Donald Tusk jest formalnie przywódcą liczącej się formacji w Parlamencie Europejskim, znanej z wrogości wobec Polski i z kolejnych prób jej „zagłodzenia” oraz obalenia legalnie wybranych władz RP.
De facto jest niemieckim lobbystą, wspierającym działania niemieckie, których celem jest uczynienie z Polski kondominium niemiecko-rosyjskiego lub – w zależności od przebiegu wojny na Ukrainie – dominium niemieckiego.
W pierwszy dzień po Wielkanocy lobbysta Tusk znów zaatakował. Napisał na Twitterze: „PiS chce sprzedać część naszego przemysłu naftowego Węgrom. Kaczyński twierdzi, że w USA sfałszowano wybory, a Morawiecki wspiera Le Pen i atakuje Unię. Plany pisane obcym alfabetem”.
Co do „sprzedaży” naszego przemysłu naftowego Węgrom, to – pomijając oczywistą bzdurę – należałoby Tuskowi wytłumaczyć, że „kapitał nie ma narodowości”, co z wielkim zapałem tłumaczył kiedyś przed kamerami… Donald Tusk. Generalnie można się zgodzić z tym jego „niedzisiejszym” objawieniem, pod warunkiem, że nie sprzedaje się żadnej części polskiego przemysłu Rosji, śmiertelnemu wrogowi naszej niepodległości od kilkuset lat.
Co do rzekomego twierdzenia, że Jarosław Kaczyński uważa, iż wybory w USA zostały sfałszowane, to należy wyrazić ubolewanie, że Kaczyński hoduje kota a nie psa, bo psem mógłby poszczuć kłamcę przy najbliższej okazji, kotem się nie da… W rzeczywistości Jarosław Kaczyński nigdy nie wyraził przypisywanej mu przez Tuska opinii, wyraził natomiast w jednym z wywiadów dezaprobatę, że administratorzy popularnego komunikatora internetowego ocenzurowali urzędującego prezydenta USA, co rzeczywiście było karygodne i godne potępienia przez każdego normalnego człowieka, któremu bliska jest wolność słowa i demokratyczne standardy.
By być dokładnym, przypomnijmy, co Kaczyński powiedział wówczas: „Jest bardzo wiele przykładów tego ograniczenia wolności. Dzisiaj w centrum uwagi jest to, co zdarzyło się w Stanach Zjednoczonych, odebranie głosu urzędującemu prezydentowi. Ale przecież różnego rodzaju działania, które zmierzają do tego, by ludzie o poglądach konserwatywnych […] nie mogli się bezpiecznie wypowiadać, ponosili negatywne konsekwencje, daleko idące, dzisiaj bywa nawet, że karne swoich wypowiedzi, swoich poglądów. Wobec tego pogląd, którego nie można wypowiadać, to nie jest żaden pogląd”.
„Morawiecki wspiera LE Pen i atakuje Unię” – pisze lobbysta. Zważywszy na fakt, że formalnie jest ciągle „polskim” przedstawicielem w Unii, takie demagogiczne i kłamliwe twierdzenia demaskują jego moralny upadek. Premier Mateusz Morawiecki nigdy nie atakował Unii, nigdy nie proponował wycofania się z niej Polski. „Polexit” podrzucają mu ciągle złośliwie jego wrogowie. Nieustannie podkreśla, w każdym wystąpieniu, potrzebę jedności i współpracy państw Unii. Nawet kiedy pojechał w słynnej wojennej wyprawie czterech premierów do Kijowa, to uznał za konieczne powiedzieć już na samym początku nocnego brifingu, że tę podróż omawiał także z Ursulą von der Leyen, co nie było konieczne, ale takie są fakty. Premier nie atakuje Unii, tylko domaga się od Unii tego, co należy się Polsce, a co jest nielegalnie wstrzymywane przez Niemców i ich unijny, międzynarodowy plankton.
Co do popierania Marine Le Pen, to łatwo zauważyć, że polskie władze, na czele z premierem, zachowują wobec wyborów we Francji nadmierną wstrzemięźliwość. Głos z Polski, wynikający z polskiego interesu narodowego, powinien być jednoznaczny: popieramy panią Le Pen! Dlaczego? Le Pen deklarowała wielokrotnie, że przeciwstawi się próbom dominacji Niemiec w Unii. Le Pen podkreśla, że prawo krajowe ma pierwszeństwo nad prawem unijnym. Kiedyś pozwoliła sobie nawet na stwierdzenie, że jest “anty-Merkel”… Francja pod kierownictwem Le Pen byłaby bezcennym sojusznikiem w polskiej walce o obronę naszej suwerenności w niemiecko-unijnej Europie. Trudno się dziwić, że Niemcy i ich spikerzy różnych narodowości nienawidzą Marine Le Pen.
Reasumując: jesteśmy świadkami żałosnego, moralnego upadku lobbysty Tuska. Moim zdaniem, jego „standardy” dotyczące granic i form politycznego sporu, niewiele się już różnią od „standardów” Josepha Goebbelsa.
Niektórzy komentatorzy próbują usprawiedliwiać Tuska pisząc, że swoje kłamstwa skopiował z wpisu twitterowego Tomasza Lisa, a z kolei Lis „pożyczył rewelacje o sfałszowanych – zdaniem Kaczyńskiego – wyborach w USA od jakiejś podrzędnej gazety, która pisał o tym rok temu. Jeśli to prawda, to znaczy, że jest jeszcze gorzej: Tusk jawi się bowiem jako handlarz starzyzną i kompletny polityczny amator. Nie poważny przywódca frakcji parlamentarnej, tylko prymitywny polityczny szczuj.
IV Rzesza Narodu Niemieckiego.
Jesteście kłamliwą szczujnią tak samo jak tvpis