Środa, 13 maja 1981
Trzynasty maja 1981 – rocznica objawienia Maryi w Fatimie, to jeden z ważniejszych dni w powojennej historii Polski. Tamtego dnia cudem nie doszło do tragedii.
Trzynastego maja o godzinie 17.00, jak co środę papież Jan Paweł II rozpoczął audiencję generalną dla pielgrzymów z całego świata zebranych na Placu Świętego Piotra. Odkrytym samochodem przejeżdżał wolno wśród tłumów, ściskając ręce ludziom i błogosławiąc.
O godz. 17.19 padły strzały. Turecki zamachowiec Mehmed Ali Ağca mierzył głowę papieża, ale Jan Paweł II wziął na ręce małą Sarę Bartoli, która lekko przysłoniła papieża. Zamachowiec opóźnił oddanie strzału, ale i tak trafił. W końcu był „fachowcem”. Oddał trzy strzały. Jedna kula trafiła papieża w brzuch. Druga w prawy łokieć. Trzecia, która przebiłaby aortę powodując natychmiastową śmierć, odbiła się od palca papieża.
Jednak rana w brzuch była bardzo poważna. Papież natychmiast został przewieziony Polikliniki Gemmelli. Jan Paweł II był w krytycznym stanie. Stracił 3/4 krwi. Konieczna była transfuzja. Pierwsza się nie udała. Krew do drugiej natychmiast oddali lekarze z kliniki. W trakcie operacji okazało się, że kula przeszła przedziwnym torem. Kilka milimetrów dalej i największy geniusz chirurgiczny byłby bezradny..
W tym czasie tysiące ludzi na Placu Świętego Piotra, w rzymskich kościołach i pod polikliniką modliło się o życie papieża. Kiedy, ok. 20tej do mediów napłynęła pierwsza, uspokajająca informacja, że papież żyje, operacja jeszcze trwała. Dopiero o 01.00 w nocy, już w czwartek, szpital poinformował, że operacja się udała, a papież został przewieziony na salę reanimacyjną. Jan Paweł II odzyskał przytomność rankiem 14 maja. Już w niedzielę, 17 maja czuwający pod szpitalem i na Placu Św. Piotra wierni mogli usłyszeć nagranie wystąpienia papieża. Oprócz modlitwy usłyszeli od papieża, że modli się za dwie osoby, które także zostały ranne w zamachu na jego życie, ale i za zamachowca. Papież przeżył, ale już nigdy nie wrócił do pełni zdrowia.
Mehmed Ali Ağca został złapany niemal od razu po oddaniu strzałów. Po aresztowaniu przedstawiał różne wersje i motywy swego czynu. Został skazany na karę dożywotniego pozbawienia wolności, ale nie zamknęło to kwestii zamachu, jaki przeprowadził.
Zamachowców było więcej
Do dziś pomimo licznych śledztw, prowadzonych przez specjalne służby, „wprawionych w bojach” dziennikarzy, prokuratorów i sędziów, niewiele dało się ustalić. Kilka faktów jednak wiadomo.
Wśród nich jednym z ważniejszych jest to, że Ali Ağca nie działał sam, ani nie był sam na Placu Św. Piotra. Miał wspólników i to wspólników „aktywnych”. Ekspertyzy balistyczne wykazały bowiem, że do papieża strzelano z kilku kierunków. Na zdjęciach z tamtego dnia włoscy prokuratorzy zidentyfikowali czterech ludzi, jak się okazało – wspólników Ağcy. Na Placu Świętego Piotra byli: Oral Celik, o którym Ağca mówił, że był mu jak „brat”. (To Oral wprowadził Ağcę do Szarych Wilków i odegrał ważną role w wyciąganiu Ağcy z tureckiego więzienia. To z nim Ali Ağca przez blisko rok ustalał szczegóły zamachu).
Celik i Ağca cały czas pozostawali w kontakcie wzrokowym. Zgodnie z ich ustaleniami, strzelać miał zacząć ten z dogodniejszą pozycją. Nie udało się ustalić z całą pewnością, czy Celik też strzelił. Istnieje jednak prawdopodobieństwo, że tak było i że to jego kule trafiły papieża w łokieć i palec.
Zadaniem trzeciego zamachowca – Omara Aya było rzucenie w tłum granatów hukowych w celu wywołania paniki. Ay granatów nie rzucił.
Czwartym zamachowcem był Sedat Sirri Kadem, przyjaciel Ağcy z dzieciństwa. Ağca długo ukrywał jego udział w zamachu. Został on potwierdzony dzięki zeznaniom innego Turka – Yalçına Özbeya. Miał strzelać, gdyby papież pojawił się w jego pobliżu.
Kto?
Teoretycznie sprawa wydawała się więc prosta – islamscy fanatycy z terrorystycznej organizacji, mającej już niejedno życie na sumieniu, postanowili pozbyć się przywódcy „niewiernych”, w dodatku zaangażowanego chociażby w dialog z judaizmem. Tyle, że sprawa wcale prosta nie była. Zamachowcy byli tylko wykonawcami i to nie poleceń szefostwa organizacji. Dziś wiadomo, że ich długie przygotowania miały charakter głównie „teoretyczny”. Rzecz szokująca przy organizowaniu tego typu „przedsięwzięcia”.
Zamachowcy nie znali miasta, ani Watykanu, a przecież to podstawowa kwestia przy organizowaniu ucieczki – musieli liczyć się z pościgiem.
Mało tego –nie wiedzieli, jak przebiegają audiencje generalne, a Ağca po raz pierwszy zobaczył papieża 10 maja.
Tych informacji dostarczyli im „lepiej zorientowani” Bułgarzy: Sotir Kolev, Sotir Petrov i Bayramik. W rzeczywistości odpowiednio – Todor Stojkow Ajvazov, Jelio Kolew Wasiliew oraz Sergiej Antonow. Tylko Antonow w 1982 r. czostał aresztowany i w 1985 r. stanął przed włoskim sądem, który zwolnił go rok później. Przez lata zaprzeczał swojej obecności na Placu Świętego Piotra 13 maja 1981 roku. Przez lata kłamał. Po wielu latach od tamtych wydarzeń włoscy śledczy dotarli do zdjęcia, na którym wyraźnie widać Antonowa. Zgodnie z planem miał on po zamachu czekać na całą czwórkę przy ulicy Conziliazione. Zamachowcy mieli zostać przewiezieni do bułgarskiej ambasady a stamtąd tego samego dnia opieczętowanym jako bagaż dyplomatyczny (a więc nie podlegającym kontroli Tirem) do Bułgarii lub Jugosławii. Tu właśnie zaczyna się „bułgarski ślad”.
W każdym przypadku papież musiał zginąć
Polska „ulica” wbrew oficjalnym komunikatom odpowiedzialnością za zamach od razu obarczyła „ruskich”, czyli władze ZSRR. Pomimo, że do dnia dzisiejszego nie udało się ustalić zleceniodawców zamachu, wiele wskazuje, że miała rację, a bułgarski ślad wiedzie prosto na Kreml.
Potwierdzają to nie tylko zeznania szefów bułgarskiego wywiadu (w końcu mogli kłamać) ale i ustalenia śledczych. Wiadomo, że trzy dni przed zamachem, Todor Stojkow Ajvazow, który pracował w Rzymie jako kasjer bułgarskiej ambasady, spotkał się na Placu Świętego Piotra z Alim Ağcą, co w końcu potwierdził sam Ağca, przy okazji dodając, że to właśnie Ajvazow był koordynatorem całej operacji. To właśnie wtedy Ali Agca po raz pierwszy zobaczył Jana Pawła II (papież wyjeżdżał z Watykanu). Podczas tego spotkania zamachowcy ustalili, że gdyby 13 maja coś poszło nie tak, zabiją Jana Pawła II w niedzielę – 17 maja podczas audiencji generalnej używając do tego broni snajperskiej.
Czy w świetle tych ustaleń jest możliwe, by Ağca dokonał zamachu samodzielnie, jako muzułmanin i członek terrorystycznej organizacji? Zazwyczaj, jeśli się kogoś nienawidzi, zbiera się o nim informacje. Tymczasem główny zamachowiec do tego stopnia nie interesował się osobą Jana Pawła II, że nawet nie wiedział, jak on wygląda. To wskazuje raczej na proste zlecenie – zleceniodawca mówi kogo zabić, zleceniobiorca podaje cenę. Wszystko wskazuje, że tak było także w przypadku tego zamachu.
W ciągu zaledwie trzech dni Ajvazow przekazał zamachowcom szczegółowe instrukcje i ustalił z nimi kolejność oddawania strzałów. Jak powiedział potem Ali Ağca – „Nasze uzgodnienia były takie, że w każdym przypadku papież musiał zginąć”.
Bułgarski ślad?
W tym momencie można postawić pytanie, dlaczego Bułgarom mogło zależeć na śmierci Jana Pawła II? Odpowiedź wydaje się być prosta – albo chcieli się w ten sposób przypodobać Moskwie, albo po prostu wykonywali rozkazy z Kremla. Na tę drugą ewentualność wskazał Konstantin Karadzow, były szef bułgarskiego odpowiednika KGB. Karadzow, którego nagrane na taśmę magnetofonową wyznania w 1991 roku nadała telewizja RAI-Uno. Powiedział on wprost: – Moskwa głęboko zaniepokojona polityką wschodnią »papieża z Polski« obawiała się, że sama jego obecność na Stolicy Piotrowej wpłynie destabilizująco na cały system wpływów radzieckich we wschodniej i środkowej Europie. Przeprowadzenie zamachu zostało powierzone służbom wywiadowczym podlegającym bułgarskiemu odpowiednikowi KGB“.
Wersję tę potwierdza też opublikowany w marcu 1995 przez włoski tygodnik “Toscana Oggi” rozkaz Komitetu Centralnego KPZR z 1979 r., nakazujący KGB „wykorzystanie wszelkich dostępnych możliwości, by zapobiec nowemu kierunkowi w polityce, zapoczątkowanemu przez polskiego papieża, a w razie konieczności – sięgnąć po środki wykraczające poza dezinformację i dyskredytację”. Pod rozkazem podpisali się: Michaił Gorbaczow, Michaił Susłow oraz inni członkowie KC – Andriej Kirylenko, Konstantin Czernienko, Konstantin Rusakow, Boris Ponomariow, Iwan Kapitonow, Michaił Zimianin i Władimir Dołgich. W marcu 2006 r. specjalna komisja śledcza włoskiego parlamentu ustaliła , że rozkaz zabicia papieża wydał osobiście I sekretarz KC KPZR Leonid Breżniew, a zatwierdziło Biuro Polityczne m.in. Michaił Gorbaczow. Do podobnych wniosków doszli emerytowany włoski sędzia Ferdinando Imposimato i dziennikarz Sandro Provvisionato, autorzy książki o zamachu na polskiego papieża.
Długie ręce KGB
Ferdinando Imposimato i Sandro Provvisionato jako pierwsi powiązali ze sobą trzy zbrodnie – zamach na życie Jana Pawła II, niewyjaśnione do dziś porwanie córki pracownika Watykanu Emanueli Orlandi w czerwcu 1983 roku oraz morderstwo popełnione w na dowódcy Gwardii Szwajcarskiej Aloisie Estermannie i jego żonie przez wicekaprala Cedrica Tornada, który popełni samobójstwo zaraz po tej zbrodni, w maju 1998 roku.
Według sędziego Imposimato zamordowanie Aloisa Estermanna miało na celu wyeliminowanie… szpiega, który za dużo wiedział. Warto pamiętać, że to właśnie Aloies Estermann 13 maja 1981 roku bezpośrednio po zamachu wskoczył jako pierwszy do pojazdu, wiozącego papieża i podtrzymał osuwającego się rannego. Imposimato utrzymuje jednak, że istnieją dowody wskazujące, że Aloies Estermann był agentem Stasi. Jego wersję potwierdza fakt, że w 2002 roku okazało się, że domniemany morderca – Cedric Tornay… sam został zamordowany a feralnego dnia w mieszkaniu dowódcy Gwardii Szwajcarskiej był ktoś jeszcze, na co wskazywały cztery kieliszki stojące na stole. Czyżby w ten sposób rosyjskie służby eliminowały świadków?
Ali Ağca twierdził po zatrzymaniu, że „szatan jest w Watykanie”, w otoczeniu papieża i bez jego pomocy, niczego by nie dokonał. Czyżby miał na myśli Estermana? To nie zostało ustalone. Tak samo, jak kto i dlaczego porwał Emanuelę Orlandi. Hipoteza o żądaniu w zamian za nią uwolnienia Ali Ağcy upadła, tak samo jak mocno naciągana teoria o porwaniu jej przez mafię na zlecenie jednego z dostojników kościelnych. Sędzia Imposimato twierdzi jednak, że istnieją dowody na związek tego przestępstwa z zamachem na życie Jana Pawła II. Autorzy książki zwracają uwagę, że Watykan był i z pewnością nadal jest obiektem zainteresowania obcych wywiadów. W latach osiemdziesiątych był obiektem zainteresowania także polskich spec-służb.
Polski ślad
Karol Wojtyła był inwigilowany przez bezpiekę od młodych lat, a zainteresowanie jego osobą rosło w miarę otrzymywania przez niego kolejnych kościelnych nominacji i popularności wśród wiernych. Jeszcze przed wyborem na papieża krakowska SB robiła dosłownie wszystko, by go zdyskredytować, a jej wysiłki wzrosły po wyborze na Stolicę Piotrową. Wystarczy wspomnieć akcję „Triangolo”, prowadzoną przeciwko Papieżowi w 1983 roku. Polegała ona na podrzuceniu fałszywego „pamiętnika” oczerniającego Jana Pawła II. „Pamiętnik” miał zostać podrzucony a następnie „znaleziony” podczas rewizji przez SB. Nie udało się, bo jej główny wykonawca kpt. Grzegorz Piotrowski – późniejszy morderca księdza Popiełuszki po podrzuceniu kompromitującego papieża „pamiętnika” po pijaku spowodował wypadek. To nie koniec. Według zachowanej dokumentacji wyjazdów IV Departamentu MSW Piotrowski wielokrotnie uczestniczył w spotkaniach z wydziałem do spraw dywersji i walki ideologicznej KGB w latach 1971-1982. Dziennikarze ustalili, że akcja „Triangolo” nie zaczęła się w 1983 roku a zaraz po wyborze Karola Wojtyły na papieża i była szeroko zakrojoną międzynarodową operacją. W spisie wyjazdów pracowników IV departamentu (zajmującego się walką z Kościołem) figuruje dziwna notatka: “29-30 października 1979 w Moskwie na rozmowach przebywał z Zarządem V KGB ZSRR”. Kto – nie wiadomo, gdyż nazwisko esbeka zostało wykreślone. V Zarząd KGB odpowiadał za walkę z religią, w szczególności zaś za “zwalczanie wrogich wpływów Watykanu”. Narada była poświęcona papieżowi Janowi Pawłowi II i jego niedawnej pielgrzymce do Polski. Miesiąc po niej Ali Ağca uciekł z najpilniej strzeżonego tureckiego więzienia. Przypadek?
Według ustaleń sędziego Imposimato 13 maja na Placu Św. Piotra był obecny Adam Pietruszka oraz kilku jego współpracowników. Czy mógł wśród nich być także Grzegorz Piotrowski? W tym czasie od kilku lat przebywał już w Rzymie komunistyczny szpieg, nielegał podlegający bezpośrednio KGB – Tomasz Turowski, oficjalnie kandydat do Zakonu Jezuitów. Tomasz Turowski z uwagi na zaufanie jakim był obdarzony na Watykanie (powierzano mu do tłumaczenia tajne dokumenty Sekcji Wschodniej Stolicy Apostolskiej) był szczególnie cennym agentem. Odwołany dopiero w 1985 roku rozwijał swoje kontakty. To on miał przygotować wizytę śp. Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 roku i to on kazał rosyjskim służbom odebrać kamerę polskiemu operatorowi.
Większość esbeków, którzy mogą potwierdzić polski ślad w zamachu na życie Jana Pawła II żyje i ma się nieźle. Dokumenty spłonęły ale to co ocalało powinno być wystarczającą przesłanką do ich przesłuchania. Zadziwiające, że w „wolnej” Polsce nikt tego nie ma zamiaru zrobić. I tu powstaje kolejne pytanie – czy dlatego, że boimy się prawdy współudziale polskich władz w zamachu, czy dlatego, że komuś zależy na ochronieniu osób w niego zamieszanych przed odpowiedzialnością i hańbą, której nie zmyje żadna propaganda w „postępowych” środowiskach? Czy kiedykolwiek świat dowie się, kto kazał zabić Jana Pawła II?
Źródła:
PAP,
Andrzej Grajewski „Papież musiał zginąć” , www.goscniedzielny.wiara.pl
Marek Lasota „Donos na Wojtyłę” Wydawnictwo Znak, Kraków 2006
WYJAŚNIENIE
Po opublikowaniu w dziele „Kartka z kalendarza polskiego”, artykułu „Kto kazał zabić papieża?”, do naszej redakcji zwrócił się pełnomocnik Tomasza Turowskiego, oficera wywiadu PRL i III RP, jako tzw. nielegał, ulokowanego w kolegium jezuitów w Rzymie w latach siedemdziesiątych.
Zapoznawszy się z jego stanowiskiem, wyjaśniamy, że istotnie Tomasz Turowski nie został odwołany z Włoch w 1985 r., tylko w roku 1980, kiedy przez zakon jezuitów został on przeniesiony do Paryża. Ponadto Tomasz Turowski twierdzi, że nie zajmował się tłumaczeniami ani dla Kongregacji do spraw Kościołów Wschodnich ani dla komórki zajmującej się problematyką wschodnią w Sekretariacie Stanu Watykanu. Tomasz Turowski twierdzi także, że nie ma potwierdzenia, by on jako oficer polskiego wywiadu podlegał bezpośrednio KGB, a ponadto wszelkie dane osobowe związane z oficerami-nielegałami XIV Wydziału Departamentu I MSU były ściśle tajne, jak również, że w 2010 r. nie był organizatorem wizyty Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku. Tomasz Turowski twierdzi też, że nie kazał rosyjskim służbom odebrać kamery polskiemu operatorowi i że w ramach śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej i wydarzeń jej towarzyszących, ustalono, że za incydent z kamerzystą odpowiedzialny był sekretarz Ambasady RP w Moskwie Grzegorz Cyganowski.
Publikując powyższe wyjaśnienia, jak również biorąc pod uwagę, że sprawa działalności Tomasza Turowskiego wzbudza ogromne zainteresowanie, w najbliższym czasie powrócimy do niej, poświęcając Tomaszowi Turowskiemu osobny artykuł.
Redakcja