Nie ma pewności, jak czołg, który miał przetrwać wybuch jądrowy, poradzi sobie w konfrontacji z ukraińskim traktorami.
Internet obiegły już zdjęcia karabinów maszynowych z czasów I wojny światowej używanych przez rosyjskie wojsko w atakach na Ukrainę. Sytuacja musi być jednak nieciekawa, skoro Rosja postanowiła wyciągnąć z muzeum i doprowadzić do stanu „używalności” tzw. Obiekt 279.
Cud radzieckiej myśli technicznej
To radziecki czołg o wadze 66 ton, wyposażony w cztery zestawy gąsienic. Czołg ma 11,08 m długości (razem z lufą), 3,4 m szerokości i 2,64 wysokości. Posiada też 1000-konny silnik wysokoprężny 2DG-8M, dzięki czemu może rozpędzać się 55 km/h. Jego zasięg wynosił około 300 km. Grubość jego pancerza dochodzi do 319 mm w przypadku wieży i 269 mm w przypadku kadłuba. No i jest… rudy (bez skojarzeń z filmem, który powstał zresztą po wyprodukowaniu czołgu).
Został zaprojektowany tak, by przetrwać wszystko, łącznie z wybuchem jądrowym (nie wiadomo, jak przetrwać miała załoga w środku), ale nigdy nie wszedł do produkcji. To ma się zmienić.
Wedle ostatnich doniesień, został wyciągnięty z muzeum i zmodyfikowany. Wdrożenie jego produkcji, nawet w przypadku polecenia Putina, może jednak potrwać. No i nie ma pewności, jak czołg, który miał przetrwać wybuch jądrowy, poradzi sobie w konfrontacji z ukraińskim traktorami. Tym mniej zaawansowanym technologicznie szło to średnio.
Fot. You Tube