Trump chce zamknąć ten front, by rozwiązać sobie ręce w rozgrywce z Chinami na Pacyfiku. Europa marzy o powrocie do interesów z Rosją. Wojny dość mają również sami Ukraińcy, do których zaczyna docierać, że jej wygranie, rozumiane jako wyparcie Rosjan z zajętych terenów, jest zwyczajnie niemożliwe.
Przede wszystkim nie sądzę, by Zełenski był aż tak głupi, by przypuszczać, że uda mu się zaszantażować Trumpa, robiąc smutne oczy, przypominając po raz tysięczny o ukraińskich ofiarach, strasząc Rosją i na tej podstawie mnożąc kolejne żądania. Takie numery były skuteczne z Dudą, Morawieckim czy – w mniejszym stopniu – z politykami zachodnioeuropejskimi i Bidenem. Donald Trump jednak zdążył wysłać wcześniej wiele sygnałów mówiących jasno, że z nim podobne zagrywki nie przejdą. (…) Patrząc na to wszystko, nie sposób nie zapytać: co temu Zełenskiemu odbiło? Otóż sądząc po niemal jednobrzmiących reakcjach, jakie po fiasku rozmów w Białym Domu popłynęły z Brukseli i europejskich stolic oraz ze strony liberalno-lewicowego komentariatu, nic mu nie odbiło. Była to najprawdopodobniej skalkulowana na zimno prowokacja, w ramach której Paryż, Berlin i Bruksela (z Londynem w tle) wystawiły Zełenskiego w charakterze prowokatora. Zapewne Zełenski usłyszał jakieś zachęty i „gwarancje” w stylu „panie Wołodymyrze, pan się nie boi, cała Unia za panem stoi…” – i Zełenski w to wszedł, dał się podpuścić. (…) twarde realia są takie, że Europa może udzielić Ukrainie pomocy humanitarnej, jakiejś finansowej kroplówki, ale nie wsparcia militarnego – a na pewno nie w rozmiarach, które pozwoliłyby Ukrainie na skuteczną obronę. Bez amerykańskiego parasola Ukrainę czeka w przeciągu kilku miesięcy klęska – a przecież nie chodzi o to, by Ukraina znalazła się w całości pod rosyjskim panowaniem, bo to równałoby się przekreśleniu marzeń o przyszłych interesach. Dlatego też Zełenski na szczycie w Londynie usłyszał do Keira Starmera i Marka Rutte, że ma się z Trumpem jakoś dogadać.
Cały tekst Piotra Lewandowskiego o wojnie na Ukrainie – w tym kulisy planów Unii – tylko w najnowszej “Warszawskiej Gazecie”. Już w sprzedaży!
