Wydaje mi się, że Polacy coraz wyraźniej dostrzegają aktywną rolę Niemiec dążących do obalenia polskiego rządu, który przecież ma demokratyczny mandat. Wielu naszych rodaków coraz bardziej to oburza, ponieważ ton, jakim posługują się niemieccy dziennikarze i politycy coraz bardziej kojarzy się z genetycznym niemieckim rasizmem.
Ludziom posługującym się zasadami racjonalnego myślenia o wiele łatwiej jest wyciągać logiczne wnioski i wskazywać przesłanki, na których są one oparte. W toczącym się w Polsce ostrym konflikcie politycznym, który śmiało możemy nazwać wielką bitwą o naszą suwerenność, obóz patriotyczny ma jedną wielka przewagę. My po odłożeniu na bok emocji możemy w sposób racjonalny przedstawiać własne racje i dowody, podczas gdy obozowi narodowej zdrady pozostała już tylko gra na emocjach i wzbudzanie najniższych instynktów. Oczywiście w ich narracji królują kłamstwo i manipulacja, bo przecież inaczej być nie może. Kierowani emocjami wszyscy oburzamy się działaniami opozycji obliczonymi na atakowanie Polski na arenie międzynarodowej i zabieganiem o różnego rodzaju kary i sankcje dla naszego kraju. Jednak podchodząc do sprawy racjonalnie, dzisiejsze być albo nie być totalnej opozycji uzależnione jest wyłącznie od takiej wrogiej polskiemu państwu postawy.
Wyobraźmy sobie przez chwilę, że politycy totalnej opozycji przestają wisieć na klamce Berlina i Brukseli i w swoich politycznych deklaracjach przelicytowują PiS obiecując jeszcze twardszą obronę polskich interesów w UE oraz demonstrują gotowy projekt dokumentu, który po objęciu władzy obiecują przedstawić Berlinowi domagając się należnych Polsce reparacji wojennych. W oczywisty sposób nie mogą tego dzisiaj zrobić, ponieważ nawet w polityce istnieje pewna granica kłamstwa, po której przekroczeniu trafia się na śmietnik historii. Nie jest to jednak do końca polityczne science fiction, ponieważ w kampanii wyborczej 2005 roku Platforma Obywatelska wielokrotnie przelicytowywała PiS obiecując Polakom jak to dzielnie będzie walczyć z korupcją i bezlitośnie dekomunizować. Za całe zło zdaniem PO w tamtym czasie odpowiadali postkomuniści z SLD, którzy dzisiaj z rekomendacji Platformy trafili do Parlamentu Europejskiego i tak jak towarzysz Leszek Miller przemawiają na antyrządowym wiecu stojąc u boku Tuska. Zabrzmi to dzisiaj jak fragment kabaretowego występu, ale ówczesna PO opisując w programie swoją wizję modelu państwa przekonywała, że:
– „najlepszy z możliwych to taki, w którym ład zbiorowy chroniony jest dzięki tradycji rodziny, sile instytucji religijnych i politycznych, zaś życie gospodarcze niesie postęp dzięki temu, że rządzi się regułami wolności i konkurencji”.
To był 2005 rok, czyli pierwszy rok naszego członkostwa w UE, więc w oczywisty sposób Tusk i jego ferajna mogli kłamać i pleść te wszystkie androny, ponieważ program partii pisany był jeszcze przed przystąpieniem Polski do UE. Nie znali jeszcze wtedy twardych wytycznych i rozkazów płynących z Berlina określających prawdziwą rolę polskiego członkostwa. Kiedy w 2007 roku doszli do władzy przekonaliśmy się, co z tych wcześniejszych programowych zapowiedzi pozostało. Tradycyjna rodzina to dzisiaj dla nich małżeństwa homoseksualne, a zamiast siły instytucji religijnych mamy zapowiedź „opiłowywania katolików”. Tak jak już wspomniałem istnienie Tuska i jego ferajny w dzisiejszej polityce możliwe jest tylko poprzez wiszenie na klamce Berlina i Brukseli. Oderwanie się od tej klamki natychmiast zakończyłoby się wycofaniem poparcia przez Niemcy i przełożeniem wajchy przez całą antypolską machinę medialną. Mówiąc w największym skrócie: polityczne istnienie totalnej opozycji z jej führerem Tuskiem na czele oparte jest tylko i wyłącznie na ich stałej gotowości do zdrady, czyli wykonywaniu poleceń niemieckiego protektora.
Trzymając się nadal zasad racjonalnego myślenia, Tusk i totalna opozycja postępują logicznie. Oni wiedzą, że tylko twarda obrona interesów niemieckich może zapewnić im otrzymanie zewnętrznych znamion władzy w Polsce. Oczywiście władzy słabej, bo podporządkowanej Berlinowi, ale zapewniającej możliwość robienia indywidualnych karier i, co najważniejsze, trzepanie kasy. Jednak nie mogą tego Polakom powiedzieć wprost i stąd te wszystkie bajeczki nafaszerowane hasłami o obronie praworządności, uczciwości, niepodległości, demokracji oraz standardów i wartości europejskich oraz straszenie polexitem.
Przy takim totalnym zakłamaniu musi dochodzić do sytuacji komicznych jak ta podczas wiecu zwołanego przez Tuska, kiedy tuż po przemówieniu członka Biura Politycznego KC PZPR, towarzysza Leszka Millera przed mikrofonem stanął Zbigniew Hołdys opowiadając jak to obalał komunę. Jak widać Millera nie udało mu się obalić. Jako przykład walki z komuną Hołdys opisywał kiedyś w felietonie, jak to podczas tournée po ZSRR z Marylą Rodowicz zbuntował się i sam wrócił do Polski. Okazało się jednak, że to Rodowicz zwolniła swojego gitarzystę za pijaństwo, ponieważ zamiast komuny obalał od samego rana flaszkę za flaszką.
A teraz przeanalizujmy bez emocji tocząca się wojnę hybrydową wydaną Polsce. Skoro instytucje europejskiej są narzędziem Berlina, a Berlin wyraźnie flirtuje z Rosją Putina to chyba nie powinno być dla nas zaskoczeniem, że w finalnej fazie konfliktu atakowani jesteśmy bezpardonowo zarówno z zachodu jak i ze wschodu, a dla osłabienia czy wręcz sparaliżowania wewnętrznego oporu przysłano do Polski zdrajcę Tuska. Założono chyba jednak zbyt optymistycznie, że odporność społeczna Polaków na manipulacje jest bardzo słaba. Moim zdaniem z tą odpornością nie jest do końca tak źle, zwłaszcza że spora cześć tych manipulatorów coraz częściej wychodzi na głupków i zwykłych kretynów. I tu aż prosi się o podanie kolejnego przykładu.
W tym wyścigu o tytuł najwierniejszego lokaja Berlina niektórzy tak się zatracili, że postradali rozum. W krytyce wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który uznał prymat polskiej konstytucji nad prawem unijnym redaktor naczelny niemieckiego „Newsweeka”, Tomasz Lis posunął się do tak debilnego przykładu, że tylko siąść i płakać. Na Twitterze napisał:
– „Gdyby któreś z naszych województw zadeklarowało, że polskie prawo w nim nie obowiązuje, to państwo polskie musiałoby zareagować stanowczo. Podobnie z UE. Musi ostro zareagować, nie na złość, ale dla ocalenia całej instytucji i projektu”.Jak widzimy Lis już dziś widzi Polskę w roli województwa, czyli jednostki administracyjnej państwa europejskiego, które przecież póki co istnieje tylko w głowach takich nawiedzonych idiotów jak Lis. On już nie potrafi odróżnić państwa od organizacji międzynarodowej, która państwem przecież nie jest. To nie jest upadek dziennikarstwa, ale totalna porażka rozumu. Jeżeli oni już dzisiaj widzą Polskę w roli województwa będącego tylko jednostką administracyjną federalnego państwa europejskiego rządzonego przez Niemcy to znaczy, że mamy mieć mniej do powiedzenia niż kolonia czy na przykład taki obwód astrachański w Federacji Rosyjskiej. W zasadzie Lisowi należałoby gorąco podziękować i pogratulować głupoty, dzięki której Polacy dowiadują się, w jakiej roli widzi nasz kraj „arystokracja dziennikarska”, do której jak pamiętamy zaliczył Lisa zdrajca Jaruzelski. Podziękowania należą się też antypolskim mediom za to, że kreują wyjątkowo głupich celebrytów – głownie aktorów – na osoby, które rzekomo wszystko wiedza lepiej, szczególnie, jeśli chodzi o politykę. Im więcej nagłaśnianych idiotycznych wypowiedzi tych wszystkich Jand, Ferencych, Stuhrów, Chyrów i Ostaszewskich, tym lepiej. Paradoksalnie, jeżeli uda nam się obronić suwerenność Polski to w dużej mierze będziemy zawdzięczali to także tym wszystkim „znanym i lubianym” pożytecznym idiotom, którzy szybciej mówią niż myślą. Bardzo dobrze, że postawiono akurat na popularnych aktorów, a nie na wziętych ślusarzy, szewców czy stolarzy, którzy zapewne maja więcej oleju w głowie niż ci pożal się Boże celebryci.
I na koniec jeszcze o polexicie, który postrzegany jest przez totalną opozycje jako bomba zdetonowana przez Tuska, która wysadzi pisowski rząd w powietrze.
Wydaje mi się, że Polacy coraz wyraźniej dostrzegają aktywną rolę Niemiec dążących do obalenia polskiego rządu, który przecież ma demokratyczny mandat. Wielu naszych rodaków coraz bardziej to oburza, ponieważ ton, jakim posługują się niemieccy dziennikarze i politycy coraz bardziej kojarzy się z genetycznym niemieckim rasizmem i traktowaniem Polaków jako podludzi, którym wolno mniej niż niemieckim panom. Jeżeli w ten niemiecki plan coraz wyraźniej wpisują się działania opozycji oraz wspierających ją mediów, to reakcja polskiego społeczeństwa może bardzo zaskoczyć Tuska i jego protektorów. Oby Polacy urządzili im zimny prysznic.
Autor: Mirosław Kokoszkiewicz
Będą wybory i nie tylko popaprańców Polacy powinni opiłować, niech do Niemiec jadą na szparagi.
Ale i pisowskim nieudacznikom pokazać co najmniej żółtą kartkę. Obiecali ukarać winnych miliardowych strat, strat bezpowrotnych. Na obietnicach się skończyło.
Oby ”zimny prysznic” nie zamienił się w ”krwawą łaźnię”…
Taki rudy gamoń już mi tyle obiecał że choć by mi obiecał górę złota to mu nie uwierzę. Już mówił że do Europy nie pojedzie pracować. Wieku emerytalnego nie podniesie a podniósł. Na dodatek na dzień dzisiejszy okradł mnie z 25000zł.