przyczynili się do aresztowania żołnierzy AK. Pomimo tego, żołnierze Zośki nie chcieli brać udziału w akcji polegającej m.in. na paleniu wsi. Wojsko to wojsko i udało im się uzyskać tylko tyle, że zostali skierowani wyłącznie do działań bojowych.

Plan zakładał, że żołnierze z Osjana zaatakują niemieckich kolonistów w Kępie Latoszkowej, a w tym czasie żołnierze Zośki „zajmą” żandarmów i żołnierzy niemieckich w Wilanowie.

- reklama -

Dowódcą mianowano Władysława Cieplaka ps. Giewont, który otrzymał rozkaz wykonania uderzenia cztery dni przed planowaną akcją. Rozpoznanie należało do Karola Kwapińskiego i Eugeniusza Koechera, a przygotowanie broni do Andrzeja Długoszowskiego.

26 września wieczorem żołnierze oddzielnymi drogami dotarli na miejsce zbiórki na cmentarzu w Wilanowie.

Pechowa akcja

- reklama -

Jako pierwsi miejsce koncentracji opuścili żołnierze z grupy lotnicy. W drodze zostali oświetleni przez reflektory kolejki, a w rejonie bramy pałacowej ostrzelani przez niemieckich lotników idących z przeciwnej strony. Rozpoczęła się wymiana ognia, padło ranionych trzech żołnierzy (jedną z rannych była Wanda Głuchowska „Justyna”). Szturmowcy najpierw obrzucili sąsiadujący z kordegardą rejon wejścia na pałacowy dziedziniec gospodarczy filipinkami, następnie rozpoczęli ostrzał z peemu. Udało im się wedrzeć do budynku, ale okazało się, że był on pusty. Szturmowcy otrzymali rozkaz zabrania rannych. Podczas wycofywania się, kiedy żołnierze Luftwaffe ostrzeliwali żołnierzy z parku, nadszedł rozkaz odwrotu. Myśląc, że koledzy zabiorą rannych, sami się ewakuowali, pozostawiając rannych towarzyszy broni samych. Następnego dnia rano ciała dwóch żołnierzy odnaleziono pod kordegardą.

Grupa Streifa opuściła miejsce zbiórki zaraz po lotnikach. Żołnierze mieli zaskoczyć niemieckich wartowników, ale strzały od strony kordegardy uniemożliwiły im zaskoczenie Niemców oraz zdobycie nad nimi przewagi. Zostali ostrzelani przez wartowników posterunku. Panująca tej nocy ciemność powodowała, że nie było widać ani ostrzeliwujących, ani ostrzeliwanych. W tej sytuacji Andrzej Romocki „Morro” wysłał dwóch szturmowców na tył Streify i kazał im rzucić w stronę nieprzyjaciela butelki zapalające. Dzięki temu dojrzeli żandarmów, a sami pozostali niewidoczni. Gdy w końcu dostali się do środka, wartowników już nie było.

W momencie gdy grupa posterunek I zbliżała się do drutu kolczastego, otaczającego posterunek żandarmerii, padły pierwsze strzały. Wcześniejsze strzały oraz problemy z przecięciem drutu spowodowały, że im też nie udało się zaskoczyć wroga. Gdy dostali się na teren ogródka, zostali zaatakowani przez Niemców. Trzech żołnierzy wdarło się do budynku i obezwładniło policjantów. Natomiast inni z grupy kontynuowali atak z dworu. Wrzucili butelki zapalające, które się nie zapaliły, rzucili więc filipinkę. Wybuch ogłuszył Eugeniusza Koechera – Kołczana, padł zabity Kazimierz Chruściński „Kazik”, a ranny został Juliusz Bogdan Deczkowski „Laudański”. Wywiązała się zacięta walka, podczas której został ranny Józef Pleszczyński „Ziutek” oraz Andrzej Samsonowicz „Xiążę”. Na pomoc walczącym przybyli Andrzej Długoszowski „Długi” i Wiesław Krajewski „Sem” i dzięki ich pomocy posterunek został zdobyty.

Gdy nadszedł nakaz odwrotu, wśród żołnierzy zapanowała dezorganizacja. Pozostawili, pierwszy i ostatni raz w historii baonu „Zośka”, rannych kolegów. Grupa z Janem Kopałką „Antkiem”, Tadeuszem Szajnochem „Cielakiem”, Janem Wiśniewskim „Strzegoniem” i Ryszardem Zalewskim „Wojdakiem” odeszła w kierunku cmentarza, a następnie w kierunku Wisły. Grupy ubezpieczenie I pod dowództwem Stanisława Nowińskiego „Niesza” i grupa Sławomira Bittnera „Maćka” (który nie miał w ogóle brać udziału w akcji) same wycofywały się do Warszawy. Po drodze, widząc nadjeżdżających Niemców, schowali się w polu kapusty, po czym ruszyli w stronę stolicy.

Jedynie szturmowcy z grup posterunek I, posterunek II, częściowo Streify i lotników pod dowództwem Krystyna Strzeleckiego „Zawała” wycofywali się według planu. Po dotarciu do grupy przeprawa, barką oraz dwiema łodziami rybackimi przedostali się na drugą stronę Wisły i trafili do kryjówki. Nad ranem małymi grupkami powrócili do Warszawy.

Ciężarówką, prowadzoną przez Sema, w kierunku Chylic jechała grupa rannych wraz z „Morro”, który odpowiadał za ewakuację oraz transport zabitych. W obawie przed niemieckim atakiem jechali po ciemku, bez włączonych reflektorów, przez co wjechali na szlaban. Jazdę utrudniała też pęknięta chłodnica, przez co musieli robić przerwy, by ochłodzić przegrzany silnik. Podczas jednego z postojów nadjechał wóz strażacki, który zatrzymał Andrzej Morro. Część rannych wsiadła na wóz, a pozostali do ciężarówki holowanej przez samochód strażacki. W trakcie drogi zmarł „Ziutek”. W Chylicach doktor Brom wraz z sanitariuszkami zajął się rannymi oraz pochował dwóch poległych.

Pyrrusowy sukces

Choć samą akcję żołnierze Zośki wspominali źle, to jednak spełniła ona swoje zadanie. Udało się osłonić atak Oddziału Specjalnego w Kępie Latoszkowej, zabito około dwunastu Niemców oraz zdobyto: pistolet maszynowy, sześć karabinów, cztery granaty, sześć hełmów, dwa magazynki oraz bagnet.

Na tak chaotyczny przebieg akcji złożyło się kilka czynników. Pojawiły się błędy w rozpoznaniu, Antek oraz „Morro” osobiście nie sprawdzili obiektów, które mieli atakować. Czas pomiędzy wydaniem rozkazu a jego wykonaniem był zbyt krótki. Godzina wyznaczona na początek akcji była zbyt wczesna, kursował tramwaj oraz kolejka, której światła oświetliły grupę lotników. Poza tym, niespodziewanie pojawił się w grupie lotników Maciek i samowolnie przejął dowództwo od Antka, co nie pozostało bez wpływu na wykonanie zadania. Jak zauważył po akcji Władysław Cieplak, “Hasłem rozpoczęcia akcji powinny być pierwsze strzały grupy lotników.”, gdy to Niemcy pierwsi otworzyli ogień.

A akcja w Kępie Latoszkowej? Tej samej nocy we wsi spalono cztery domy i zabito 12 osób związanych z działalnością antypolską, w tym trzech granatowych policjantów oraz rodzinę i współpracowników Augusta Friedricha Borauna, przywódcy NSDAP w osadzie. Niemcy przekonali się, że nawet pod bokiem gestapo nie są bezpieczni i za posyłanie Polaków na śmierć sami mogą zapłacić życiem.

Śledź nas na:

Czytaj:

Oglądaj:

Subskrybuj
Powiadom o

0 komentarzy
oceniany
najnowszy najstarszy
Wbudowane informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze
reklama spot_img

Ostatnio dodane

Jan Kazimierz w słuckim pasie

20 listopada 1648 Chwalcie usta Pannę Marię!Już więcej nie wierzęAni w działa, ni w husarię,W zbroje, ni w pancerze.Za nic...

Przeczytaj jeszcze to!

0
Podziel się z nami swoją opiniąx