Piotr Szubarczyk
Nawet najbardziej zapiekli przeciwnicy rządu i PiS przyznają, że minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau to profesjonalista. Każde jego wystąpienie robi wrażenie. Emanuje spokojem i żelazna logiką. Nie zdarzają mu się gafy.
Profesor prawa,
nauczyciel akademicki, wieloletni stypendysta i wykładowca na uczelniach w USA, w Wielkiej Brytanii, Holandii, w Niemczech i w Australii. Pracował m.in. w Max-Planck Institut für Geschichte w Getyndze, w Trinity College w Cambridge, na Uniwersytecie Teksańskim w Austin. Jest doskonale przygotowany merytorycznie na stanowisko ministra spraw zagranicznych RP, które piastuje od dwóch lat.
Ma też bogate doświadczenie polityczne. Jako senator był m.in. reprezentantem Polski w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy a jako poseł kierował Komisją Spraw Zagranicznych.
Punktuje precyzyjnie, po profesorsku…
wszelkie naruszenia prawa międzynarodowego przez Rosję.
1 marca zwracał uwagę, że ostrzał miast ukraińskich to zbrodnia wojenna w świetle prawa międzynarodowego, naruszenie postanowień IV konwencji haskiej z roku 1907! Taka chłodna kwalifikacja robi wrażenie, ponieważ nie jest uwikłana w bieżący kontekst polityczny.
4 marca minister wyraził zadowolenie z porozumienia o stworzeniu korytarzy humanitarnych dla ludności cywilnej z bombardowanych i obleganych miast ukraińskich.
Pamięta o historii
25 marca życzył Białorusinom spełnienia marzeń o niepodległej ojczyźnie, z okazji Dnia Wolności: 104 rocznicy proklamowania Białoruskiej Republiki Ludowej. Przypomnijmy, że dla posowieckiej Białorusi fałszywego baćki narodu Aleksandra Łukaszenki dniem „wolności” jest 17 września – na pamiątkę sowieckiego najazdu na Polskę [!], który „wyzwolił białoruskich chłopów i robotników od jaśniepanów polskich”!
Irytacja ministra
Można sobie wyobrazić irytację ministra Raua na wiadomość o skrajnie nieodpowiedzialnym, amatorskim wystąpieniu marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego, który w piątek 25 marca – w dniu, w którym minister gratulował Białorusinom Dnia Wolności – zamieścił na Twitterze swoje kolejne dyletanckie „orędzie”, tym razem do ukraińskiego parlamentu, w którym atakował… własne państwo! Bełkotał o finansowaniu przez Polskę zbrodniczego reżimu Putina! Na szczęście został przez Ukraińców kompletnie zlekceważony, ale niesmak i niepokój pozostały. Trzeba pamiętać, że marszałek Senatu to de facto trzecia osoba w państwie. Jeśli bez konsultacji z MSZ prowadzi ryzykowne, służące tylko jego partii, akcje polityczne, to do czego może być jeszcze zdolny? Jakie może wyrządzić szkody polityczne Rzeczypospolitej przy następnym takim wygłupie?! A może nie wygłupie? Może jest przez kogoś inspirowany? Dlaczego doktor medycyny bierze się za dyplomację i politykę zagraniczną, do czego konstytucja go nie upoważnia?
Niepokój w PO
Szokujące wystąpienie sprowadziło niepokój nawet na polityków PO. Nawet prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski wypowiedział się o nim początkowo krytycznie, nie wymieniając wprost nazwiska Grodzkiego. Jednak to nie Trzaskowski decyduje. Przyszedł walec i wyrównał… Ten walec to Donald Tusk, który bronił Grodzkiego i natychmiast uciszył partyjny plankton. Nietrudno zauważyć, że tezy Grodzkiego były miodem na serce Niemców, którym pół świata zarzuca finansowanie Putina. Czy to dlatego Tusk zajął tak bezkrytyczne stanowisko w sprawie Grodzkiego?
Minister prosi
Tymczasem dziennikarze radia RMF-FM ujawnili fragmenty listu ministra Raua, skierowanego do marszałka Grodzkiego. Minister zwraca Grodzkiemu uwagę, że zgodnie z prawem „politykę zagraniczną Rzeczypospolitej Polskiej prowadzi Rada Ministrów, z którą współdziała w tym zakresie Prezydent RP […]. Ani Konstytucja RP, ani żadna inna ustawa, rozporządzenie czy inny akt prawa nie nadają Senatowi RP uprawnień w dziedzinie prowadzenia polityki zagranicznej”.
„Są sprawy – tłumaczy minister Grodzkiemu – w których trzeba szczególnie ważyć słowa. Są momenty w historii i takiego właśnie doświadczamy dziś, że jedno zdanie za dużo potrafi wywołać poważne konsekwencje […]. Jakiekolwiek skłanianie się ku twierdzeniom, że polski rząd nie wspiera Ukrainy, lecz skrycie współpracuje z Rosją, oznacza obniżenie możliwości obronnych Ukrainy i działanie na korzyść agresora. Konsekwencje nieprzemyślanych słów mogą być ogromne […]. Apeluję, by zamiast atakować polski rząd, skupił Pan swoje wysiłki, wspólnie z Pana obozem politycznym, na działaniach umożliwiających wprowadzenie na poziomie Unii Europejskiej najmocniejszych możliwych sankcji przeciw Federacji Rosyjskiej”.
Przekraczanie kompetencji
przez ludzi kierujących ważnymi instytucjami państwowymi, to niebezpieczna praktyka, która osłabia państwo polskie. Przykładem niedawnym było wysłanie przez prezesa NIK delegacji do Białorusi, bez konsultacji z MSZ, w czasie, gdy na granicy polsko-białoruskiej dochodziło codziennie do prowokacji z udziałem fałszywych „uchodźców”, inspirowanych do awantur przez białoruskie służby specjalne.
Niestety, min. Rau zaliczył niezłą wpadkę, kiedy na konferencji prasowej stwierdził, że swój rozwój Łódź zawdzięcza pracy polskich robotników, niemieckich przedsiębiorców, żydowskich bankierów i władz rosyjskich zabezpieczających bezpieczeństwo. Przecież wymienione nacje o niczym innym nie marzą, także obecnie.