INFORMUJEMY, NIE KOMENTUJEMY

© 2020-2021 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Centralna Agencja Informacyjna

04:20 | piątek | 22.11.2024

© 2020-2023 r. FreeDomMedia. All rights reserved.

Cudowne ocalenie miasta

Czas czytania: 4 min.

Kartka z kalendarza polskiego

22 listopada

Jan Kazimierz w słuckim pasie

20 listopada 1648 Chwalcie usta Pannę Marię!Już więcej nie wierzęAni w działa, ni w husarię,W zbroje, ni w pancerze.Za nic wszystkie mi potęgi,Wojsk ogromnych chmura,Za...

Koniecznie przeczytaj

9 marca 1989 r.

Dziewiątego marca 1989 roku wszyscy mieszkańcy Białegostoku znaleźli się o włos od śmierci. Gdyby rozszczelniły się wypełnione chlorem wagony kolejowe, zginęłoby 200 tys. ludzi.

- reklama -

To była końcówka PRL-u, ale wciąż PRL. Dwie godziny po północy, już 9 marca 1989 r. na stację Białystok Fabryczny wjechał pociąg towarowy zmierzający z ZSRR do NRD. W skład pociągu wchodziło m.in. 12 cystern z ciekłym chlorem o stężeniu 99,9 procent. W każdej było od 43 do 52 ton ciekłego chloru – śmiertelnej trucizny. Aby wyjechać z miasta, pociąg musiał przejechać przez stację Białystok Centralny. Krótko po tym, jak wyruszył w jej stronę, na skutek pęknięcia szyny, skład wykoleił się. Huk był tak ogromny, że obudził mieszkańców dużego osiedla na sąsiadującej z torami ulicy Poleskiej. Cztery cysterny spadły z wywróconych do góry kołami wózków, stoczyły się z nasypu i utknęły w ziemi.

Ciekły chlor to śmiertelna trucizna. W połączeniu z powietrzem, tworzy ciężki obłok. Jest zabójczy dla wszystkiego, co żyje. Gdyby z cystern wyciekł chlor, śmiercionośny obłok miałby szerokość 4-5 kilometrów i rozprzestrzeniłby się na odległość 50 km od miejsca katastrofy. Tej nocy wiatr wiał w stronę miasta. Zginęłoby 80 proc. jego mieszkańców. Nigdy w historii Polski nie pojawiło się tak wielkie zagrożenie masowej śmierci. Nawet wybuch w Czarnobylu był mniej śmiercionośny niż mogła być ta katastrofa. Dla uśpionego miasta nie byłoby ratunku. Ludzie umarliby w męczarniach w ciągu kilkudziesięciu minut.

Panika

- reklama -

Miejsce katastrofy natychmiast zostało otoczone milicyjnym kordonem, a lokalne władze… nie poinformowały mieszkańców, co się stało. Samej katastrofy ukryć się nie dało, na miejsce ściągnięto jednostki straży pożarnej, ale nie miały one ani odpowiedniego sprzętu ani przeszkolenia na wypadek takich zdarzeń.

Ściągnięto jednostkę Centralnej Stacji Ratownictwa Chemicznego przy rafinerii w Płocku. Specjaliści szybko uświadomili białostockim strażakom bezcelowość użycia przez nich masek gazowych. Gdyby chlor wyciekł, nic by im nie dały. Umarliby w ciągu kilku minut.
Tymczasem w każdej chwili mogło dojść do rozszczelenienia cystern i powstania śmiercionośnego obłoku. Informacje, które przeciekły do społeczeństwa spowodowały, że białostoczanie próbowali uciec z miasta, inni próbowali chronić się na najwyższych piętrach białostockich wieżowców.

Godzina miłosierdzia

- reklama -

Akcją ustawiania wagonów na torach kierował ppłk poż. Krzysztof Wojtecki z Wojewódzkiej Komendy Straży Pożarnej. O godzinie 14 przy pomocy specjalnego dźwigu kolejowego, podniesiono jedną z cystern. innych relacji, pierwszą cysternę postawiono na torach o godzinie 15.00 – w Godzinie Miłosierdzia. Niebezpieczeństwo było nawet większe, bo chwila nieuwagi, drobny ludzki błąd, mogły doprowadzić do rozszczelnienia cystern i olbrzymiej katastrofy. Dopiero o 21-wszej, po kilku próbach, na tory wróciły kolejne cysterny. Pociąg odholowano na dworzec Białystok Fabryczny, stamtąd 10 marca, o godz. 17:15, wysłano je do Żedni, oddalonej o 20 km od Białegostoku. Mieszkańcy miasta mogli odetchnąć.

Cud

Już w ciągu kilku dni po 9 marca, o wydarzeniach w Białymstoku mówiono w całej Polsce, a nawet poza jej granicami. Dopiero wtedy, na jaw wyszło, jak ogromne niebezpieczeństwo wisiało nad miastem. I pojawiło się pytanie, jak to możliwe, że nikt nie zginął, że kiepskie ruskie wagony nie rozszczelniły się? Mogło zginąć ponad 200 tys. ludzi, Białystok i jego okolice stałyby się martwą strefą.

Białystok, zamieszkany przez katolików i prawosławnych zaczął mówić o cudzie. A ludzie przypomnieli sobie jednego księdza. To właśnie w Białymstoku ostanie lata życia spędził ks. Michał Sopoćko, spowiednik św. Faustyny Kowalskiej, apostoł kultu Miłosierdzia Bożego. Mieszkał u sióstr zakonnych przy ulicy Poleskiej, tuż obok torów, na których wykoleił się pociąg z chlorem. Ks. Sopoćko zmarł obok kaplicy Świętej Rodziny, obecnie św. Faustyny, przy ulicy Poleskiej. Tor kolejowy, przebiegał pomiędzy wspomnianą kaplicą i dzisiejszym kościołem Bożego Miłosierdzia, środkiem parafii.

Według świadków, ks. Sopoćko miał zwyczaj modlić się niemal dokładnie w miejscu, gdzie doszło do wykolejenia pociągu. Mieszkańcy miasta, niezależnie od wyznania, nie mieli wątpliwości – ocaleli cudem.

Kilka miesięcy później, 27 grudnia 1989 roku wprowadzono zakaz przewozu chloru przez Białystok. Informujący o tym i wracając do sprawy katastrofy kolejowej, „Kurier Podlaski” pisał: „Doszło (!) do wycieku śmiercionośnej trucizny i właściwie tylko cud poparty szybkim refleksem kolejarzy, uratował Białystok przed tragedią. Prawdopodobnie zginęłyby tysiące ludzi”.

W 1994 roku w miejscu katastrofy, na pamiątkę ocalenia miasta, ustawiony granitowy krzyż. Napis na krzyżu głosi „Jezu, ufam Tobie”. Co roku, 9 marca w białostockich kościołach i cerkwiach są odprawiane dziękczynne msze święte za ocalenie miasta, a pod krzyżem odbywają się rocznicowe uroczystości.

Krzyż ustawiony w Białymstoku, w miejscu katastrofy, na skrzyżowaniu ulic Wąskiej i Poleskiej.

Śledź nas na:

Czytaj:

Oglądaj:

Subskrybuj
Powiadom o

0 komentarzy
oceniany
najnowszy najstarszy
Wbudowane informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze
reklama spot_img

Ostatnio dodane

Jan Kazimierz w słuckim pasie

20 listopada 1648 Chwalcie usta Pannę Marię!Już więcej nie wierzęAni w działa, ni w husarię,W zbroje, ni w pancerze.Za nic...

Przeczytaj jeszcze to!

0
Podziel się z nami swoją opiniąx