W czerwcu 2011 r. rosyjski resort obrony i Rheinmetall podpisały porozumienie o wybudowaniu i rozpoczęciu działalności szkoleniowej centrum w roku 2013; obiekt miał służyć armii rosyjskiej, ale i Bundeswehrze, która podobnie zaawansowanym obiektem nie dysponowała.
Eksplozja rakiety (dwóch?) w Polsce została, zgodnie z moimi przewidywaniami, zamieciona pod dywan. Przecież nie powinno być ciężko: jest krater i można go pomierzyć i dostępne publicznie są zdjęcia z drona pokazujące ten krater oraz stojący obok zniszczony ciągnik rolniczy. Żeby szacunkowo ustalić wielkość krateru nie trzeba nigdzie jechać, znane w przybliżeniu rozmiary ciągnika trzeba przyłożyć do krateru i mamy przybliżony szacunek jego rozmiarów. Nawet ten przybliżony szacunek pozwala ustalić siłę detonacji, czyli masę ładunku wybuchowego rakiety. To już pozwala wykluczyć niektóre z typów rakiet, które w dużych ilościach przemierzają ukraińską przestrzeń powietrzną. Jeśli dodamy do tego znane już po minutach dane obrazowań radarowych i satelitarnych, wiemy wszystko. Radary mamy w Polsce, są na Ukrainie, satelity obserwujące przestrzeń nad Ukrainą mają wszyscy, którzy mają satelity, a więc przed fachowcami niczego ukryć się nie da.
Zupełnie inną rzeczą jest to, jakiego rodzaju narracją zagospodaruje się opinię publiczną swoją i jakiego rodzaju środkami propagandy wojennej starać się będzie zasiewać zwątpienie w szeregach opinii publicznej wroga. O tym, że pocisk przyleciał z Rosji, świadczy brak zainteresowania władz rosyjskich powszechnie dziś obowiązującą narracją, że pocisk był ukraiński. Rosjanie nie są ludźmi zachodu, ale ludźmi Azji, w pejoratywnym rozumieniu tego słowa. Skutki okcydentalizacji Rosji w wieku XVIII, a zwłaszcza XIX, odnosiły się tylko do elit, a całkowicie zniwelowała je rewolucja i następujący po niej okres 70 lat komunizmu. Patrząc na Rosję dzisiejszą, widzimy Czyngis-chana i Timura, tyle że oderwanych od realiów i dowodzących rozpitym i zdemoralizowanym wojskiem. Działania rosyjskich elit wojskowych nie dają się ani zrozumieć, ani wytłumaczyć, jeśli przyłożymy do nich standardy zachodnie.
Uderzenie w Polskę, zakładam dziś, że celowe, miało na celu przetestowanie determinacji NATO w bronieniu „każdego centymetra ziemi natowskiej”. Ponadto miało poruszyć w konsumpcyjnych społeczeństwach Zachodu głębokie pokłady strachu przed obniżeniem się poziomu życia, a być może nawet jego utratą wraz z majątkiem. Słowem, uaktywnić miało postawy pacyfistyczne i izolacjonistyczne. Przyjęcie narracji o zabłąkanej rakiecie ukraińskiej bądź jej części (sic!) neutralizuje ten cel. Trzeba przyznać, że dosyć sprawnie udało się tę neutralizację połączyć z uniewinnieniem Ukraińców i przypisaniem moralnej odpowiedzialności Rosjanom. Na Zachodzie bez zmian, i tym razem znów wszyscy zadowoleni. Rosjanie jednak nie, bo sromotnie przegrywają tę wojnę. Przed nimi zima, która dla Ukrainy oznacza wydatną poprawę sytuacji militarnej. Generał Mróz, po doświadczeniach dziadostwa armii rosyjskiej, zmienił front i przeszedł na stronę jej wroga. (…)
Czas przeżycia zaopatrzonych w foliowe namioty oraz pozbawionych pożywienia i kufajek mobików można szacować maksymalnie na kilkadziesiąt godzin i to bez uwzględnienia ofiar bombardowań i ostrzałów okopów. Gwałtowny wzrost strat wojennych może spowodować pogłębiający się ferment wśród postsowieckiego społeczeństwa Rosji, więc na Nowy Rok świat może dostać prezent w postaci procesów dezintegracyjnych w Federacji Rosyjskiej. Nie wszyscy będą się cieszyć – kanclerzowi Scholzowi procesy dezintegracyjne w FR przysporzą kolejnej porcji zmartwień, ale jego zmartwienia są przecież naszymi radościami. (…)
Władze polskie, przy wsparciu administracji amerykańskiej i rządu brytyjskiego, powinny wywierać szczególną presję na współwinnych agresji rosyjskiej, a więc na Berlin i Paryż, które przygotowały doskonałe polityczne warunki dla trwającej dziś wojny w formie protokołu mińskiego oraz późniejszego porozumienia Mińsk II (5 września 2014). Porozumienie to, zwane formatem normandzkim, zalegalizowało zdobycze terytorialne Rosji na terenie Ukrainy, co godziło w gwarancje bezpieczeństwa udzielone przez USA, Wielką Brytanię i Rosję w roku 1994 (Memorandum Budapeszteńskie). Anglosasi wywiązują się dziś z przyjętych w 1994 r. zobowiązań pomocą, „Normanowie” niech zapłacą za swoją albo krótkowzroczność, albo głupotę. Niemcy mają okazję siedzieć cicho i płacić, a czy zapłacą za pobyt kolejnej fali uchodźców z własnej kieszeni, czy złupią swoje kolonie na południu Europy po raz kolejny, to już zależy od nich i od ich kolonii. Tym ostatnim doradzałbym wykorzystać moment i nauczyć się od Polaków gestu
Kozakiewicza.
(…) Temat militarnej współpracy niemiecko-rosyjskiej jest w Niemczech i Brukseli tematem tabu, a przecież nie o waciki tu chodziło; Niemcy tworzyły w Rosji nowoczesne wojskowe centra szkoleniowe, wszechstronnie wyposażone w symulatory 3D pod dachem i poligony. Decyzję o zbudowaniu centrum w rosyjskim Mulino podjęto w grudniu pamiętnego 2010 r., co znakomicie wpisuje się w kalendarz etapu budowy Azjopy w tym czasie (jedną z dat w tym kalendarzu jest symbolicznie przyjęta data 10 kwietnia 2010 r.). W czerwcu 2011 r. rosyjski resort obrony i Rheinmetall podpisały porozumienie o wybudowaniu i rozpoczęciu działalności szkoleniowej centrum w roku 2013; obiekt miał służyć armii rosyjskiej, ale i Bundeswehrze, która podobnie zaawansowanym obiektem nie dysponowała.
Wcześniej, w lutym 2011 r., Niemcy i Rosja podpisały memorandum o współpracy w szkoleniu rosyjskiej i niemieckiej kadry podoficerskiej i oficerskiej (za: „Biuletyn Instytutu Zachodniego”, Nr 86/2012). Czy potrzeba czegoś więcej? Pocieszający jest fakt, że 280 milionów euro zainwestowane w niemiecko-rosyjskie centrum zostało, jak się wydaje, wyrzucone w błoto, skoro wyszkolona na symulatorach rosyjska kadra oficerska i podoficerska została przez pomysłowych Ukraińców przetrzebiona jak kury po uderzeniu pioruna w kurnik. Być może Niemcy nie wpadli na to, by w materiałach szkoleniowych dopisać: a) zadań wyuczonych nie należy realizować w stanie upojenia alkoholowego, b) oprogramowanie symulatora nie uwzględnia sytuacji, gdy głównodowodzącymi są psychopaci, idioci i nałogowi alkoholicy.
Polska racja stanu nakazuje nam wszelkimi środkami wspierać plan ostatecznego upadku Federacji Rosyjskiej i jej rozpad na dowolne elementy składowe (przekonał mnie do tego osobiście śp. Władimir Bukowski). Polska racja stanu, nasz kod cywilizacyjny i poczucie przynależności do rodziny narodów europejskich nakazują nam również wszelkimi środkami wspierać plan zakończenia epoki dominacji Niemiec, ale i Francji, w polityce europejskiej, bo układ ten jest dla Europy samobójczy. Osiągnięcie obydwu tych celów możliwe jest jedynie przy zapewnieniu wsparcia administracji amerykańskiej dowolnej maści i barwy.
Aby to się stało, trzeba przekonać elity amerykańskie, że jesteśmy krajem stabilnym i mamy w Polsce rząd polski, a nie berliński czy brukselski, i że jesteśmy w stanie zbudować sojusz państw izolujący nieprzewidywalny i zbrodniczy postsowiecki Wschód od zawsze nielojalnego i antyeuropejskiego Zachodu. Polityczne Trójmorze, do niedawna sen niepoprawnych romantyków, staje się dziś projektem całkowicie realnym, a nawet więcej – koniecznością i obowiązkiem.
Tekst w całości ukazał się w tygodniku “Warszawska Gazeta”. Do nabycia w punktach z prasą w całej Polsce.