W Polsce o tym cicho sza, ale znana z paradowania w brudnych trampkach minister kultury Hanna Wróblewska wygadała się zagranicą – Polska przygotowuje plan “ewakuacji dzieł sztuki na wypadek wojny z Rosją”.
“Polska przygotowuje plan ewakuacji najważniejszych dzieł sztuki na wypadek ataku Rosji” – poinformował parę dni brytyjski dziennik “Financial Times”, powołując się na wywiad z polską ministrą kultury Hanną Wróblewską. Minister powiedziała, że polski plan “oparty jest częściowo “na doświadczeniach uzyskanych podczas pomocy Ukrainie w ukrywaniu jej dzieł sztuki po rozpoczęciu się rosyjskiej inwazji”. Pomijając niepoprawny politycznie fakt, że owe “ukraińskie dzieła sztuki” to w znaczniej części polskie dzieła sztuki, które po II wojnie światowej pozostały na Ukrainie należącej do ZSRR, wypowiedź Wróblewskiej wskazuje, że przynajmniej niektóre dzieła zostały przywiezione do Polski i tutaj zabezpieczone.
Teraz przygotowując się do wojny, której zgodnie z zapewnieniami rządu nie będzie, Ministerstwo Kultury szykuje “ewakuację” polskich dzieł sztuki. Na razie planowana jest ewakuacja ze 160 państwowych placówek. Ma objąć obrazy, rzeźby, ale także starodruki, rzadkie książki i instrumenty muzyczne. Ministerstwo prowadzi już ponoć rozmowy z państwami, które nasze dobra narodowe zechciałby przyjąć na przechowanie. Wróblewska liczy, że podobne plany i rozmowy podejmą także prywatne muzea i galerie. Być może także te, należące do Kościoła katolickiego, bo komunistom nie wszystko udało się z kościołów zrabować i Kościół katolicki (ale też prawosławny) w Polsce posiada wiele cennych dzieł sztuki.
Brytyjska gazeta nie podaje, dokąd rząd Tuska pilnującego, żeby mu nikt nie sypał piachu w tryby współpracy z Władimirem Putinem, chce ewakuować dzieła sztuki. W przypadku Tuska jednak naturalnym kierunkiem wydaje się Berlin. Niemcy posiadają już przebogatą kolekcję polskich dzieł sztuki. W czasie II wojny światowej “ewakuowali” do siebie z Polski ok. 2,8 tys. obrazów znanych europejskich szkół malarskich, 11 tys. obrazów autorstwa malarzy polskich, 1,4 tys. wartościowych rzeźb, 15 mln książek z różnych okresów, 75 tys. rękopisów, ok. 22 mln woluminów. Wciąż mają jednak “braki”. Dzieł sztuki Niemcy nam oddać nie zamierzają, za to w zamian oddają “inżynierów i lekarzy”. W swojej szczodrości dążą do zwrotu 1:1 – jeden “inżynier” za jedno “ewakuowane” w czasie II wojny dzieło sztuki, a premier Tusk wyraźnie się na to zgadza. A ponieważ we współpracy podjętej z Putinem w 2009 roku coś jednak zgrzyta, to widocznie chce zapewnić Niemcom dodatkowe dzieła na wymianę i “sprzeda” to Polakom jak o “ochronę”. Przyda się, zwłaszcza jeśli Tusk wrócił do strategii obrony przed ruskim atakiem na linii Wisły.