INFORMUJEMY, NIE KOMENTUJEMY

© 2020-2021 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Centralna Agencja Informacyjna

22:10 | piątek | 22.11.2024

© 2020-2023 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

No menu items!
Więcej

    Polskie bohaterstwo – niemiecka zbrodnia

    Czas czytania: 4 min.

    Kartka z kalendarza polskiego

    22 listopada

    Jan Kazimierz w słuckim pasie

    20 listopada 1648 Chwalcie usta Pannę Marię!Już więcej nie wierzęAni w działa, ni w husarię,W zbroje, ni w pancerze.Za nic wszystkie mi potęgi,Wojsk ogromnych chmura,Za...

    Koniecznie przeczytaj

    5 października 1939 r.

    Było jeszcze ciemno, kiedy ćwiczebny poligon policji gdańskiej na Zaspie, Niemcy czwórkami przyprowadzili spętanych ludzi. Pocztowców polskich. Pozwolili im przyjąć komunię świętą. Potem padła salwa.

    - reklama -

    Przed świtem 1 września 1939 roku Niemcy nie tylko zbombardowali śpiący Wieluń i ostrzelali Westerplatte, ale także zaatakowali Urząd Pocztowy „Gdańsk 1”, potocznie nazwany Pocztą Polską. Około godziny 4:00, budynek w budynku odcięli prąd oraz możliwość wykonywania wszelkich połączeń telefonicznych. O 4.45 przystąpili do ataku.

    W skład atakujących sił niemieckich wchodziły: specjalny oddział gdańskiej Policji Porządkowej (Schutzpolizei) oraz pododdziały SS Wachsturmbann „E” i SS-Heimwehr Danzig. Oddziały te dysponowały oprócz broni ręcznej trzema samochodami pancernymi ADGZ. Atakiem dowodził SS-Untersturmführer Alfred Heinrich, zaś odpowiedzialność operacyjną za akcje formacji paramilitarnych ponosił ówczesny szef gdańskiej policji SS-Oberführer Johannes Schäfer.

    W budynku przebywało w tym momencie 43 pocztowców tegoż oddziału, 10 pocztowców delegowanych z Gdyni i z Bydgoszczy oraz jeden kolejarz polski z Gdańska. Dysponowali oni trzema lekkimi karabinami maszynowymi Browning wz. 1928, pistoletami i karabinami oraz pewną liczbą granatów ręcznych. Poza tym w budynku przebywali jeszcze dozorca domu, jego żona i ich 10-letnia wychowanica Erwina Barzychowska.

    - reklama -

    Plan ataku na polską placówkę pocztową Niemcy opracowali w lipcu 1939 roku. Zakładał on zakładał zdobycie budynku poprzez przebicie otworu w ścianie z sąsiadującego z nim Krajowego Urzędu Pracy. Równocześnie trzy grupy szturmowe miały związać siły obrońców i wedrzeć się do gmachu od frontu.

    Z kolei według założeń Sztabu Głównego Wojska Polskiego pocztowcy mieli się utrzymać przez ok. 6 godzin, do czasu przybycia z odsieczą wydzielonych poddziałów Armii „Pomorze”. Pocztowcom, w przeciwieństwie do dowódcy załogi Westerplatte, nie przekazano informacji o wycofaniu Korpusu Interwencyjnego z Pomorza, ani nie odwołano polecenia obrony. W efekcie, gdy Niemcy zaatakowali, polscy pocztowcy zaciekle i początkowo skutecznie się bronili. Odparli zarówno atak frontalny jak i od strony Urzędu Pracy, gdzie Niemcy rzeczywiście wybili dziury w ścianach. Około godz. 11:00 niemieckie siły atakujące zostały wzmocnione dwoma lekkimi działami kalibru 75 mm. Pomimo tego drugi atak także zakończył się niepowodzeniem napastników.

    Około godz. 15:00 niemiecki nowy dowódca ataku zarządził przerwę w szturmie i dał pocztowcom dwie godziny na kapitulację. Równocześnie została sprowadzona haubica kal. 105 mm, a saperzy wykonali podkop pod ścianą poczty, w którym założyli 600-kilogramowy ładunek wybuchowy. Po upływie ultimatum (o godz. 17:00) ładunek został odpalony burząc część ściany budynku, a oddziały niemieckie przy wsparciu już trzech dział ruszyły do szturmu zajmując część budynku pocztowego. W tym czasie obrona została ograniczona do piwnic, gdzie przed ostrzałem schronili się obrońcy.

    - reklama -

    Około godz. 18:00 pod pocztę sprowadzono motopompy, którymi do piwnic Niemcy wpompowali benzynę podpaloną następnie przy pomocy miotaczy ognia. W wyniku tych działań żywcem spłonęło prawdopodobnie pięciu pocztowców (m.in. Brunon Marszałkowski i Stanisław Rekowski).

    O godz. 19:00 Obrońcy podjęli decyzję o kapitulacji. Jako pierwszy z płonącego budynku wyszedł dyrektor dr Jan Michoń. Mimo że niósł tylko białą flagę został przez napastników zastrzelony. Wychodzący za nim naczelnik poczty Józef Wąsik został żywcem spalony miotaczem płomieni.

    Kaźń

    Z budynku udało się uciec sześciu pocztowcom. Dwóch z nich: Franciszka Mionskowskiego oraz rannego Alfonsa Flisykowskiego, aresztowano już 2 września i osadzono z pozostałymi obrońcami; pozostała czwórka: (Andrzej Górski, Franciszek Mielewczyk, Władysław Milewczyk i Augustyn Młyński) zdołała uciec i przeżyć wojnę. Pozostali Obrońcy zostali aresztowani i umieszczeni najpierw w gmachu Prezydium Policji w Gdańsku (28 osób), a rannych i poparzonych (16 osób) umieszczono w szpitalu miejskim (sześć osób zmarło, w tym ciężko poparzona Erwinka). Już 8 września Niemcy postawili pocztowców przed parodią sądu. Wszystkich Niemcy skazali na śmierć za „partyzantkę”.

    5 października, około godziny 4 nad ranem, na ćwiczebnym poligonie policji gdańskiej na Zaspie Niemcy wykonali swój wyrok. Pocztowcy zostali przez nich rozstrzelani na terenie starej strzelnicy przy lotnisku we Wrzeszczu i w tym samym miejscu pogrzebani. Według zachowanych świadectw na miejsce kaźni Niemcy przyprowadzili ich czwórkami, spętanych. Nad wykopanym przez więźniów Stutthofu grobem pozwolili im przyjąć komunię świętą, co było czymś wyjątkowym w historii niemieckich zbrodni w Polsce. Zazwyczaj Niemcy nie zaprzątali sobie głowy takimi „drobiazgami”. Być może chodziło tu (jeszcze) o pokazanie niemieckiej kultury nawet przy wykonywaniu wyroków śmierci. Dół, do którego wrzucili ciała pocztowców, Niemcy zasypali gaszonym wapnem i dokładnie pokryli murawą. Dziś wiadomo, że jednym z kierujących egzekucją był SS-Sturmbannführer Max Pauly, ówczesny komendant obozu koncentracyjnego Stutthof (w roku 1946 skazany został on przez Brytyjski Trybunał Wojskowy na karę śmierci przez powieszenie). Jednak odpowiedzialnych za mord sądowy Hansa Giesecke i Kurta Bode, którzy skazali pocztowców na śmierć, nigdy nie spotkała jakakolwiek kara. Zostali po wojnie zdenazyfikowani. Giesecke został dyrektorem Sądu Krajowego Hesji we Frankfurcie nad Menem, a Bode był sędzią, a potem wiceprezesem Wyższego Sądu Krajowego w Bremie. Zmarli w latach siedemdziesiątych jako cenieni prawnicy. Niemcy nigdy nie wypłaciły Polsce ani feniga odszkodowania za tę zbrodnię, a dziś uważają sprawę za zamkniętą.

    Śledź nas na:

    Czytaj:

    Oglądaj:

    2 KOMENTARZE

    Subskrybuj
    Powiadom o

    2 komentarzy
    oceniany
    najnowszy najstarszy
    Wbudowane informacje zwrotne
    Zobacz wszystkie komentarze
    pablo
    07.10.2022 04:04

    niemieckie bandyctwo.

    PI Grembovitz
    17.10.2022 14:27

    Tacy zawsze byli Niemce…
    Zwierzęta, “świnie” cytat…
    Obecnie niemiecka UE Niemiec
    Jak neue
    IV/V Rzesza niemiecka bis!
    Odszkodowania!
    Reparacje!
    Ps.
    “Niemcy i Rosja zawsze razem – przeciw Polsce”
    SCat Mackiewicz

    reklama spot_img

    Ostatnio dodane

    Jan Kazimierz w słuckim pasie

    20 listopada 1648 Chwalcie usta Pannę Marię!Już więcej nie wierzęAni w działa, ni w husarię,W zbroje, ni w pancerze.Za nic...

    Przeczytaj jeszcze to!

    2
    0
    Podziel się z nami swoją opiniąx