Niedawno w magazynie „The Nation” dwóch „rdzennych” Amerykanów zastanawiało się, czy Ameryka powinna nadal obchodzić Święto Dziękczynienia? Konkluzja była jasna i do przewidzenia, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę to, że „dyskutowali” ze sobą dwaj zwolennicy culture cancel – niszczenia każdej kultury z wyjątkiem własnej.
(…) Publicysta American Thinker, piszący pod pseudonimem Wolf Howling, stwierdza rzecz oczywistą: „Wielkim kłamstwem stojącym za tą «debatą» jest to, że «kultura tubylcza» epoki kolonialnej była lepsza od kultury zachodniej”. Obu rozmówców nakręcało do wyrażania żalów nie to, że koloniści byli źli, tylko to „że w zderzeniu cywilizacji plemiona indiańskie przegrały”. Przegrały nie dlatego, że Indianie byli bardziej wrażliwi, szlachetni, cywilizowani, trzymali się zasad nawet w najbardziej niesprzyjających im okolicznościach. Lub byli osłabieni szokiem wywołanym konfrontacją z tak prymitywnymi hordami jak Hiszpanie, Francuzi, Anglicy. Nic z tych rzeczy. Jeśli już mówimy o szoku, to raczej w kontekście odczuć kolonistów europejskich, doświadczających „bliskich spotkań” z tubylcami.
Dwudziestego piątego stycznia 1692 r., w zimową, śnieżną noc, mieszkańcy miasteczka York położonego w dzisiejszym stanie Massachusetts, zostali niespodziewanie zaatakowani przez oddział 150 wojowników indiańskich z plemienia Penobscot. Napastnicy właściwie bez walki zajmowali budynki tutejszego garnizonu, zaskoczonego sprawnie przeprowadzoną akcją. Później Indianie rozdzielili się na mniejsze grupy, paląc domostwa i zabijając mieszkańców. Bez względu na wiek oraz płeć. W okropnych męczarniach ginęli starcy i dzieci, mężczyźni i kobiety. Ofiarami agresji Indian z plemienia Penobscot były też… zwierzęta hodowlane, które pozbawiali życia z zawziętością równą tej, z jaką mordowali ich właścicieli. Skalpy zdzierano nawet z główek najmłodszych.
James Adair w 1775 r., napisał książkę „Historia Indian amerykańskich” („The History of the American Indians”). Adair był kupcem handlującym z Indianami i mieszkał w ich kraju przez
40 lat, wżenił się w plemię Chickasaw i przyjął tę kulturę. Jego „obserwacje uczestniczące” potwierdzają skłonność czerwonoskórych do wojen i brutalność. „Preferowaną przez Indian metodą egzekucji – różniącą się nieznacznie w zależności od plemienia – była śmierć w wyniku tortur z użyciem ognia. Śmierć powolna trwająca od kilku godzin do kilku dni i kończąca się skalpowaniem i rozczłonkowaniem”. Ofiara, pojmany w walce jeniec lub ktoś, kogo uznano za wroga plemienia, idąc na miejsce kaźni doświadczała licznych udręk. Ich dostarczycielami były kobiety i dzieci, chłoszczące nieszczęśników pękami suchych trzcin lub gałęziami kolczastych krzewów. „Wybawieniem dla nich byłoby, gdyby ich cierpienia skończyły się tutaj, pod ciosem rózg, lub miłosierny tomahawk dokończył je za jednym zamachem; ale to haniebne traktowanie było jedynie przygrywką”, pisał Adair.
Skłonność do nieustannych, brutalnych wojen wzmacniał trybalizm, który definiował każde społeczeństwo Indian północnoamerykańskich. Plemię łączyło się na zasadzie pokrewieństwa. Dominowało ono nad wszystkimi kwestiami prawa, etyki i moralności. Panowała „moralność Kalego”: słuszne jest wszystko to, co służy mojemu plemieniu. Jakiekolwiek czyny skierowane przeciw niemu, lub za takie przez plemię uznane, należy bezwzględnie karać. Chociażby w sposób wyżej opisany. (…)
Jak naprawdę wyglądała Ameryka Północna przed kolonizacją, czytaj w całym tekście Roberta Kościelnego, dostępnym na stronie www.warszawskagazeta.pl i w tygodniku “Warszawska Gazeta”.