Niemieckie koty skazane na zamknięcie. Wreszcie poczują, jak to jest tygodniami nie móc wyjść z domu. Opuszczenie przez nie mieszkania będzie kosztować co najmniej 500 euro.
Gdyby ktoś chciał dowiedzieć się, jak wygląda życie w miejscu zdominowanym przez ekologów, powinien koniecznie udać się do miasta Waldorff w Niemczech. Został ram właśnie wprowadzony zakaz poruszania się… kotów. Na całe lato. A wszystko dlatego, że koty polują na dzierlatki. Kiedyś można by to jeszcze traktować w przenośni, ale teraz (zwłaszcza w Niemczech i innych „światłych” krajach takie przenośnie straciły racje bytu). Chodzi więc dosłownie o koty i o dzierlatki zwyczajne zw. też śmieciuszkami.
Dwieście tysięcy kary
Rzecz w tym, że dzierlatki, ptaszki z rodziny skowronków, budują gniazda na ziemi. Koty zaś w świecie dzikiej przyrody są „prawdziwymi zabójcami” (i dla wielu już się wyjaśniło, czemu jeden polski polityk uwielbia koty). Władze miasta wymyśliły więc, że trzeba chronić drastycznie spadającą populację dzierlatki, zamykając koty w domach. Nie będzie kotów – nie będzie polowań i ptaki przetrwają. Proste. W ten sposób obwieściły obowiązek trzymania kotów „pod kluczem” aż do końca sierpnia. Przez ten czas niech żaden kot nie śmie pokazać się na mieście.
Władze zapowiadają, że właściciel kota przyłapanego na wałęsaniu się poza domem, za każdym razem zapłaci karę w wysokości 500 euro. Jeśli kot-morderca zrani lub zabije dzierlatkę zwyczajną, kara wzrośnie do 50 tys. euro, czyli ok. 230 tys. złotych. Nawet dla Niemców to sporo.
Walka na prawa
Jak to w takich przypadkach bywa, obrońcy dzierlatek ostro starli się z obrońcami praw kotów, uważających, że nakładanie tego typu ograniczeń, to jawne pogwałcenie praw tych czworonogów, które w dodatku nie są winne ani spadkowi populacji dzierlatek ani temu, że są genetycznie zaprogramowane do zabijania. W dodatku zamknięcie na długie tygodnie w domu będzie koty niezwykle stresować, co odbije się na ich zdrowiu (jak wiadomo, zamykanie ludzi na długie tygodnie w domach służyło ich zdrowiu). Nie wiadomo, jak odbije się to na populacji myszy, ale tym władze zajmą się później. Może myszy nie będą się rozmnażać, albo w niemieckich miastach (w przeciwieństwie do innych) myszy (nie mówiąc o szczurach) nie ma, więc koty polują tylko na dzierlatki, które w mieście są. Nie wiadomo też, co z zakazem poruszania się ludzi czy psów, które też mogą dzierlatki stresować i sprawić, że porzucą one swoje młode.
Końca konfliktu nie widać. Parafrazując słowa Kaźmirza Pawlaka „u nas choć do kotów nie czepiają się”. Chociaż…
Spojrzałem na mojego miauczacego przyjaciela .
Śpi po II śniadaniu .
Niemieccy ekolodzy powinni
przeprowadzać rozmowy
uświadamiające z każdym
kotem osobno …